Raczej będę jeździł w lidze rosyjskiej - rozmowa z Wiktorem Gołubowskim, zawodnikiem Kolejarza Rawicz

Wiktor Gołubowskij w niedzielnym meczu Kolejarza Rawicz zdobył z bonusem jedenaście punktów. Zdecydowanie najważniejsze były jednak trzy "oczka" przywiezione w gonitwie czternastej. Rosjanin przedarł się w niej z trzeciej pozycji na pierwszą i tym samym zapewnił swej drużynie końcową wiktorię. Chwilę później, podrzucany przez kolegów z zespołu i działaczy, pofrunął w powietrze. W rozmowie z naszym portalem sympatyczny zawodnik mówi między innymi o problemach wizowych.

Jarosław Handke: Co możesz powiedzieć po tym meczu? Po zakończeniu biegu czternastego kibice wręcz oszaleli z radości. Był to na pewno kluczowy wyścig tych zawodów.

Wiktor Gołubowskij: Wszyscy mi mówią, że to ja wygrałem mecz. Ale przecież to nie ja go wygrałem. Zdobyliśmy 48 punktów i punkty te zdobyła drużyna i to ona wygrała mecz. Ja jechałem swoje, starałem się, tak jak zawsze się staram. Bardzo cieszę się z tego, że udało mi się wygrać z Danielem Pytelem, który zwyciężył we wszystkich swych pozostałych wyścigach.

Rozmawiałem z Danielem, który mówi, że wziął cię za swego partnera z zespołu i dlatego zostawił lukę po wewnętrznej części toru. Czy rozmawiałeś może z Danielem o tej sytuacji?

- Nie, nie rozmawiałem. Po prostu po starcie, na drugim łuku tak szybko się napędziłem, że od razu minąłem Shane’a Parkera. Sam byłem tym zdziwiony. Później goniłem Pytela i wykorzystałem to, że odjechał od wewnętrznej części toru.

Czy przed tym biegiem były jakieś korekty w motocyklu?

- Kiedy przyjechałem w swym trzecim biegu jako ostatni chciałem coś zrobić, by motor był szybszy. Nie potrafiłem jednak dobrać odpowiedniego przełożenia. Potem wróciłem do pierwotnych ustawień, zrobiłem małe zmiany i rezultat tego był dobry.

Mecz ten, w dużej mierze za sprawą kibiców przyjezdnych, oglądało sporo widzów. Także fanów gospodarzy było więcej niż ostatnio. Czy myślisz, że ta tendencja wzrostowa dotycząca frekwencji będzie się utrzymywać?

- Myślę, że tak. Bardzo się cieszę, że kibice przyszli, by nas wesprzeć. W Rawiczu akurat jest ten problem, że mecze ogląda małe grono widzów. Jestem zadowolony, że te zawody obejrzało sporo kibiców. Może wpływ na to miał zorganizowany w sobotę Dzień Dziecka na żużlowo? Powoziliśmy dzieci na motorach. W niedzielę większa liczba osób na trybunach wpłynęła na nas na pewno motywująco. Zapraszam także wszystkich na następny mecz.

W najbliższym czasie musisz udać się do Rosji…

- Mam nadzieję, że na początku tygodnia otrzymam taki dokument, na podstawie którego będę mógł dostać w Rosji wizę na pobyt w Polsce. Dokument ten muszą mi załatwić działacze klubu, bo ja sam tego nie załatwię. Teraz będzie kilkanaście dni przerwy w rozgrywkach. Pojadę w tym czasie do Rosji. Chcę jechać razem z drużyną do końca sezonu. Mam nadzieję, że trafimy do fazy play-off. Przez to będziemy mieli więcej meczów.

Półtorej miesiąca temu mówiłeś, że pojawił się temat startów w lidze rosyjskiej w barwach klubu z Saławatu. Jak teraz wygląda sytuacja w tej materii?

- Raczej będę jeździł w lidze rosyjskiej. Zacznę jeździć tam 22 lipca, akurat tego dnia przypadają moje urodziny. Rywalem klubu z Saławatu będzie drużyna z Władywostoku. Zajmuję się sportem, który wymaga częstych startów i chcę po prostu więcej jeździć.

Czy otrzymałeś zaproszenia na kolejne mecze do Danii i na Ukrainę?

- Nie. Klub pana Trofimowa na Ukrainie wycofał się z rozgrywek. Kolejnej propozycji startów w Danii natomiast nie otrzymałem.

W jaki sposób wracasz do Rosji? Samolotem?

- Myślę, że wybiorę pociąg, bo samolot jest trochę za drogi. Do Moskwy nie jedzie się aż tak długo. A ja właśnie wybieram się do stolicy Rosji, do domu nie mam na razie zamiaru jechać. Do Saławatu mam zdecydowanie dalej.

W jakim konkretnie celu jedziesz więc do Moskwy?

- Jadę tam po to, by wyrobić sobie normalną wizę. Celem mojej podróży jest konsulat i mam nadzieję, że będę po powrocie mógł normalnie przebywać w Polsce.

Jak dogadujesz się ze szwedzkimi kolegami z drużyny, skoro nie znasz angielskiego?

- Zawsze jest tak, że któryś z kolegów zna angielski i on wtedy występuje w roli tłumacza. Kilka słów po angielsku ważnych przy spytaniu na przykład o coś znam. Szukamy wyjścia z takiej sytuacji, jeździmy w jednym zespole i musimy się dogadywać.

Komentarze (0)