Przypomnijmy, w czwartym biegu środowych zawodów I rundy MDMP w Częstochowie doszło do pierwszego tego dnia groźnego wypadku. Na ostatnim łuku jadący na drugiej pozycji Marcin Bubel wykręcił popularnego bączka i zahaczył przednim kołem swego klubowego kolegę Kamila Cieślara. Wychowanek Rybek Rybnik nie miał szans uniknięcia upadku i z całym impetem uderzył w dmuchaną bandę okalającą częstochowski owal, w konsekwencji czego został odwieziony do jednego z częstochowskich szpitali. - Na szczęście Marcin czuje się dobrze, już dzisiaj (czwartek) chciał wyjść ze szpitala. Nie pozwolono mu jednak na to, i bardzo dobrze, bo wiadomo, że szpitalna opieka w takich sytuacjach jest bardzo przydatna. Kamil Cieślar także czuje się już lepiej, przeszedł wczoraj operację i póki co musimy czekać z diagnozami - powiedział szkoleniowiec Włókniarza Częstochowa, Jan Krzystyniak.
Pech przydarzył się także winowajcy upadku Cieślara. W 13. odsłonie dnia Marcin Bubel wyraźnie przeszarżował i z ogromną siłą wpadł wraz z motorem w bandę na drugim łuku częstochowskiego toru. Całe zdarzenie wyglądało dramatycznie, bowiem wydawało się, że młody żużlowiec stracił przytomność. Także w jego przypadku musieli interweniować medycy i Bubel w karetce opuścił stadion przy ulicy Olsztyńskiej. Jak oba wypadki skomentował trener częstochowian? - Czasami jest tak, że ambicje przerastają umiejętności. Szczególnie młodych zawodników ponosi fantazja i później oglądamy takie upadki. Nie wiem do końca skąd się to bierze, ale początkujący żużlowcy nabierają bardzo złych, błazeńskich wręcz nawyków, które podpatrują u swych starszych kolegów po fachu. Dlatego też tacy młodzi chłopcy na łuku zdejmują nogę z haka, a nie czarujmy się, jeśli nie masz nogi na haku podczas pokonywania łuków, to tak naprawdę nie masz kontroli nad motocyklem i, mówiąc kolokwialnie, nie czujesz gruntu pod stopami. Trzeba sobie jasno powiedzieć, że w obu upadkach winę za nie ponosi Marcin, on taki właśnie błąd popełnił, za bardzo chciał, zdjął nogę z haka i nagle stracił panowanie nad motorem, obróciło go i Kamil nie miał miejsca, nie miał gdzie uciec. Tak to się musiało skończyć. Ważne jednak, by młodzi zawodnicy wyciągali wnioski z takich upadków i by później błędy się nie pojawiały - w ostrym tonie skomentował wydarzenia na torze szkoleniowiec częstochowskich Lwów.