Greg Hancock: Nie chcę być zapamiętany jako facet, który pożegnał się z torem o 10 lat za późno

Greg Hancock to w chwili obecnej jedyny żużlowiec rodem ze Stanów Zjednoczonych, będący w stanie rywalizować ze światową czołówką. Indywidualny Mistrz Świata z 1997 roku ma już 40 lat na karku, a wciąż nie może doczekać się godnego następcy. Ba, na horyzoncie nie widać nawet Amerykanina, który dałby radę powalczyć o awans do cyklu Grand Prix.

W tym artykule dowiesz się o:

- Nie wiem, czy kiedykolwiek pojawi się taki drugi Greg Hancock. W końcu może przecież wyłonić się ktoś jeszcze lepszy! Teraz jednak trudno mi cokolwiek powiedzieć. Ameryka jest ogromna i wiele się w niej dzieje, dlatego część chłopaków osiąga w speedwayu pewien poziom, a później skupia się na czymś, co pozwala na zarobienie większych pieniędzy. Na Wyspach jeździ jednak taki jeden młodzieniec, w którego wierzę, i który ma nieprzeciętny talent. On nazywa się Ricky Wells, ma bardzo dobre przygotowanie sprzętowe i potrzebuje tylko kilku wskazówek, które pozwolą mu pójść we właściwym kierunku - powiedział Hancock.

"Herbie" jest w tym momencie najstarszym uczestnikiem zmagań o tytuł IMŚ. Ostatnimi laty walka o miano najlepszego jeźdźca globu rozgrywała się pomiędzy dość wiekowymi zawodnikami, ale teraz cykl przechodzi renesans i ściga się w nim kilku bardzo młodych żużlowców, takich jak Emil Sajfutdinow, Chris Holder oraz Tai Woffinden, z których dwaj pierwsi czują się w elicie jak ryby w wodzie. - To nie jest dla mnie żadne zaskoczenie. Sajfutdinow po wywalczeniu w ubiegłym roku brązowego medalu IMŚ stał się wzorem dla młodych jeźdźców, którzy dopiero chcą się dostać do serii - dodał Amerykanin.

Do niedawna mistrzami świata zostawali tylko i wyłącznie żużlowcy ścigający się w brytyjskiej Elite League, gdzie zawodnicy mają możliwość startów na wielu trudnych technicznie torach. Teraz jednak większość czołowych jeźdźców rezygnuje z jazdy na Wyspach, a Nicki Pedersen oraz Jason Crump udowodnili, że bez regularnych występów w Zjednoczonym Królestwie również można zdobywać najwyższe laury. - Łącznie na Wyspach spędziłem około 17 sezonów. Ligi w Polsce oraz Szwecji są obecnie otwarte na obcokrajowców, więc jeśli chciałbym startować również w Wielkiej Brytanii, to uwzględniając jazdę w GP miałbym w sezonie od 110 do 130 imprez do zaliczenia. A to nie wszystko, bo doliczyć trzeba również czas poświęcony na podróże pomiędzy miastami. Ja lubię być wypoczęty oraz dbam o swój organizm, więc postanowiłem zrezygnować z jednej z lig i padło na tę, której kalendarz rozgrywek był najbardziej napięty. Moja decyzja nie miała nic wspólnego z pieniędzmi i uważam, że była jedną z najsłuszniejszych w moim życiu - kontynuował reprezentant Stanów Zjednoczonych.

Jeździec Falubazu Zielona Góra na razie nie myśli o zakończeniu przygody ze speedwayem i wciąż wierzy, że po raz drugi w karierze uda mu się zostać mistrzem świata. - Chcę wygrywać i wierzę, że jeszcze stać mnie na zwycięstwa. Nie zamierzam rezygnować, dopóki moje nastawienie nie ulegnie zmianie. Zapewniam jednak, że powiem "dość" w odpowiednim momencie, bo nie chcę być zapamiętany jako facet, który pożegnał się z torem o 10 lat za późno - zakończył Hancock.

Po dwóch turniejach cyklu Grand Prix 2010 Greg Hancock z dorobkiem 18 punktów zajmuje 7. lokatę w klasyfikacji przejściowej IMŚ. Najbliższy turniej tegorocznego czempionatu odbędzie się w sobotę w Pradze.

Komentarze (0)