To było niepotrzebne, efekt emocji - rozmowa z Adrianem Gomólskim, zawodnikiem Startu Gniezno

Adrian Gomólski jako jeden z ostatnich opuszczał park maszyn po zakończeniu meczu z Marmą Hadykówką Rzeszów. Analizował przyczyny porażki, zastanawiał się nad popełnionymi przez siebie błędami. Na twarzy miał grymas bólu, gdyż kilkadziesiąt minut wcześniej solidnie się poobijał.

W czternastym biegu, znajdujący się na prowadzeniu Adrian Gomólski został trącony przez Chrisa Harrisa. Upadli obaj, ale ten pierwszy został jeszcze trafiony motocyklem jadącego z tyłu Lee Richardsona. W wyniku kolizji, "Gomóła" solidnie się poobijał, narzekał na ból w okolicy stawu barkowego. Wziął jednak udział w powtórce, w której ostatecznie był trzeci.

Mateusz Klejborowski: Czy ze zdrowiem wszystko jest w porządku?

Adrian Gomólski: Jestem trochę oszołomiony, ale to efekt upadku. W czasie kolizji coś przeskoczyło mi w stawie barkowym, na to wszystko dostałem jeszcze motocyklem. Mam nadzieję, że wszystko jest ok, chociaż na razie nie mogę nawet podnieść ręki. Chciałem jechać w powtórce, gdyż była szansa na doprowadzenie wyniku do remisu. Niestety, tym razem nie zdołałem pokonać Richardsona, a na dodatek Anglik wygrał jeszcze z Krzyśkiem Jabłońskim.

W powtórce czternastego biegu było widać, że znajdujący się na prowadzeniu Krzysztof Jabłoński próbował zwolnić Richardsona, tak abyś miał szansę go wyprzedzić. Przy ewentualnej wygranej 5:1, Start ponownie wyszedłby na prowadzenie (43:41).

- Szkoda tego biegu... Widziałem, że Krzysztof (Jabłoński) starał się mi pomóc, utrudniał jazdę rywalowi. Chciał, żebym wyprzedził Richardsona. Robił wszystko dla zespołu. Niestety, byłem za daleko, żeby zaatakować Anglika, nie dałem rady.

Wcześniej jednak, bo w piątym biegu, miał do ciebie sporo uwag. Jak myślisz z czego to wynikało?

- Nie spojrzałem na niego, być może nawet utrudniłem mu jazdę. Nie jest jednak tak, że zrobiłem to specjalnie. Przecież jesteśmy zawodnikami tego samego klubu, walczymy razem o jak najlepszy wynik. Nie wiedziałem jednak, że to jest Krzysztof (Jabłoński). Myślałem o tym, żeby jechać do przodu. Szkoda, że tak się stało. Uważam, że było to niepotrzebne. Trzeba jednak pamiętać, że w czasie meczu towarzyszą nam ogromne emocje, wszystkim nam zależy na wygranej zespołu.

Adrian Gomólski (N) na czele. Za nim Richardson (Ż) i Kuciapa (B)

Jednak w sumie spotkanie możesz zaliczyć do udanych. Siedem punktów, przy wykluczeniu i pechowym upadku to przyzwoity rezultat.

- Mam takie wrażenie, że cały czas brakuje mi sportowego szczęścia. Tak się to ciągnie za mną. Dzisiaj też, prowadziłem w biegu nominowanym, w końcu byłem dostatecznie szybki, żeby spokojnie wygrywać, ale Chris (Harris) spowodował mój upadek. W powtórce nie udało mi się już powalczyć o wygraną. Nie zamierzam się jednak poddawać. Dalej będę ciężko pracował, trenował, żeby mój wynik był taki, na jaki mnie rzeczywiście stać.

Ostatnie dwa mecze pokazały, że chyba w końcu znalazłeś sposób na miejscowy tor. Jesteś szybki, wygrywasz biegi.

- Myślę, że już jest dobrze, zdecydowanie lepiej niż na początku sezonu. Nareszcie mogę ścigać się z rywalami jak równy z równym. Nie ukrywam, że długo szukałem recepty na ten tor. To nie jest tak, że tu się wychowałem, przez co od razu powinienem solidnie punktować. Przez ostatnie dwa lata ścigałem się na zupełnie innej nawierzchni, bardzo przyczepnej. Przez to pewnie też tak długo trwało, zanim znalazłem sposób na tor w Gnieźnie. Trenowałem, szukałem najlepszego rozwiązania i chyba się udało.

Nie można nie wspomnieć, że przed meczem i w jego trakcie mogłeś liczyć na wsparcie miejscowej publiczności, która dopingowała cię podobnie, jak w przeszłości, chociażby w 2007 roku.

- To bardzo miłe uczucie, zawsze powtarzam, że jestem zawodnikiem, który jeździ dla kibiców. Kiedy słyszę doping, jeszcze bardziej się nakręcam. Jestem zdania, że nawet jak ma się słabszy dzień, należy dać z siebie wszystko. Żeby po meczu nie mieć do siebie pretensji, że nie zrobiło się wszystkiego, żeby wygrać. Tak jest ze mną, zawsze walczę dla zespołu, ale nie zawsze wygrywam. Czasem trzeba sobie powiedzieć, trudno, dziś nie dałem rady, byli lepsi ode mnie. Wracając do pytania, to największe podziękowania należą się kibicom, którzy zawsze chodzą na Start. Nieważne czy wygrywamy czy schodzimy z toru pokonani. Kibice przede wszystkim oczekują walki, a dzisiaj nikt z nas nie odpuszczał.

Za plecami "Gomóły" tym razem K. Jabłoński (N) oraz Harris (B) i Richardson (Ż)

Przed Startem Gniezno kolejne mecze i przede wszystkim runda finałowa. Więc może być tak, że w rewanżu to wy będziecie mieli trochę więcej szczęścia i następnym razem z Marmą Hadykówką Rzeszów wygracie.

- Na pewno nie zamierzamy składać broni. Będziemy dalej walczyć, poczynając już od najbliższego spotkania z Wybrzeżem Gdańsk.

Właśnie, już w najbliższą niedzielę wybieracie się do Gdańska na kolejne trudne spotkanie. Jednak tamten tor zawsze tobie odpowiadał.

- Lubię tam startować, dobrze się tam czuję. Więc jeśli sztab szkoleniowy na mnie postawi, to zrobię wszystko, żeby zdobyć sporo punktów. Stać nas na bardzo dobry wynik w Gdańsku, chociaż zdajemy sobie sprawę, że Wybrzeże w tej chwili jest w bardzo dobrej formie.

Komentarze (0)