Stefan Smołka: Dla Romanka Pamięci pokłon 4

W sobotę 15 maja późnym popołudniem już po raz czwarty do walki na rybnickim torze stanie światowa czołówka żużlowców, żeby w ten sposób, po sportowemu, uczcić pamięć tragicznie zmarłego w 2006 roku Łukasza Romanka - ostatniego prawdziwego żużlowego brylantu rozbłyskującego z kolebki czarnego sportu - Rybnika.

Tak rodzi się dobra tradycja. Po części ten turniej jakoś tak samoistnie i w zadziwiająco naturalny sposób upamiętnia również poprzedników Łukasza Romanka w fatalnym ciągu tragicznych odejść - aktów samounicestwienia - Roberta Dadosa i Rafała Kurmańskiego. Niech pamięć o nich nie ginie! Zasługują na to wszyscy trzej. Sam Łukasz był żużlowcem, który w czasie krótkiej kariery, usłanej sukcesami, aspirował do miana wielkich. Młodzieżowy Mistrz Polski, Mistrz Europy. W Rybniku niestety widać, że lata mijają, a Łukasz w tym względzie pozostaje ostatnim. Po nim jest tylko coraz bardziej gęsta mgła. Inna sprawa, że sprawdza się porzekadło, iż "biednemu zawsze wiatr w oczy", zdarza się bowiem w tym miejscu sprzysiężenie złych mocy. I nie ma w tym bynajmniej ulegania "spiskowej teorii dziejów". Ale to temat na inne opowiadanie.

W tym roku dochodzi czynnik dodatkowy - Andrzej Skulski nie żyje. W listopadzie ubiegłego roku zmarł nagle, zostawiając nas w bólu, który nie mija. Był charyzmatycznym prezesem Rybek Rybnik, po śmierci Łukasza dał się porwać idei turnieju, po czym został jednym z głównych realizatorów kolejnych Turniejów Pamięci Romanka. Poniekąd czcimy również Jego Pamięć. Perfekcyjnie jak zwykle przeprowadził trzy wspaniałe imprezy, dzięki którym Rybnik na te chwile wracał do żużlowej "macierzy". Do czwartego się szykował, ale... nie było mu widać pisane zostać z nami, bo pewnie, jak wyraził się jeden z komentatorów na internetowym forum: "...w niebie wśród znakomitych działaczy był dokuczliwy wakat".

Łukasz Romanek podczas swojego ostatniego treningu

fot. Justyna Jurczyk

Na szczęście prawdziwym przyjacielem Łukasza Romanka i jego rodziny był - i pozostał - Krzysztof Mrozek, który śmierć Łukasza przeżył jak stratę własnego syna. Wiem z relacji świadków, że długo nie mógł p. Krzysztof dojść do siebie po stracie swojego podopiecznego, dla którego był mentorem, sponsorem, menedżerem, wiernym towarzyszem na dobre i na złe. Tak jak rodzina, złu ostatecznemu przeciwdziałać nie mógł, bo Łukasz był już - na własną zgubę - dorosłym człowiekiem, przynajmniej z metryki. Zostało czczenie Łukasza pamięci, które Pan Krzysztof Mrozek jako pierwszy podjął i wpisał w swoje życiowe credo. Z pasją dziś mówi: - Nawet jak przyjdzie mi robić to dla jednego tylko wielbiciela talentu Romanka, to nie zawaham się - dla Łukasza to zrobię! Ale czuję, że sporo nas jeszcze zostało, choć niezbadana jest i przewrotna natura kibica.

Do pomocy p. Krzysztofowi w organizacji turnieju włącza się jak zwykle grupa najbliższych współpracowników z Henrykiem Frysztackim, Dariuszem Spendelem, Jarosławem Pawliczkiem i Mirosławem Prusem. Jest również sztab ofiarnych działaczy miniżużlowego klubu Rybki, który po śmierci swojego ojca - założyciela wciąż żyje i trwa w tych trudnych czasach totalnej komercjalizacji sportu. Pomocy swojej nie skąpi szefostwo klubu RKM ROW Rybnik, z prezesem Michałem Pawlaszczykiem, Dariuszem Momotem i zawsze oddanym każdej dobrej sprawie Józefem Cycułą, ze strony gospodarza miejskiego stadionu na ul. Gliwickiej. Tu ukłon wdzięczności w stronę prezydenta miasta, pana Adama Fudalego. Widać stąd, że jak rzadko w którym przedsięwzięciu, jesteśmy wyjątkowo zjednoczeni - razem. Może to przenieść na inne sfery? Od samego początku ideę turnieju wspiera Marian Maślanka, prezes częstochowskiego Włókniarza.

Po niedawnej śmierci Skulskiego sprzed pół roku istniała obawa, czy osierocone Rybki przetrwają trudny czas, przewijała się w szeptach, wisiała niemal w powietrzu, nawet podczas uroczystości pogrzebowych. Ksiądz Marek Bernacki, znany rybnicki animator ruchów aktywizujących młodzież, nie tylko w sferze czysto religijnej, podczas homilii też nie omieszkał o to w imieniu zmarłego się upomnieć. Apelował, ażeby dorobek Świętej Pamięci Andrzeja nie został zmarnowany. Mówił to wprost w przejęte zapłakane twarze młodych chłopców i ich opiekunów.

W sens i powodzenie dalszej pracy "ani przez jedną sekundę" - jak mówi z przekonaniem - nie wątpił natomiast człowiek czynu Krzysztof Mrozek. Jest Turniej Pamięci i... Rybki żyją. W przyszłym roku do Chwałowic znów zjeżdża miniżużlowy świat. Będzie kolejny barwny międzynarodowy piknik pod kopalnianą hałdą. Ziarno zasiane wydaje owoc. To oczywiście znów jest zasługa ludzi, między innymi p.o. prezesa Witolda Tendery, Bartosza Skulskiego - syna Andrzeja, Tadeusza Padowskiego i jego syna Dariusza, Antoniego Szymika, Antoniego Skupienia, Mirosława Woryny, Dariusza Przeliorza, Tadeusza Matuszewskiego i innych. Z chwilą bliższego poznania w tych ludziach uderzają trzy dominujące cechy: uczciwość połączona ze skromnością, wielka ofiarność i profesjonalizm w działaniu - najlepsze dziedzictwo śp. Andrzeja Skulskiego. Szkoda, że wsparcie "Warszawy" dla Rybek nie wykazuje tendencji wzrostowych, lecz raczej oddani działacze klubowi zmagają się, o czym mówią z zatroskaniem, z trendem odwrotnym. To musi budzić niepokój.

Znakomita obsada turnieju gwarantuje emocje. Stawi się w sobotę przy Gliwickiej czołówka żużlowców Grand Prix IMŚ, ale to przecież nie kolejny finał SGP, lecz sportowa gala, a te rządzą się swoimi prawami - to czas na uwolnienie fantazji młodości, odrobiny szaleństwa w rozsądnych ramach oraz elementu sensacji. Na turniejach Romanka nie może być miejsca na nudę.

Tak ma zostać dla chwały Ich Pamięci.

Stefan Smołka

Komentarze (0)