Davidsson i Miturski bez złamań

O wielkim szczęściu mogą mówić Jonas Davidsson oraz Borys Miturski, którzy w czwartkowym spotkaniu z Tauronem Azotami Tarnów zanotowali bardzo groźnie wyglądający upadek. Na całe szczęście nie potwierdziły się pierwsze diagnozy i obaj zawodnicy wyszli z upadku praktycznie bez szwanku. Zawodnicy częstochowskiego zespołu są jednak mocno poobijani i zwłaszcza występ Szweda w niedzielnym pojedynku z Unibaxem Toruń stoi pod dużym znakiem zapytania.

- Jonas przeszedł badania w szpitalu, które na szczęście wykluczyły jakiekolwiek złamania. Ale z jego stanem zdrowia nie jest rewelacyjnie. Właśnie leci do Szwecji i tam będzie kontynuował leczenie. Będzie konsultował się ze swoimi szwedzkimi lekarzami. Na sobotę jestem z nim umówiony na rozmowę telefoniczną i poznam decyzję, czy będziemy mogli skorzystać z jego usług w niedzielnym spotkaniu z Unibaxem. Jeśli chodzi o Borysa Miturskiego, to pierwsze diagnozy mówiły o złamanej ręce, ale na całe szczęście skończyło się na strachu. Wszystko jest w porządku. Jest tylko trochę poobijany. Na początku wszystko go bolało. Nie dawał się w ogóle dotknąć, ale z czasem ból minął i nic poważniejszego się nie stało - przekazał menedżer częstochowskiej drużyny, Jarosław Dymek.

O ile nic nie stoi na przeszkodzie w występie Miturskiego w niedzielnym pojedynku z Unibaxem Toruń, o tyle udział Davidssona w tym spotkaniu jest niepewny. Kierownictwo "Lwów" jest przygotowane na każdą ewentualność. - Wspólnie z trenerem rozważymy kilka wariantów. Jesteśmy przygotowani na wszystko: zarówno na start Jonasa, jak i zastąpienie go innym zawodnikiem, czy też zastosowaniem zastępstwa zawodnika. Myślimy, działamy i opracowujemy każdą możliwą strategię - dodaje Dymek.

Zawodnicy obu zespołów, a zwłaszcza tarnowianie, jak mantrę powtarzali, że spotkanie w ogóle nie powinno się rozpocząć. - Mogę powiedzieć tyle, że sędzia jest władny w tym temacie i to on podjął decyzję. Włożyliśmy dużo pracy w ten tor, aby doprowadzić go do stanu używalności. Po ubiciu i dosypaniu nowej nawierzchni nie było źle. Wypadek, jaki w pierwszym biegu zanotował Jakub Jamróg był wynikiem błędu i braku doświadczenia. To nie jest tylko moje zdanie, ale także strony tarnowskiej. Nawierzchnia owszem, była trudna, ale dało się na niej jechać. Pokazał to Tai Woffinden - mówi Dymek.

Po spotkaniu słów krytyki pod adresem arbitra nie ukrywali przedstawiciele obu drużyn. Sebastian Ułamek w rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że nawet zawodnicy częstochowskiej ekipy nie przejawiali wiele ochoty do wyjazdu na tor. Kuszenie losu zakończyło się dramatycznym upadkiem Jonasa Davidssona oraz Borysa Miturskiego w dwunastej gonitwie. - W naszym obozie była taka opinia, żeby doprowadzić stan toru do użytku. Rune Holta, który jest naszym kapitanem koordynował pracę związane z kosmetyką toru i sam był zdania, że będzie dobrze i nawierzchnia zwiąże się. Ciągłe opady zepsuły jednak widowisko. Po upadku w dwunastym wyścigu zebraliśmy się na naradę z przedstawicielami klubu z Tarnowa i w tym momencie rozpętała się ulewa, po której nie było sensu wznawiać spotkania - zakończył menedżer częstochowskiego zespołu.

Komentarze (0)