Możliwe, że trzeba będzie wycofać na rok drużynę z ligi - II część rozmowy z Wojciechem Zychem, sekretarzem KSM Krosno

 / Na zdjęciu: Martin Malek
/ Na zdjęciu: Martin Malek

W drugiej części rozmowy z naszym portalem Wojciech Zych opowiada m.in. o trudnej sytuacji klubu, możliwości wycofania się z ligi, niskiej frekwencji, a także kto jego zdaniem ma największe szanse na awans do pierwszej ligi.

Wojciech Ogonowski: Kiedy rozmawialiśmy w czerwcu mówił pan, że jeśli sytuacja w klubie nie zmieni się, nie znajdzie się jakiś sponsor chcący zainwestować duże pieniądze w KSM, to raczej przy okazji wyborów nowych władz klubu zakończy pan swoją działalność. Pojawiło się jakieś światełko w tunelu? Mógłby pan powiedzieć czy jest szansa na pozyskanie w najbliższym czasie jakiegoś większego sponsora?

Wojciech Zych: W tej chwili rozmawiamy z różnymi firmami. Mamy jeszcze trochę czasu do przyszłego sezonu, jednak powiem uczciwie, że jeśli nikt się nie znajdzie, nie będzie chciał wspomóc tego żużla finansowo, to chyba trzeba będzie odejść, bo będziemy cały czas tkwili w marazmie. Generalnie jestem troszkę zawiedziony, bo jest w Krośnie i regionie kilka większych firm, które mogłyby pomóc klubowi, kwota 100 czy 200 tysięcy nie sprawiłaby im pewnie kłopotu, a te pieniądze zwróciłyby im się w formie reklamy. To jest drogi sport, z roku na rok coraz droższy, a jeżeli nie ma wsparcia na odpowiednim poziomie, to szkoda się w to bawić, bo będzie to wyglądało tak jak w tym sezonie. Dobrym przykładem jest klub z Lublina, który był w podobnej sytuacji jak my. Pozyskali jednak sponsora i od razu widać efekty, bo wzmocnili skład i mają duże szanse na awans. Dlatego myślę, że jeżeli najpóźniej do końca października kiedy oficjalnie kończy się sezon nic się nie zmieni, to trzeba będzie odejść. Wydaje mi się, że przez te cztery sezony coś tam dla tego żużla zrobiłem. Starałem się zawsze pracować, żeby ta organizacja zawodów i ich przebieg był jak najlepszy i wydaje mi się, że jakieś efekty tego są. Organizacyjnie na pewno się podciągnęliśmy i np. nie zdarza się teraz już w Krośnie, żeby psuła się maszyna startowa, co ma miejsce choćby na Drużynowym Pucharze Świata. Wydaje mi się, że przy lepszym wsparciu od sponsorów moglibyśmy dalej iść do przodu, podnieść sobie jeszcze wyżej poprzeczkę. Jeśli to się jednak nie uda, to wierzę, że przyjdzie ktoś inny, kto będzie miał inny pomysł na prowadzenie klubu, może lepszy od tych osób co są teraz i pociągnie to. Sprawa jest otwarta.

Kibiców nurtuje teraz jedno pytanie. Kiedy poznają odpowiedź, czy żużel w Krośnie przetrwa...

- Jest kilka wariantów, które bierzmy pod uwagę i któryś trzeba będzie wybrać. Tak jak wspomniałem, jeśli najpóźniej końcem października nie pojawi się jakieś światełko w tunelu, to bardzo możliwe, że trzeba będzie podjąć drastyczne kroki i być może wycofać na rok drużynę z ligi, albo nawet zakończyć działalność. Roczna przerwa może by zrobiła nam dobrze, a przez wycofanie się z ligi można byłoby położyć większy nacisk na szkolenie i zorganizować jakieś dwie, czy trzy nieźle obsadzone imprezy. Wierzę jednak, że uda nam się jakoś przekonać firmy do wsparcia nas. Mamy kilka pomysłów jak to zrobić, natomiast od nich będzie już zależało czy nam pomogą czy nie.

W tym roku zmorą dla klubu była bardzo niska frekwencja. W zasadzie zadowalająca była chyba tylko na półfinale IMP i pierwszym meczu sezonu. Jak pan myśli, czym było to spowodowane? Cenami biletów, porażkami, brakiem interesujących spotkań?

- Wydaje mi się, że zapotrzebowanie na żużel w Krośnie jest. Półfinał IMP pokazał, że ludzie chcą oglądać żużel na wysokim poziomie, a tam taki właśnie był. Natomiast sam do końca nie wiem co jest główną przyczyną spadku frekwencji na meczach ligowych. Jest to zresztą problem, który w tym roku dotknął większość klubów i wydaje mi się, że jest on złożony. Kryzys, drożejące życie z pewnością jest tutaj ważnym aspektem, bo jak ktoś chce iść na mecz z rodziną, to nie jest to dla niego mały wydatek. Ten sport jednak tak drożeje, że my nie jesteśmy w stanie obniżyć cen biletów, a wręcz przeciwnie, bez większego wsparcia ze strony sponsorów jesteśmy zmuszeni je podnieść. Inna sprawa, że mieliśmy w tym roku pecha w postaci przekładanych meczów, a to trochę kibiców zniechęciło. Zwłaszcza, że mieliśmy serię przegranych meczów wyjazdowych, no i ta nieszczęsna inauguracja u nas. Później znowu też wszystko się skumulowało u nas w lipcu. Wtedy były upały, dużo osób wyjeżdżało na wakacje, albo w niedzielę z rodziną nad wodę i to też się odbiło. Muszę przyznać, że dochody z biletów w tym sezonie spadły i to drastycznie. Jest to też jeden z powodów naszych kłopotów, bo gdyby frekwencja utrzymała się na zeszłorocznym poziomie, to nasza sytuacja z pewnością byłaby teraz lepsza.

Wybiega pan powoli myślami do przyszłego sezonu? Jeśli zostałby pan w klubie, to ma pan już jakąś koncepcję składu? Przez ostatnie lata był on "czeski", w tym roku "duński", może teraz czas na "polski"? Jeśli kibic nie może identyfikować się z wychowankami, to może z rodakami byłoby mu łatwiej? Polak chyba też, w odróżnieniu od obcokrajowca nie będzie odmawiał przyjazdu wymyślając tysiąc wymówek?

- Powiem tak. Jeśli chodzi o skład, to wiadomo, że dużą rolę odgrywają finanse, a Polacy tanimi zawodnikami nie są, powiedziałbym nawet, że porównywalnymi z obcokrajowcami albo i droższymi. Generalnie przez te kontrakty, cały żużel w naszym kraju idzie w złym kierunku. Te kwoty, które my płaciliśmy za punkty, kiedy zaczynaliśmy działalność to były bajecznie niskie w stosunku do tego, co mamy teraz. Oczekiwania zawodników wzrastają i to bardzo co roku, a wiadomo, że nikt nie chce zbytnio odbiegać od reszty jeśli idzie o skład i tu zaczynają się kłopoty. Coś z tym trzeba zrobić, bo inaczej zwłaszcza kluby drugoligowe wykończą się. Wracając do składu na przyszły rok, to dopiero po gwarancji, że sponsorzy pomogą będzie można się nad nim zacząć zastanawiać, chociaż teraz mamy już zakontraktowanych Patricka Noergaarda i Mateusza Wieczorka. Inna sprawa, że po tak trudnym roku, kolejny na pewno musiałby być skromniejszy, to nie ulega wątpliwości i trzeba będzie pójść "ząb w dół", bo w tym roku to wszystko było już za drogo.

Problemy finansowe odbiły się w tym roku chyba też na szkółce. Ta przez ostatnie lata choć nie przynosiła może oczekiwanych efektów, to jednak działała dość prężnie. W tym sezonie jednak treningów dla młodych adeptów wiele nie było.

- To prawda. Sezon zaczął się pechowo, później ta pogoda uniemożliwia nam korzystanie z toru, bo przypominam, że stadion był zalany. A jak pojawiły się problemy finansowe, to nie mogliśmy łożyć pieniędzy na szkółkę, bo były też inne wydatki. Szkółka tania w utrzymaniu nie jest, dlatego daliśmy sobie w tym roku z tym spokój. Położyliśmy nacisk na wychowanie Mateusza Wieczorka, który zdał licencję i jeździ teraz regularnie na treningi do Rzeszowa albo Tarnowa z trenerem Kwiecińskim. Szkoda, że tak wyszło, ale mamy nadzieję, że jeśli nasza sytuacja się poprawi, to w przyszłym sezonie już do tego wrócimy, bo bardzo chcielibyśmy wychować kolejnych młodych zawodników.

Podobno pojawiły się problemy wychowawcze z Mateuszem Wieczorkiem?

- Może nie tyle wychowawcze, co młody człowiek, jak to zwykle bywa, ma ambicje. Wydaje mi się, że jest to chłopak utalentowany, który ma smykałkę do tego sportu, ale musi ze swojej strony włożyć jeszcze ogrom pracy, żeby coś osiągnąć. Jakieś małe spięcia wyszły, ale tak to już bywa. My wiemy jednak jedno, jeżeli za rok żużel w Krośnie będzie istniał, to będziemy musieli zagwarantować mu jak najlepszy sprzęt, żeby mógł rywalizować z rówieśnikami. Na tę chwilę ma jaki ma, bo póki co na lepszy nas nie stać, a ze względu na wiek Mateusza nie mogliśmy go też traktować jak zawodnika ligowego. To co najważniejsze, staraliśmy się mu jednak zabezpieczać, robiliśmy mu parę razy remont silnika, jeśli trzeba było kupić sprzęgło, to je kupiliśmy, ale na wszystko co by się przydało nie mogliśmy sobie pozwolić. My będziemy starali się pomagać mu jak najbardziej, ale i on jak wspomniałem musi włożyć w siebie jeszcze wiele pracy, bo mistrzem od razu się nie jest. Od przyszłego roku mógłby już startować w lidze, a jeśli rozwinie skrzydła, zgłoszą się po niego kluby z wyższych lig, to my też nie będzie mu robili jakichś problemów, jeśli będzie chciał pójść w górę.

Jest szansa, że w tym roku odbędą się w Krośnie jeszcze jakieś zawody? Czy można być pewnym, że sezon został już definitywnie zakończony?

- W Krośnie sezon został już definitywnie zakończony i czynimy w tej chwili kroki w kierunku wymiany bandy. Dlatego na pewno nie będziemy już nic robić, ani żadnych zawodów, ani treningów.

W drugiej lidze właśnie rozpoczęła się runda finałowa. Kto pana zdaniem awansuje? Największe szanse mają Orzeł Łódź i Lubelski Węgiel KMŻ, który z każdym kolejnym meczem wydaje się być silniejszy.

- Moim zdaniem zespół łódzki ma potencjał, byli tu w Krośnie i widzieliśmy ich siłę. Na pewno zasługują na tę pierwsza ligą, bo jest to bardzo dobrze zorganizowany klub, co roku budują silny skład i jestem pewien, że po awansie poradziliby sobie. Wydaje mi się jednak, że w tej chwili drużyna z Lublina po wzmocnieniach Drymlem, Rymelem, wracającym po kontuzji Piszczem, czy dobrze jeżdżącymi Puszakowskim i Baranem jest na tyle silna, że to ona wygra ligę. Osobiście będę im kibicował, bo można powiedzieć, że to sąsiedzi, mieliśmy z nimi dobre kontakty i życzę im powodzenia.

Komentarze (0)