Oliwer Kubus: Atmosfera wokół Kolejarza jest napięta. Na mecz z Orłem Łódź nie dotarli Ricky Kling i Ulrich Oestergaard. Spotkanie odwołano, ale absencja zawodników pozostaje zagadką.
Jerzy Drozd: Oestergaard w sobotnie południe poinformował, że nie przyjedzie, bo dopadła go grypa żołądkowa. W niedzielę rano zadzwonił Kling z podobną wiadomością. Czy mówili prawdę, ciężko powiedzieć.
Nie wierzy pan żużlowcom?
- W tygodniu kontaktowaliśmy się z zawodnikami. Cieszyli się z zaproszenia na mecz. Byli zmotywowani, chcieli wspomóc zespół. A potem odmówili przyjazdu. Trudno uwierzyć, że te same dolegliwości spotkały obu w tym samym czasie. Potwierdzenia nie mam. Nie będę robił śledztwa i sprawdzał, czy byli chorzy.
Kibice wietrzą spisek działaczy. Mówią, że Kolejarz uknuł choroby, by nie ściągać stranieri i zaoszczędzić pieniądze.
- To bzdura. Mam pokazać fanom bilingi rozmów?! Mobilizowaliśmy się na pojedynek z Orłem. Chcieliśmy wygrać i przedłużyć szanse na pierwszą czwórkę. Wobec Klinga i Oestergaarda mamy zaległości, ale nie są one duże. Podobne są w każdym zespole. Wynikają ze słabej frekwencji i odwołanych spotkań. Obcokrajowcy posiadają wysokie pensje. Nie mogą narzekać na finanse. Długi są, w miarę możliwości, regularnie spłacane. Klub ma dobrą opinię, bo poprzednie sezony kończył bez zadłużeń. W tym powinno być tak samo. Zawodnicy z poślizgiem, ale pieniądze by otrzymali. Nie rozumiem, dlaczego nie zjawili się na meczu.
Zabrakło im cierpliwości?
- Być może. Docierają do nas różne plotki. Niektóre przechodzą pojęcie. Trudno w nie uwierzyć, ale mogą się okazać prawdą. Szwed i Duńczyk na absencji tylko stracą. Wedle kontraktu mamy prawo ich zawiesić. Zawodnik odmawia przyjazdu tylko, gdy startuje w imprezie, na którą jest przez federację delegowany, lub gdy jest chory. Czekamy na zwolnienia lekarskie od Klinga i Oestergaarda. Jeśli ich nie dostarczą, zostaną zawieszeni bądź ukarani finansowo. Pogorszy się też ich reputacja.
Kling nie sprawiał dotychczas problemów.
- Oczywiście. Wydawał się ułożonym i ambitnym chłopakiem. Inna sprawa, że nie zawsze dobrze punktował. Jego prawą ręką i opiekunem jest Leszek Stefankiewicz, nasz mechanik. Gdy Leszek dowiedział się o nieobecności Klinga, złapał się za głową. Nie potrafił uwierzyć, że Szwed odmówił przyjazdu. To mu się nie zdarzało. Pan Stefankiewicz często odbierał Klinga z lotniska. Długo z nim rozmawiał, także o klubie. Zawodnik na nic nie narzekał, był zadowolony z warunków.
Co z Benem Barkerem? Anglik nie znalazł się w awizowanym składzie na mecz z Orłem.
- Z Barkera zrezygnowaliśmy. To niepoważna osoba. Zaczęło się od spotkania w Lublinie, na które Anglik został zaproszony. Dzień wcześniej był rezerwowym w Grand Prix Wielkiej Brytanii. Rozważaliśmy, jak ma dotrzeć do Lublina. Gdy znaleźliśmy korzystne połączenie, Barker zażądał spłaty zaległości. W innym razie groził protestem. Szukaliśmy funduszy w każdym źródle. I udało się. W czwartek wykonaliśmy przelew i wysłaliśmy faksem potwierdzenie. Zapłaciliśmy tyle, ile zawodnik żądał. A Barker zlekceważył klub i odmówił przyjazdu. Tłumaczył, że pieniądze nie wpłynęły na konto. Czy tak się zachowuje profesjonalista? Po pojedynku z Wandą Kraków dzwoniliśmy do niego jeszcze raz. Prosiliśmy, żeby jednak przyjechał. Wyjaśnialiśmy, jaka jest sytuacja. Kontuzji doznał Michał Mitko, na siłach nie czuł się Adam Czechowicz, a Jan Holub miał zajęty termin. Prośby nie przyniosły skutku, a Anglik udowodnił, że lekceważy Kolejarza i kibiców.
Barkera uwielbiali kibice, a koledzy z drużyny podkreślali, że jest dobrym duchem. Zawodnik pokazał drugie oblicze?
- Od jego przyjścia rozpoczęły się kłopoty. Realizowaliśmy jego kaprysy, a pozostali stranieri domagali się podobnych przywilejów. Barker spełnił oczekiwania sportowe. Jeździł, jak wymagaliśmy. Ale jego zachowanie- pomoc kolegom, rady dla toromistrza- były grą pozorów. Zjednywał fanów. Naprawdę klub miał w nosie, a wynik drużyny go nie interesował. Na niedzielnym spotkaniu też miał się pojawić. Ustaliliśmy, że resztę zaległości uregulujemy na miejscu. Żeby nie było nieporozumień, jak poprzednim razem. Barker początkowo przystał na propozycję, lecz później się rozmyślił. Przyczyn nie podał. To nas zdenerwowało. Jednak w sobotę gdy dowiedzieliśmy się o absencji Oestergaarda, sytuacja stała się trudna i zdecydowaliśmy się na kolejną rozmowę z Anglikiem. Ten znów odmówił. Co więcej, zabrał ze sobą motocykl, który klub mu użycza, na którym zdobywał punkty. Tak, Barker ocierał się o komplet, jadąc na klubowej maszynie!
Zaginął słuch o Mariuszu Frankowie. Zawodnik nie pojawia się na treningach i sprzedaje swój motocykl.
- Do Frankowa dzwoniliśmy przed meczem w Lublinie. Choć nie trenował, nie dawał znaków życia, chcieliśmy na niego postawić. Długo nie odbierał telefonów. Gdy to zrobił, poinformował, że nie przyjedzie. Tak się zawodnik odwdzięcza klubowi za zaangażowanie i pomoc w przygotowaniach. A przed sezonem Franków obiecywał wiele. Był bojowo nastawiony, chciał powrócić do wysokiej formy. Na chęciach się skończyło. Skoro sprzedaje motocykl, to postanowił zakończyć przygodę z żużlem.
Do Lublina nie pojechał też Adam Czechowicz. Wyjaśniał, że nie poradzi sobie na przyczepnym torze. Ma pan do niego pretensje?
- Absolutnie. Adam powracając po chorobie zastrzegł, że może startować tylko na własnym owalu. Spotkania wyjazdowe postanowił odpuścić, w obawie o osłabiony organizm. Ja to rozumiem. Zdrowie jest najważniejsze, a przed Adamem jeszcze długa kariera. I tak jestem pod wrażeniem jego postawy. Wydawało się, że sezon ma z głowy. Mimo sprzeciwu lekarzy postanowił wrócić. Nie potrafił patrzeć na słabe występy kolegów. Dziękuję mu za pomoc. To kapitan z prawdziwego zdarzenia.
Od redakcji: w czwartek ciąg dalszy rozmowy