- Byliśmy drużyną, współpracę było widać na torze i poza torem. Myślę, że te trzy dni naszych spotkań coś dały. Wszystko sobie powyjaśnialiśmy. Powymienialiśmy uwagi, wiemy o co chodzi. Fajnie ten mecz wyszedł i na pewno to jest ostry kod, żeby na następne spotkania uwierzyć w siebie, bo możemy wygrywać. Mamy teraz troszkę łatwiejszych przeciwników, co prawda na wyjeździe i nie wolno ich lekceważyć, ale naprawdę widać, że drużyna jest drużyną - powiedział trener Falubazu, Piotr Żyto.
- Przyjechał prezes i powyjaśnialiśmy sobie wszystko z nim, z zawodnikami i kierownikami. W piątek mieliśmy kolację i trening z Gnieznem. Ten mecz kosztował nas dużo pracy, szczególnie toromistrza, bo dzięki temu, co zrobił z torem, powoli zaczyna on przypominać ten ubiegłoroczny. Myślę, że wyniki też mogą być ubiegłoroczne, jeśli wszyscy się przyłożymy i sprężymy. Moim zdaniem wstawienie Nielsa Kristiana Iversena nie było złą decyzją, bo Duńczyk był waleczny i pokazał się z jak najlepszej strony. Troszkę mniej punktów zdobył, ale jak wszyscy jadą to czasami tak wychodzi. Trafił akurat w parze na Rafała Dobruckiego, a ten mu po prostu odjeżdżał. Ktoś tam z Torunia też walczył i nie zawsze można wygrywać po 5:1. Nie przegrywaliśmy za dużo biegów i to jest ważne - kontynuował szkoleniowiec.
- Chciałbym jeszcze dodać, że wyjaśniłem sobie z prezesem Robertem Dowhanem wszystkie sprawy i powiem jedno, choć nikt mnie nie zmusza, żebym to robił. Są sytuacje takie, jak we Wrocławiu, gdzie nie ma wyniku, jest stres i potem jeszcze różne gadki z boku. Człowiek nie wytrzyma i czasami coś tam pacnie. Powiedziałem, co powiedziałem, może nie powinienem był tego mówić, bo mamy to wszystko załatwiać we własnym gronie. Od tego czasu na pewno nie dowiecie się od nas niczego, co się dzieje u nas w klubie - zakończył Żyto.