- Z porażką pogodziliśmy się już praktycznie przed meczem. Jechaliśmy w bardzo okrojonym składzie. Może to co powiedziałem nie brzmi po sportowemu, ale zmusiła nas do tego sytuacja. Nie korzystaliśmy z usług Bena Bakera, czy Urlicha Osteargaarda. Jechaliśmy ze słabym Wallnerem i Bondarenko, którzy nie byli wzmocnieniem, a wręcz osłabieniem drużyny. Cieszy fakt, że do zdrowia i do pełnej dyspozycji dochodzi Adam Czechowicz. W meczu w Ostrowie miał on na dodatek problemy ze sprzętem. W ostatnim wyścigu pociągnęło go sprzęgło i przez to dotknął taśmy. Tak naprawdę sezon przegraliśmy znacznie wcześniej. Ostatnie siedem meczów odjechaliśmy bez większej wiary w możliwość awansu do rundy finałowej. Po porażkach u siebie z Łodzią z Rawiczem i remisem ze słabym Krakowem, pogodziliśmy się praktycznie z brakiem awansu do rundy finałowej. Teoretycznie były jeszcze szanse, ale teoria nigdy nie pokrywa się z praktyką - podsumował Andrzej Maroszek.
Sezon 2010 był wybitnie pechowy dla Kolejarza Opole. Taką ilością nieszczęść, jakie doświadczyły ten zespół można by spokojnie obdzielić kilka klubów. - Rzeczywiście, od samego początku sezonu pech nas nie opuszczał. Już samo wejście w sezon było nieszczęśliwe. Adam Czechowicz przeszedł ciężką chorobę. Był to dramat zarówno dla niego, jego rodziny jak i dla naszego klubu. Najważniejsze, że ten chłopak wyszedł już z tego i wrócił do żużla. Natomiast smuci na bardzo fakt, że zakontraktowany na pozycję niejako drugiego lidera Dawid Cieślewicz stracił cały sezon. Na pierwszym treningu zjeżdżając do parkingu wyhamował motocykl na prawym haku. Okręciło go tak nieszczęśliwie, że odnowiła mu się dawna kontuzja kręgosłupa - wspomina Maroszek.
Przypomnijmy, że w połowie sezonu ciężkiej kontuzji nabawił się także najbardziej doświadczony w Kolejarzu, Adam Pawliczek, który był ojcem zwycięstwa opolan w meczu z Holdikomem Ostrovia. Nie tylko sprawy zdrowotne dotykały Kolejarza Opole. Przekładane mecze odbijały się na kondycji finansowej klubu. - Cały czas mieliśmy pod górkę. Jak nie opady deszczu, to przełożony mecz przez żałobę narodową. Odbiło się to mocno na finansach klubu. Przez to, że mecze musiały być przekładane straciliśmy 80 tysięcy złotych. Nie mieliśmy wpływu na wydarzenia losowe, ale pech nie opuszczał tego zespołu przez cały sezon. Na domiar wszystkiego przed meczem w Ostrowie na jednym z treningów upadł Igor Kononow, który złamał obojczyk. Straciliśmy kolejnego lidera zespołu. Musiałem sięgać po głębokie rezerwy. Sezon ligowy zakończyliśmy już 1 sierpnia. Rozgrywki trwają nadal, ale już bez udziału naszej drużyny w lidze. Szkoda, że tak się stało - żałuje Andrzej Maroszek.
Kolejarzowi szczególnie w tym sezonie zależało na dobrym występie z uwagi na jubileuszowy rok opolskiego speedway'a. - Myślałem, że jakoś hucznie będziemy to obchodzić, a pięćdziesięciolecie sportu żużlowego w Opolu ukoronujemy dobrym wynikiem w lidze. Niestety, obchody trwają cały sezon, ale szkoda, że dla nas rozgrywki ligowe zakończyły się tak wcześnie - dodał szkoleniowiec Kolejarza.