Niepokojące jest to, że nie znam prawie wszystkich zawodników - rozmowa z Marcelem Szymko, zawodnikiem Wybrzeża

Marcel Szymko awansował w piątek do finału Srebrnego Kasku. Przed wychowankiem Wybrzeża są jednak jeszcze bardziej prestiżowe zawody. Wystąpi on bowiem w półfinale Indywidualnych Mistrzostw Europy Juniorów do lat 19. Zawody te odbędą się w niedzielę w Herxheim.

Michał Gałęzewski: Awansowałeś do finału. Na początku było nie najlepiej, ale później zacząłeś się rozkręcać...

Marcel Szymko: Trener się pewnie ze mną nie zgodzi, ale tor w pierwszym wyścigu był zupełnie inny, niż na treningu. Mimo wszystko szybko odnalazłem się ze sprzętem, wykazałem dużą wolę walki i do końca wierzyłem, że mogłem awansować. To przyniosło sukces.

Spodziewałeś się tego awansu?

- Oczywiście, że tak. Chciałem tutaj awansować i nie chciałem zdobyć 7-8 punktów, tylko walczyć do samego końca w każdym wyścigu, aby nie załapać się do ósemki na styk. Planu nie wykonałem tak jak chciałem, ale liczy się awans i to jest najważniejsze.

Przed tobą ważne zawody w niedzielę, półfinał Indywidualnych Mistrzostw Europy do lat 19. Jak się do nich przygotowujesz?

- Trenowałem w czwartek pod kątem piątkowych zawodów, a po treningu jeździłem na nowym tłumiku. Testowałem trochę inne ustawienie motocykla niż to, na którym jeździłem podczas Rundy Kwalifikacyjnej do Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Mogę powiedzieć tyle, że jestem zadowolony z tego testu i nastawiam się na ostrą walkę w tych zawodach.


Marcelowi Szymce nie udało się awansować do półfinału Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów. Czy tym razem przebrnie przez europejskie eliminacje?

Udało ci się dopasować do tych tłumików?

- Mam nadzieję, że tak. Popracowałem troszeczkę nad nimi i awans w Niemczech jest do zrobienia. To jest mój cel.

Widziałeś obsadę tych zawodów? Kogo najbardziej się obawiasz?

- Tak, widziałem i niepokojące jest to, że nie znam prawie wszystkich zawodników poza kolegami z reprezentacji. Znam tylko Chorwata Dino Kovacicia, z którym jeździłem na małym torze, jedzie Andriej Kobrin z Ukrainy. Groźni mogą być Niemcy, do tego trzech Polaków, Andriej. Mogą być też niespodzianki, jednak trzeba walczyć z każdym na maksa i pokazać, że jest się lepszym.

Liczysz na coś więcej w IMEJ?

- Marzy mi się start w finale i o to jadę walczyć do Niemiec. Na tą chwilę wszystko skupia się na niedzielnych zawodach, a co będę robił choćby w poniedziałek, jest mniej ważne. Dokładnych planów na pewno nie mam. Wszystko idzie systematycznie, z zawodów na zawody. Chcę notować progres poprzez ciężką pracę, bo o to chodzi.

Uważasz, że w tym sezonie znajdzie się dla ciebie miejsce w lidze?

- Wszyscy się mnie o to pytają, a ja powiem tak. Nie ja o tym decyduję, ale to ja mam na to wpływ. Miejsce w składzie mogę sobie wywalczyć dobrą jazdą, a to jest dla mnie najważniejsze.

Nie myślałeś o wypożyczeniu do niższej ligi?

- W sumie nie dostałem jeszcze żadnej konkretnej propozycji, jednak nie wykluczam takiej opcji. Jak w Gdańsku ktoś powie przed play-offami, że jest zero szans na to, żebym pojechał, a jakaś drużyna chciałaby, abym jechał w jej barwach, to dlaczego nie? W Gdańsku nikt by się chyba nie obraził, jeśli nie jeździłbym na takim poziomie, aby jeździć w play-offach.

Próbujesz się gdzieś dostać do ligi zagranicznej, na przykład do Allsvenskan, czy do Premier League?

- Jeśli chodzi o ligę szwedzką, to jest tam się bardzo ciężko dostać. To jest ich liga narodowa i trzeba spełniać ostre kryteria. Oni niezbyt przychylnie patrzą na to, aby brać juniorów z innych państw. Jak już biorą juniorów to takich, którzy gwarantują od razu pokaźne zdobycze punktowe. Nie szkoli się tam zawodników będących na podobnym poziomie do młodych Szwedów, na co mogliby zwrócić uwagę polscy działacze, którzy ściągają na pięć punktów Szweda, jak tą samą liczbę punktów mógłby zdobyć Polak. Jeśli chodzi o Anglię, to trzeba tam mieć osobną bazę sprzętową. Na pewno jeszcze nie teraz, ale kiedyś chciałbym jeździć w Anglii.

Gdybyś przed sezonem wiedział, że będziesz jeździł w Polsce tylko w zawodach juniorskich, nie opłacałoby ci się zaryzykować i pojechać do Anglii kosztem startów w kraju?

- Myślę, że nie. Gdybym nie został w klubie, to nie miałbym takich warunków sprzętowych. Jeżdżenie na motocyklach, którymi dysponowałem w poprzednich latach nawet w Premier League nie miałaby sensu.

Odbiegając od tematu można powiedzieć, że w MDMP jesteście pechowcami sezonu, jeśli chodzi o formułę tych zawodów. W eliminacjach widać wyraźnie, że gdyby czterech gdańszczan jeździło po pięć biegów, każde zawody pewnie byście wygrali...

- Zawsze czegoś brakuje. Prawdę mówiąc nie znając składów w MDMP ta formuła mi się nie podobała. To jest uwstecznianie drużyn, gdyż stary system zmuszał do posiadania w swoich szeregach czterech juniorów. Wrocław z samym Maćkiem Janowskim nie mógł nic osiągnąć, bo chodziło o zawody drużynowe. Teraz jeden zawodnik może odmienić losy turnieju, bo pojedzie cztery biegi. Poza tym musimy jeździć przez pół Polski, aby pojechać 2-3 biegi z innymi juniorami. To głupota, jednak mimo wszystko chcemy awansować do finału. Musimy wygrywać wszystkie wyścigi. Trzeba działać.

Komentarze (0)