Matej Kus jeszcze rok temu reprezentował barwy Unibaxu Toruń. Niestety musiał stanąć w szranki z nie byle kim, bowiem jego głównym rywalem o skład był Darcy Ward. Australijczyk przebojem wdarł się nie tylko do polskiej ligi, gdyż już dzisiaj stanowi o sile kadry narodowej "Kangurów". W ostatnim meczu przeciwko Marmie Hadykówce Rzeszów wywalczył 9 punktów, będąc jedną z najjaśniejszych postaci zespołu znad Bałtyku. Dołożył sporą cegiełkę do triumfu jego zespołu w stolicy Podkarpacia. - Taka wygrana na pewno nas cieszy, tym bardziej, że przybliżamy się do pierwszej czwórki. Wiem, że rzeszowianie byli osłabieni brakiem Anglików, jednak my także jechaliśmy bez swojego kapitana Magnusa Zetterstroema. Przyszło nam jechać o 9 rano, ale cóż... Gospodarze kombinowali, ale jak widać nie wyszło im to na dobre - mówi młody Czech.
Tuż po meczu z Rzeszowem, żużlowcy z Gdańska zostali szybko zebrani przez ich trenera Stanisława Chomskiego, wspólnie dyskutując o przyszłości, m.in. o pojedynku ze Startem Gniezno. - W niedzielę musimy wygrać, a potem dobrze spisać się w play off. Innej opcji nie ma - zapowiada. - Takie odprawy pomeczowe są zawsze. Trzeba przedyskutować co i jak, komu brakuje sprzętu, kto chciałby potrenować, uzyskać jakieś wskazówki. Jest to robota trenera Chomskiego, który świetnie ją wykonuje. Pomaga, sporo podpowiada, co z pewnością wielokrotnie zapewniało nam jakieś "oczka" - chwali coacha Kus.
Przed sezonem mówiło się o przyjściu młodzieżowca z Czech do Marmy Hadykówki. Transfer spalił jednak na panewce. - Tak, to racja - mogłem jeździć w Marmie Hadykówce. Rozmowy z Rzeszowem były już właściwie skończone, ale w ostatniej chwili zmieniłem decyzję i podpisałem kontrakt w Gdańsku - stwierdza Czech. Jakie były powody takiej decyzji? - Bardzo lubię Renata Gafurowa i Magnusa Zetterstroema, dlatego chciałem z nimi startować. Oprócz tego w klubie z Gdańska poczułem zdrową ambicje, gdyż spadli z ekstraligi, zaś chwilę potem chcieli już do niej wracać. W Rzeszowie zabrakło zdecydowanie jednego - komunikacji. Jest tutaj trenerem Darek Śledź, którego już bardzo długo znam. To wyłącznie z nim rozmawiałem. Ani raz nie było mi dane porozmawiać z prezes Martą Półtorak, która nie była zainteresowana moją osobą. Przecież kontraktu nie podpisuje się z trenerem, lecz z prezesem klubu. Maciej Polny okazał się o wiele bardziej otwarty, wielokrotnie zapraszając mnie nad Bałtyk. Dlatego podjąłem taką decyzję - kończy Matej Kus.
Tuż po meczu w Rzeszowiem, prezes Speedway Stal Rzeszów Marta Półtorak skrzętnie wyliczała ile punktów zdobył Czech. Porównując młodzieżowca z Pilzna do Ludvika Lindgrena, który został sprowadzony w jego miejsce, Szwed był jedynie wyblakłym tłem dla rywala. Prezes Półtorak zarzucała przed sezonem brak profesjonalizmu ze strony czeskiego juniora. Zawodnik fakty prezentuje zupełnie inaczej. W takim razie komu zabrakło profesjonalizmu? Ten werdykt pozostawiamy już Państwa ocenie.