Kamil Cieślar walczy o powrót do normalności

Żużel należy do ekstremalnych dziedzin sportu. To fakt, z którym nie da się polemizować. Niestety, pomimo rozwojowi technicznemu, wprowadzaniu różnego rodzaju nowinek mających na celu zwiększenie bezpieczeństwa zawodników, wciąż dochodzi do tragicznych w skutkach wypadków. Jednym z tych, którzy dobitnie na własnej skórze przekonali się jak niebezpiecznym sportem jest speedway, jest młodzieżowiec Włókniarza, Kamil Cieślar.

Junior częstochowskiego Włókniarza, Kamil Cieślar, podczas zawodów o Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwo Polski w Częstochowie zanotował dramatyczny w skutkach upadek. W jego efekcie pochodzący z miniżużlowej sekcji Rybki Rybnik zawodnik zmaga się nie tyle z powrotem do uprawiania swojego ukochanego sportu, co do normalnego życia. Cieślar porusza się bowiem na wózku inwalidzkim.

Do zdarzenia doszło 9 czerwca. Sam zainteresowany tuż po wypadku nie spodziewał się, że będzie aż tak źle. - Po takich kraksach jest się zwykle oszołomionym. Byłem przekonany, że nic poważnego mi się nie stało, bolała mnie tylko pachwina. Potem jednak zacząłem się lekko dusić, a lekarz zawodów zabronił mi się podnosić - opowiada Kamil na łamach oficjalnej strony internetowej częstochowskiego klubu. Cieślar obecnie przebywa w ośrodku rehabilitacyjnym w Reptach Śląskich. To właśnie zabiegi w owej placówce mają doprowadzić Cieślara do pełni sił. Mimo, że junior Włókniarza porusza się na wózku inwalidzkim, nie traci nadziei i tryska optymizmem. - Wylewam tu litry potu - mówi z uśmiechem na ustach.

Kamil tuż po upadku trafił do karetki pogotowia, która, jak się okazało, zanim zawiozła go do odpowiedniego szpitala, wcześniej odwiedziła jeszcze dwa. W końcu po wykonaniu kompleksowych badań stwierdzono, że Cieślar doznał urazu środkowej części kręgosłupa. Konieczna była operacja. Zabieg trwał blisko pięć godzin. Po jego wykonaniu Kamil zaczął gorączkować, co jest zdaniem lekarzy stosunkowo częste przy tego typu operacjach. Pojawił się obrzęk rdzenia kręgowego i osiem dni od wykonania pierwszego zabiegu, Kamil ponownie trafił na stół operacyjny.

Junior biało-zielonej ekipy opowiedział jak prezentuje się jego stan zdrowia. - Mam tzw. czucie głębokie i teraz trzeba pobudzić mięśnie, by znowu zaczęły pracować, tak jak przed wypadkiem. Lewą nogę mam silniejszą od prawej. Mam nadzieję, że wkrótce będę mógł na niej stanąć - oznajmił 18-letni żużlowiec.

Przy Kamilu cały czas czuwają rodzice. Co dwa bądź trzy dni odwiedza go rehabilitant zatrudniony przez Włókniarz Częstochowa pan Przemysław Miodek. O Cieślarze pamiętają także Krzysztof Mrozek oraz prezes "Lwów", Marian Maślanka. Rodzina Cieślarów bardzo docenia zaangażowanie i pomoc, jaką otrzymali ze strony częstochowskiego klubu, szczególnie od prezesa Maślanki. Krzysztof Mrozek zapowiedział nawet, że Kamil będzie pierwszym zawodnikiem, który podpisze umowę z Włókniarzem na przyszły sezon.

Wszyscy wierzą w Kamila. On sam się nie poddał i chce nie tylko stanąć na nogi, ale także powrócić do speedway’a. - Upadki mobilizują - mówi nam inny junior Włókniarza, Borys Miturski. W to, że Cieślar ponownie będzie startować na żużlu nie wątpi też jego ojciec. - Motocykle czekają na niego wypucowane jak Harleye, wszystko się świeci - stwierdził Alojzy Cieślar. Sam zawodnik oznajmił natomiast, że jeszcze będzie o nim głośno. - Pracuję mocno, walczę o powrót do pełni sił. Nie jest łatwo, kiedy głównym sprzymierzeńcem jest czas. Chciałoby się już siąść na motocykl i jechać. Wiem, że tak będzie, więc niech kibice w Częstochowie na mnie czekają. Koledzy walczą o utrzymanie w ekstralidze, a ja w Górnośląskim Centrum Rehabilitacji w Reptach o odzyskanie władzy w nogach - wyznał Kamil.

Wspominany wcześniej pan Krzysztof Mrozek planuje zorganizować turniej charytatywny, z którego całkowity dochód zostałby przekazany na rehabilitację Kamila. Możliwe, że odbędzie się on dzień przed meczem ligowym Włókniarza, wszystko zależne jest od terminów. W takim wypadku udział w owym turnieju raczej na pewno wzięliby wszyscy żużlowcy częstochowskiej ekipy.

Los Kamila Cieślara przypomina nam jak niebezpiecznym sportem jest żużel. Warto się czasem zastanowić jak wiele odwagi drzemie w tych młodych chłopakach, którzy za każdym razem igrają z życiem. Często niestety bywa tak, a można wywnioskować to chociażby po okrzykach na trybunach polskich stadionów, że wielu kibiców nie docenia tego wielkiego poświęcenia. Redakcja portalu SportoweFakty.pl wspólnie z rodziną i najbliższym otoczeniem Kamila wierzy w jego powrót do pełni zdrowia i tego mu serdecznie życzy.

Komentarze (0)