- Jestem chory i biorę antybiotyki. Przez ostatnie dwa tygodnie nic nie robiłem. Gdybym nie był potrzebny drużynie w Ostrowie, to jeszcze bym nie startował. Jednak gdybym nie przyjechał, to pewnie byśmy przegrali - mówi Lukas Dryml.
Niedzielne zawody zaczęły się dla niego bardzo pechowo, bo od dwóch upadków na ostrowskim owalu. W jednym z nich znajdował się na czele stawki. - Ustawiłem zębatki tak jak na pierwszym meczu w Ostrowie, kiedy tor był suchy i twardszy. Wydawało mi się, że teraz będzie podobnie. Byłem szybki i na łukach musiałem zamykać gaz. Jeśli motor tracił obroty to mnie obracało. Po tych upadkach jestem cały obolały - mówił po meczu stranieri Koziołków.
Po pechowych dla siebie występach jeden z liderów lubelskiego zespołu chciał zrezygnować z dalszych startów. Po rozmowie z trenerem Rafałem Wilkiem jednak podjął decyzję, że odjedzie zawody do końca. - Powiedziałem Rafałowi, że nie mam już siły startować i spytałem czy będzie mnie miał kim zastąpić. Musiałem jednak jechać dalej i powiedziałem sobie, że muszę kilka punktów uzbierać. Zmieniłem ustawienia zębatki, wychodziłem dobrze ze startu i odnosiłem zwycięstwa - mówi Dryml.
Końcówka w jego wykonaniu była znakomita. Czeski żużlowiec zacisnął zęby i w następnych trzech startach nie doznał goryczy porażki. W sumie zdobył więc 9 punktów i miał spory udział w wygranej swojej drużyny 53:36 z Holdikomem Ostrovią. - Chciałem tutaj zdobyć więcej punktów. Jednak najważniejsze, że zespół wygrał i to mi sprawiło dużą radość - kończy czeski żużlowiec.