Adrenalina meczowa lepsza od środków przeciwbólowych - rozmowa z Ronnim Jamrożym, zawodnikiem RKM ROW Rybnik

Ronnie Jamroży to jeden z tych zawodników, którym raczej na rękę jest fakt, że pogoda pokrzyżowała w ostatnią niedzielę plany na rozegranie meczu pomiędzy Rekinami i Skorpionami. Krajowy lider RKM ROW dochodzi do siebie po ciężkiej kontuzji ręki, której doznał w spotkaniu ligowym przeciwko GTŻ Grudziądz. Jak sam zawodnik mówi jest oczywiście gotowy do jazdy i walki o ligowe punkty, ale ręka w dalszym ciągu daje o sobie znać.

Krzysztof Kaczmarczyk: Ronnie mecz z Poznaniem został odwołany przez sędziego zawodów, pana Ryszarda Bryłę. Jest to dobra decyzja?

Ronnie Jamroży: Uważam, że tak, bo warunki na torze byłyby chyba dzisiaj o wiele gorsze w porównaniu do meczu z Grudziądzem. Tor był mokry i szłaby potężna wodna szpryca, więc jak najbardziej słuszna decyzja. Myślę, że nasze zdrowie jest najważniejsze. Jeśli ktoś jechałby pierwszy, to jeszcze nie miałby takiego problemu, ale już kolejni zawodnicy mieliby problemy z widocznością. Takie okoliczności mogły powodować wiele niebezpiecznych sytuacji na torze.

Przymierzałeś się do tego toru przed zawodami czy z góry zakładałeś, że zawody nie dojdą do skutku?

- Powiedzmy, że tor do momentu pierwszego czy drugiego deszczu wyglądał dobrze i nie byłoby problemu z odjechaniem tych zawodów. Niestety, kolejne opady spowodowały, że nawierzchnia całkowicie się rozmoczyła i woda stała na jej powierzchni. Nie było zatem mowy o jakiejkolwiek jeździe. Jeżeli jednak zostałaby podjęta decyzja, że jedziemy, byłbym w stu procentach sprawny i gotowy, żeby na nim jechać i walczyć o punkty.

No właśnie. Użyłeś sformułowania sprawny. Jak z twoim zdrowiem, a raczej z kontuzjowaną ręką?

- Jest coraz lepiej. Wiadomo, rana goi się, ale z tego typu kontuzjami nie jest nigdy najlepiej, bo rany goją się dość długo. Występuje jeszcze pewna martwica, która pozostała po tym oparzeniu. Dlatego też miejsce, które było szyte nie zrasta się tak dobrze. Cały czas mam opatrunki, cały czas mam zabiegi, żeby to wszystko jak najszybciej się zagoiło. Najbardziej pomaga po prostu czas i jeszcze troszeczkę to potrwa, żeby ręka była w pełni sprawna.

Wróćmy jednak do odwołanego meczu. To kolejne zawody, które nie odbyły się w zaplanowanym terminie. Chyba będzie duży problem z wyznaczeniem kolejnej daty, żeby móc odjechać to spotkanie?

- Wiadomo, kalendarz jest trochę napięty, bo kilka imprez zostało już wcześniej przełożonych. Jakiś wolny termin jednak z pewnością zostanie znaleziony. Teraz pytanie tylko czy wszystkim będzie on odpowiadał. Trzeba bowiem tutaj pamiętać, że termin ten musi pasować zarówno wszystkim zawodnikom od nas, jak i zawodnikom drużyny z Poznania. Wiadomo, że jest to też z myślą o kibicach, bo jak najlepsze składy w zespołach stworzą jak najlepsze widowisko na torze. Mam nadzieję, że kierownictwa dojdą do porozumienia i znajdą taki termin, żeby oba zespołu mogły przystąpić do meczu w swoich najmocniejszych składach.

Zapowiedzi przed meczem były w Rybniku szumne, bo mieliście jechać nie tylko o samą wygraną i dwa punkty, ale i o bonus, który da dodatkowe oczko w ligowej tabeli.

- Taki był plan, żeby walczyć o komplet punktów. Dlatego też w sobotę odbyliśmy trening, na którym obecni byli wszyscy zawodnicy. Myślę, że wszyscy byli bardzo dobrze spasowani do tej nawierzchni, która była. Wiadomo, że w niedzielę byłaby ona zdecydowanie odmienna ze względu na pogodę. Z pewnością takie treningi są potrzebne obcokrajowcom, którzy pojeździli i jeszcze lepiej poznali geometrię tego toru oraz jego nawierzchnię. To z pewnością pomogło by w dopasowaniu optymalnie sprzętu do naszych warunków. Polaków to oczywiście też dotyczy. No cóż pojedziemy w innym terminie, ale cel z pewnością się nie zmieni.

3 punkty w rywalizacji z PSŻ Lechma z pewnością bardzo mocno poprawiłyby wam humory. Punkty w ligowej tabeli są wam przecież bardzo potrzebne w waszej obecnej sytuacji.

- Tak, ale uważam, a raczej życzyłbym sobie, żeby było odmiennie w porównaniu z ubiegłym sezonem. Wtedy zaczęliśmy rozgrywki rewelacyjnie, a potem można powiedzieć, że nas trochę przyduszono. W efekcie, na koniec nie wyszło już tak super, jak się zapowiadało. W tym roku zaczęliśmy od wygranej, ale potem przyszła porażka z Grudziądzem, połączona ze zbiegiem niefortunnych okoliczności i kontuzji. Mam nadzieję, że tendencja zdobywanych punktów będzie już tylko zwyżkowa, a końcówkę sezonu będziemy mieli zdecydowanie lepszą od tej z sezonu 2009.

No właśnie, jednym z pechowców pamiętnej już potyczki z GTŻ Grudziądz był Ronnie Jamroży. Od tego czasu nie pojawiałeś się na torze, tylko walczyłeś z ręką. Sprawa odmieniła się w środku tygodnia. Zdołałeś trochę potrenować i wystąpić w ćwierćfinale Indywidualnych Mistrzostw Polski na torze w Opolu. 9 punktów i awans, czyli powrót do żużla udany?

- Można powiedzieć, że był to udany powrót na tor po blisko czterech tygodniach przerwy. W środę odbyłem jeden trening i nie da się ukryć, że zawody te również traktowałem treningowo. Tym bardziej zatem wynik cieszy i widać, że forma po tej przerwie nie jest najgorsza. W dalszym ciągu będę jednak nad nią pracował, żeby była jak najlepsza i ciągle rosła.

Cztery tygodnie przerwy przez kontuzjowaną rękę. A jak ona spisywała się podczas tych zawodów? Dawała się we znaki i walczyłeś z bólem czy miałeś swobodę?

- Po zawodach troszkę bólu było. W trakcie wiadomo jak to jest. Gdy staje się pod taśmą żadnego bólu się nie czuje i chce się wygrać bieg. Adrenalina zadziałała zamiast środków przeciwbólowych (śmiech). Trzeba zacisnąć zęby i jechać, a nie myśleć o bólu. Po dwóch, trzech biegach czułem się już komfortowo i w miarę fajnie mi się jechało, a efektem jest awans do półfinału. Żadnych środków przeciwbólowych nie muszę brać, zatem nie mogę narzekać.

Komentarze (0)