To, że zdobyłem 8 punktów nie oznacza, że muszę jechać w Rybniku - rozmowa z Mateuszem Lampkowskim, zawodnikiem Wybrzeża

Mecz ze Speedway Miszkolc był pierwszym w tym sezonie, w którym Mateusz Lampkowski zaprezentował się przed gdańską publicznością. Młodzieżowiec pokazał się z bardzo dobrej strony, zdobywając 8 punktów i 4 bonusy.

Michał Gałęzewski: Mecz ze Speedway Miszkolc był twoim pierwszym pełnym startem w lidze w tym sezonie. Jak byś ocenił to spotkanie?

Mateusz Lampkowski: Zgadza się. Wreszcie pojechałem pięć biegów i fajnie, że tak się wszystko ułożyło. Mieliśmy troszeczkę słabszego rywala i mogliśmy pojechać juniorskim składem. Cieszę się, że pojechałem pięć biegów mimo że startowałem praktycznie trzy razy pod rząd. Jestem jednak młodym zawodnikiem i taki wysiłek się przydaje. To zaprocentuje.

Zdobyłeś osiem punktów i cztery bonusy. Te punkty były trochę wymęczone, jednak ostatecznie ich ilość nastraja pozytywnie.

- Tak, to prawda. Początek spotkania był zaskoczeniem dla wszystkich, może poza Matejem Kusem. Tor był przyczepniejszy niż zwykle, szczególnie pierwszy łuk. Drugi był twardszy i przekombinowaliśmy z ustawieniami motocykla. One były po prostu za słabe. Później wszystko przeschło, goście też mieli pretensje o tor, choć nie wiem czemu. Później tor był taki jak zawsze i z naszą dyspozycją i motocyklami było dobrze.

Ten start może ciebie przybliżyć do startów w lidze? Dobrze pojechał też Damian Sperz, który w biegach z tobą był jednak z przodu.

- Trzeba jechać w każdych zawodach, wykazywać się i wtedy trener wstawia do składu. Nie mogę mówić, że jak zdobyłem 8 punktów i cztery bonusy, to muszę pojechać w Rybniku. Mamy w środę MDMP, mamy treningi i trener wyciąga wnioski, patrzy jak kto się zachowuje, jak jedzie i ustala skład. Nie ma się czym podniecać, trzeba jechać cały czas.

Nie żałujesz wypożyczenia do Wybrzeża? Chyba liczyłeś na więcej startów, niż tylko dwa mecze z Miszkolcem.

- Przychodziłem w zimę i gdy podpisywałem kontrakt, skład wyglądał inaczej niż teraz. Nie ma jednak co gdybać. Mam jeszcze jeden rok juniora i muszę wykorzystać go w jak najlepszy sposób, czyli iść do klubu, który zapewni mi starty. W Gdańsku takiego zapisu w kontrakcie nie mam, stąd ta sytuacja. Taki jest sport i trzeba się z tym liczyć...

Miałeś w tym sezonie też trochę pecha, jak na przykład w MMPPK w Rybniku, gdzie okazało

się, że nie jesteś zarejestrowany. Moglibyście w tych zawodach powalczyć o czołowe lokaty.

- Przejechałem 500 kilometrów po to, aby tylko obejrzeć zawody. Trudno, tak bywa. Później pojechaliśmy do Łodzi, gdzie upadłem z nie swojej winy i skręciłem kostkę. W sporcie jest jednak tak, że raz ma się szczęście, a raz pecha.

W ubiegłym sezonie byłeś podstawowym juniorem toruńskiego klubu. Teraz mający dużo startów Emil Pulczyński, czy też Damian Celmer chyba ciebie trochę przegonili.

- Muszę się z tym zgodzić. W zeszłym roku do momentu kontuzji jeździłem w każdym meczu. Gdy Emil jedzie nawet jeden bieg w zawodach, to inaczej to wpływa na jego psychikę. Jeździ z najlepszymi zawodnikami w kraju i psychicznie podchodzi się inaczej do zawodów młodzieżowych. Pełne trybuny, to zupełnie inna jazda. Na zawodach młodzieżowych trybuny są puste, patrzy się że można wygrać z każdym, bo już się z tymi zawodnikami wygrywało. Gdy jeździłem w lidze, to notowałem zupełnie inne wyniki w zawodach młodzieżowych, awansowałem do ćwierćfinału IMŚJ. Jeżeli brakuje jazdy w lidze, to i w zawodach młodzieżowych jest gorzej.


Mateusz Lampkowski zdobył w meczu ze Speedway Miszkolc 8 punktów i 4 bonusy

Przykładem braku objeżdżenia jest chyba Srebrny Kask, z którego nie awansowałeś do finału mimo że półfinał odbył się w Gdańsku.

- Srebrny Kask to była jedna wielka katastrofa. Trenowaliśmy dzień wcześniej i myślałem, że jestem dopasowany, ale okazało się, że tak jednak nie było. Zmieniałem motocykle, robiłem wszystko co się da i nie wiem czy motocykle nie jechały, czy nie jechałem ja. Chciałbym zapomnieć o tych zawodach jak najszybciej i za rok będzie jeszcze jedna szansa, aby w Srebrnym Kasku powalczyć.

Trochę specyficznie wyglądało, że wszyscy poza gdańskimi zawodnikami wiedzieli jak jechać po gdańskim torze.

- Mieliśmy ten sam problem, co w meczu z Miszkolcem. Na początku zawodów tor był inny, niż na treningu. Wyciągnęliśmy jednak wnioski z trenerem. Gdy wyjeżdżaliśmy na trening, to najpierw jeździliśmy sami, a potem wyjeżdżaliśmy pod taśmę. Wydawało nam się, że jesteśmy dopasowani, ale tor był inny, niż na początku, gdyż była na nim odsypana nawierzchnia. Tak było też w niedzielę. Podczas Srebrnego Kasku ustawiłem motocykl tak, jak jechałem później spod taśmy po godzinie treningu, a tor był taki w końcówce. Ani Damian Sperz, ani ja, ani Marcel Szymko nie pojechaliśmy dobrze na początku. Dopiero później po korektach się udało. Nie ma jednak co się załamywać, trzeba jechać dalej.

Po wszystkich perypetiach gdański zespół ma szansę na awans do czwórki. Wierzysz, że to się uda?

- Mamy szansę, tylko trzeba wygrać w Rybniku. Jak nam się to uda, to jest szansa na awans do czwórki. Grudziądz i Poznań mają trudne mecze, więc trzeba to wykorzystać.

Komentarze (0)