Nie ma różnicy czy jeździ Ostrovia czy KMO - rozmowa z Danielem Pytelem, zawodnikiem Ostrovii Ostrów Wlkp.

Zespół z Ostrowa Wielkopolskiego przegrał co prawda w niedzielnym meczu w Rawiczu, ale fani zespołu z grodu nad Ołobokiem mają dwa powody do zadowolenia. Po pierwsze, punkt bonusowy powędrował na konto Ostrovii, a po drugie, świetną tegoroczną formę znów potwierdził Daniel Pytel. Ten sympatyczny zawodnik w rozmowie z naszym portalem mówi między innymi o atmosferze w drużynie.

Jarosław Handke: Jak możesz skomentować te zawody? Pod względem indywidualnym były one z pewnością bardzo udane, gdyż na swym koncie zapisałeś aż 17 punktów.

Daniel Pytel: Bardzo dobre zawody w moim wykonaniu. Mam troszeczkę niedosyt po jednym z biegów, gdzie zostawiłem "furtkę" przy wewnętrznej części toru dla kolegi parowego. Okazało się, że był to zawodnik gospodarzy, Wiktor Gołubowskij, który skrzętnie to wykorzystał. Mi jest tego biegu troszeczkę szkoda, bo chciałem pojechać parowo, a wyszło troszeczkę inaczej. Kiedy obejrzałem się, gdy byłem o łuk wcześniej, Shane Parker był jeszcze przy krawężniku, niestety chwilę później był już na zewnętrznej. Rywal po prostu wykorzystał mój błąd. Ogólnie jednak wynik indywidualny na pewno mnie satysfakcjonuje, bo zrobienie na wyjeździe, na trudnym owalu 17 punktów to dobry wynik. Pogubiliśmy parę punktów w trakcie zawodów. Na pewno każdy chciał wypaść jak najlepiej i to było widać po waleczności zawodników i podejściu do każdego biegu. Ale nie wyszło. Coś było nie tak w spasowaniu motocykli. Osobiście miałem szybki motocykl, koledzy z drużyny nie znaleźli jednak recepty na spasowanie się z tym torem. W konsekwencji tego mecz ten przegraliśmy. Uważam, że mógł on się podobać, bo cały czas był "na styku", było kilka ładnych akcji. Trzeba uznać wyższość gospodarzy, pogratulować im i z pokorą przyjąć porażkę.

Jesteś wysokim zawodnikiem. Żużlowcy w większości są od ciebie niżsi o ponad głowę. Masz zatem trudniejsze zadanie, jeśli chodzi o koordynację na motocyklu.

- Koordynacja to jest akurat oddzielna bajka. Pracujemy nad tym zimą. Jeżeli ktoś jest ambitny i chce się liczyć w żużlu, to na pewno nie przesiedzi całej zimy w fotelu, tylko ciężko ją przepracuje. Tak też jest w moim przypadku. Cały czas pracuję nad koordynacją ruchową, nad gibkością, nad wagą, nad szybkością. Myślę, że jak na razie, zdaje to rezultat. Oby tak dalej, oby nie było gorzej. A myślę, że z biegiem czasu będzie coraz lepiej. Zaczynam bowiem się już dogadywać powoli z motocyklami na wyjazdach, a to do tej pory było moją piętą achillesową. Nawiązując jeszcze do meczu w Rawiczu, to wynik indywidualny bardzo cieszy, ale jest to naprawdę mała satysfakcja, wziąwszy pod uwagę to, że drużyna przegrała. Jednak o powodach do radości tutaj nie ma mowy. Bo jakby nie było, uciekły nam dwa punkty.

Dziś zmierzyłeś się z zespołem, w którym jeździ twój kolega z Zielonej Góry, Alan Marcinkowski. Po okresie jazdy w ZKŻ-cie, podobnie jak ty, startował on w klubie z Poznania. Jak oceniasz tego zawodnika?

- Jak do tej pory, Alan spisuje się świetnie. To widać poprzez to, co pokazuje na torze. Można mu tylko pogratulować takiej formy, tym bardziej, że miał mało okazji do startów. W tym roku zaczął sezon troszeczkę później niż wszyscy, ale mimo tego świetnie jeździ. Miałem go dziś okazję w Rawiczu obserwować i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Jak na kogoś, kto nie jeździł przez tyle czasu, to zawodnik ten radzi sobie naprawdę wyśmienicie. Mam małą satysfakcję, że zdołałem go w tym meczu pokonać, bo był naprawdę szybki na tym torze, co udowodnił także w poprzednim meczu.

Jak wspominasz czas spędzony w stolicy Wielkopolski? Osobiście wydawało mi się, że zadomowiłeś się tam na tyle dobrze, że pozostaniesz w Poznaniu jeszcze kilka lat.

- Tak. Miałem w perspektywie pozostanie w Poznaniu na trochę dłużej. Ale kilka czynników wpłynęło na moją decyzję dotyczącą zmiany otoczenia, zmiany klimatu. Po prostu uważam, że zbyt długi czas spędzony w jednym klubie powoduje, że zawodnik wpada w pewną monotonię. Trzeba szukać świeżości, w tym przypadku zmiana barw klubowych tę świeżość u mnie wywołała. Czuję się całkiem inaczej, na nowo zaczynam bawić się żużlem. Myślę, że chodzi przede wszystkim o to, by była to świetna zabawa. A wynik jest taki, jak widać, więc sądzę, że jest OK.

Startujesz także w lidze duńskiej. Sporo tamtejszych torów to owale bardzo krótkie, z czerwoną nawierzchnią. Jak się na nich czujesz?

- Dobrze. Jeżeli chodzi o Danię, to dysponuję tam równie szybkimi motocyklami, jak tutaj w Polsce. Forma również zadowala mnie i jak sądzę, działaczy. Dania kojarzy mi się zawsze bardzo miło. Tam zawsze zwycięża żużel. Nie ma tam żadnych machlojek czy przekrętów. Liczy się tylko czysty żużel. Tam za dotknięcie taśmy zawodnika cofa się do tyłu. Robi się tam wszystko, by widowiskowość była jak największa. Myślę, że wychodzi to na dobre.

Miałeś przed sezonem podpisany kontrakt w Gnieźnie. Dlaczego zdecydowałeś się jednak, by odejść do Ostrowa Wielkopolskiego?

- W Gnieźnie było po prostu bardzo dużo zawodników. Wspólnie z panem Tadeuszem Wienckiem, moim sponsorem, którego chciałbym przy okazji pozdrowić i podziękować mu za wszystko, podjęliśmy decyzję, że pozostanie w Gnieźnie będzie złym ruchem. Byłoby po prostu zbyt dużo nerwów. Każdy bieg, każdy mecz to byłaby jedna wielka nerwówka. Mimo dobrej atmosfery w Gnieźnie wolałem zdecydować się na start w niższej lidze, wykazać trochę pokory. W tym sezonie nabieram pewności siebie, a w przyszłym roku - kto wie?

Na pewno zimą będziemy mądrzejsi o ten jeden sezon. Będziemy rozmyślać wtedy na temat kolejnego sezonu, ale do tego jeszcze długa droga.

Interesujesz się z pewnością losami swej macierzystej drużyny. W tym sezonie Falubazowi jednak nie idzie najlepiej. Jak myślisz, co jest tego główną przyczyną?

- Myślę, że Ekstraliga jest w tym roku tak "wyżyłowna", że odbija się po prostu niemożność trenowania na własnym torze. Mimo tego, że chłopacy z Zielonej Góry to zawodowcy i profesjonaliści w każdym calu, to wychodzi jednak brak objeżdżenia na własnym obiekcie. O ile w zeszłym roku mieli tej jazdy pod dostatkiem i wszystko wychodziło, tak teraz tej jazdy jest mało. Nie ma wyniku i już na pewno emocje się wkradają. Jednak wyśmienita publiczność zielonogórska na pewno nie daje tego po sobie poznać. Aczkolwiek wiadomo, że drużyna ta jest mistrzem, a od mistrza wymaga się bardzo dużo. Chłopcy nie wykonują swego zadania w stu procentach, ale myślę, że jest to jeszcze kwestia play-offów. Jeszcze cały sezon przed nami.

Jak ci się podoba w Ostrowie? Jaka atmosfera panuje w klubie, w zespole? Jak dogadujesz się z kolegami z drużyny?

- Bardzo dobrze, nie ma w ogóle ciśnienia, jest po prostu piknik. Atmosfera panująca w zespole pozwala na rozwijanie się i cieszenie się żużlem. Absolutnie nie ma mowy o żadnej presji czy nerwówce przed zawodami. Jedziemy po to, żeby dobrze jeździć i tak podchodziliśmy do każdego meczu. My po prostu mamy walczyć, to jest naszym zadaniem. A jeżeli ta walka jest wygrana, to satysfakcja i zadowolenie są jeszcze większe.

Jak wyglądają kwestie finansowe w klubie z Ostrowa? Wiadomo, że większość klubów w Polsce ma spore zaległości. Jak to wygląda w Ostrovii?

- Jeżeli chodzi o Ostrów, to myślę, że tutaj działacze są na poziomie Ekstraligi. Naprawdę co do jednego dnia, co do godziny wszystko jest rozliczane tak jak mamy to zapisane w kontraktach. Słowa uznania należą się więc działaczom, którzy stają na głowie, by sprostać temu, co obiecali przed sezonem. Wielkie podziękowania za to.

Ostrovia to nowy twór na polskiej mapie żużlowej. Zastąpił on Klub Motorowy. Czy sądzisz, że kibice speedwaya z tego miasta już się w pełni "przestawili" na kibicowanie nowemu zespołowi?

- Nie mam pojęcia jak to jest w środowisku w Ostrowie, natomiast myślę, że prawdziwy kibic przyjdzie na żużel, a nie na klub. Nie ma różnicy czy jeździ KMO czy Ostrovia. To jest żużel, to ma cieszyć i powodować u kibica jakieś emocje i chęć dopingowania swej drużyny. Myślę, że ci prawdziwi fani na pewno siedzą na stadionie i nas dopingują co niedzielę, za co chciałbym im bardzo serdecznie podziękować. A jeżeli są takie osoby, które nie mogą się przełamać i "przestawić" na Ostrovię, to na pewno głód żużla ich ku temu sprowadza. Chociaż wątpię, że w ogóle takie osoby są, bo tradycje żużlowe w Ostrowie są jednak duże. Widać, że trybuny są czerwono-białe, dziękuję kibicom za to, że przychodzą w dużej liczbie na stadion. Doping jest znakomity, dla takich kibiców warto jeździć, warto się ścigać. Cieszę się, że mamy dla kogo jechać, gdy jedziemy w Ostrowie. I tutaj miłe zaskoczenie czekało nas w Rawiczu, gdzie praktycznie cała prawa strona trybun była zarezerwowana dla kibiców z Ostrowa. My to widzimy i staramy się odwdzięczać.

Komentarze (0)