Jak Martin Vaculik nazwałby to, w czym uczestniczył w sobotni wieczór? - To nie był żużel, tylko jakieś nieporozumienie. Te zawody nie powinny dojść do skutku, to jest tragedia. Rozegranie zawodów, to był błąd jury mistrzostw. Co więcej mogę powiedzieć? Zdobyłem pięć punktów, tracę cztery do lidera i muszę ostro odrabiać - powiedział słowacki zawodnik, który wierzy w to, że na torze w Daugavpils da się wygrać z Maksimem Bogdanowem. - Da się, dlaczego nie? To nie jest taki zawodnik, który nie da się wyprzedzić. Nie ma problemu - powiedział Vaculik.
Młody Słowak w ubiegłym sezonie jeździł w Lotosie Wybrzeże Gdańsk. Niestety przyszło mu powrócić nad polskie morze w takich okolicznościach, a nie innych. - Byłoby fajnie, ale tylko przy normalnych warunkach. Takich nie było. Mogliśmy pójść popływać na basen i zobaczyć kto będzie szybszy. Rozegranie tych zawodów, podobnie jak nowe tłumiki i wszystko związane z dzisiejszym dniem było parodią żużla - mówił rozgoryczony Martin Vaculik.
Zawodnik wypowiedział się też w sprawie złamania protestu odnośnie nowych tłumików przez duńskich żużlowców. - Na ten temat już nie chce mi się wypowiadać. To była kropka nad i, jeśli chodzi o sobotę. Nie będę zdziwiony już niczym. W kolejnych zawodach spodziewam się wszystkiego. Plusem jest tylko to, że jesteśmy bez złamań, bo tor nie był do jazdy - ocenił żużlowiec Unii Tarnów, który chętnie pożyczyłby kevlar brytyjskiemu sędziemu gdańskich zawodów. - Sędzia chciał odjechać zawody. Może sędzia potrzebuje kevlaru, aby spróbować swoich sił na żużlu w takim błocie. Sam mu go użyczę, nie ma problemu - zakończył zawodnik.