Chciałbym zostać na kolejny rok w Ostrowie - rozmowa z Marcelem Kajzerem, zawodnikiem Ostrovii Holdikom Ostrów Wlkp.

Marcel Kajzer po nieudanym sezonie spędzonym w Gnieźnie postanowił zmienić otoczenie przed rozgrywkami AD 2010 i związał się kontraktem z Ostrovią Holdikom Ostrów Wielkopolski. Niestety kilka tygodni temu nabawił się dość poważnej kontuzji, która eliminuje go na dłuższy czas ze ścigania.

Jarosław Handke: Jak wygląda obecnie twoja sytuacja zdrowotna?

Marcel Kajzer: Badania wykazały, że mam pękniętą kość udową. To jest podobno kontuzja, której nabawiłem się jeszcze w Krośnie. Wcześniejsze badania jej nie wykazały. Dopiero przy tym ostatnim wypadku wyszła ona na jaw. Odnowił się po prostu poprzedni uraz. Czeka mnie przerwa na pewno do września.

Do końca sezonu pozostały twej drużynie cztery mecze. Czy jest szansa, że wystąpisz w którymś z nich?

- Pierwszy mecz, w którym wyjadę, to będzie mecz przed własną publicznością z Orłem Łódź. Na pewno odpada teraz niedzielne spotkanie w Łodzi. Myślę, że do końca sezonu odjadę jeszcze trzy mecze ligowe. Optymistycznie patrząc, tak to właśnie wygląda.

Jak podsumujesz sezon 2010 w swoim wykonaniu? Mogę już zadać ci takie pytanie, bo rozgrywki dobiegają przecież końca.

- Dokładnie tak. Jeśli chodzi o podsumowanie, to w pewnym momencie się odnalazłem, potem pojawiła się kontuzja w Krośnie. Później musiałem od nowa się rozkręcać. Na pewno nie rozkręciłem się w tym roku tak, jakbym tego chciał. Kiedyś, gdy jeździłem w Rawiczu w pierwszej czy w drugiej lidze to stawiałem sobie za cel zdobywanie tych minimum dziesięciu punktów w meczu i to realizowałem. Taki cel stawia sobie chyba każdy zawodnik. W tym roku pięć, sześć czy siedem punktów w meczu udało mi się wykręcać. Były też słabsze mecze. Wiem, że to nie jest to, na co mnie stać. Ale po sezonie, jaki miałem wcześniej w Gnieźnie, pod względem ilości startów sezon mogę zaliczyć do udanych. Szkoda tylko tej kontuzji, która mi się przytrafiła. Gdzieś tam miałem także pewne problemy sprzętowe. Udało mi się z nich wyjść praktycznie na prostą. Ciągle są jakieś nowości, wciąż trzeba inwestować w tym sporcie. Chciałbym, żeby było w moim wykonaniu lepiej, jak będzie to się wszystko okaże. Ciężej jest, gdy się nie udowodniło jeszcze, że na danego zawodnika można stawiać.

Celów indywidualnych nie udało ci się raczej zrealizować.

- Awansowałem do finału SK, to był taki cel indywidualny. Mistrzostwa Polski - nie udało mi się awansować. W Srebrnym Kasku się trochę pogubiłem. Nie ukrywałem nigdy, że tor bydgoski mi nie pasuje. Nie mogę znaleźć na niego recepty. Może gdybym tam kilka razy potrenował, to znalazłbym receptę na pokonywanie tego toru. Trudno, był to taki turniej, jaki był. Myślę, że gdyby nie te kontuzje w tym roku, to na pewno ten sezon byłby dla mnie lepszy.

W tym roku przedostatni sezon jeździsz jako junior. W przyszłym będziesz musiał pokazać się ze świetnej strony, by znaleźć zatrudnienie jako senior w 2012 roku.

- Dokładnie tak. I dlatego w okresie przygotowawczym przed sezonem 2011 będę wydobywał z siebie najwięcej, jak tylko można. Wszystko to po to, by jak najlepiej jeździć w przyszłym sezonie. Trzeba mieć siłę i szybkość, by rozpocząć sezon dość dobrze. Zima to czas na wypracowanie siły i jak najlepsze przygotowanie do sezonu. Będę dawał sobie mocno w kość, każdy tydzień będzie dokładnie rozpisany. Albo da to jakiś efekt w przyszłym sezonie, albo skończę karierę. Nie ma bowiem sensu jeździć gdzieś przeciętnie. Najważniejsze jest to, by jeździć przynajmniej na średnim poziomie.

Jak ci się podoba atmosfera i wszystko inne w klubie z Ostrowa Wielkopolskiego?

- Jest naprawdę bardzo pozytywnie. Współpraca układa się tak, jakbym sobie tego życzył. Każdy zawodnik chce chyba trafić do takiego klubu, gdzie jest taka atmosfera, gdzie każdy sobie pomaga. Nieważne czy jest to w trakcie meczu, czy po nim. Nie ma żadnych problemów, gdy chcę sam pojeździć. Biorę w rękę telefon dzwonię i mogę pojeździć, dopasować wszystko. Powiem szczerze, że jeśli chodzi o klub z Ostrowa, to jestem naprawdę bardzo zadowolony.

Czy chciałbyś pozostać w Ostrowie na kolejny rok?

- Myślę, że tak. Uważam, że skoro wszystko było tak, jak być powinno, to klubu się nie zmienia. Co będzie się działo zimą? Wiadomo, że na pewno będą napływać oferty z innych klubów. Chciałbym jeździć w Ostrowie. Wszystko zależy od działaczy i od tego, czy widzą mnie w składzie w perspektywie przyszłego sezonu. Być może wyląduję w Rawiczu. Teraz żużel jest taki, że w jednym roku dany zawodnik jest w jednym klubie, a w kolejnych rozgrywkach ląduje gdzieś na drugim końcu Polski. Z mojego punktu widzenia najlepsza jest jazda blisko domu, bo z dalekimi dojazdami związane są koszty.

Jak wygląda twoja sytuacja sponsorska?

- Udało mi się znaleźć kilku sponsorów z Ostrowa. Ukłony dla nich, bez nich na pewno bardzo bym się męczył. Pomaga mi pan Zygmunt Mikołajczyk z AMIT-u. Pomaga mi on praktycznie od początku kariery, od stawiania pierwszych kroków. Z Rawicza została mi jeszcze jedna firma, Kaczmarek Motors. Nadal mi pomaga ta firma. Jeśli chodzi o Ostrów, to pojawiło się sporo sponsorów pod koniec sezonu. Pomaga mi firma Mercedes Benz Jana i Andrzeja Garcarków. Dużo pomaga mi w ostatnim czasie Przemysław Rzeźnik i Magdalena Matysiak. Duże ukłony dla tej firmy, wzięli mnie praktycznie pod swoje skrzydła. Pojawiła się też firma Art-broń, firma pana Wodniczaka, auto handel. Firma pana Wargi, Nat-bud. Gdyby nie ci ludzie, na pewno nie byłoby mnie tutaj, gdzie teraz jestem. Mogę liczyć także na wsparcie firmy BHP Sławomir Oszczęda. Po nieudanym sezonie w Gnieźnie, w zimie pracowałem w firmie DPD z Leszna. Bardzo dziękuję jej za pomoc.

Na pewno śledzisz wyniki osiągane przez kolegów z Rawicza. Jak je oceniasz?

- Rawicz bardzo mnie zaskoczył. Widać, że prezes bardzo się postarał. Trafił na bardzo fajną, zgraną ekipę. Gdzieś tam zabrakło im może trochę szczęścia. Rzadko kiedy jechali najmocniejszym składem, bo na początku sezonu nie mógł startować Alan Marcinkowski. Kontuzja Sebastiana Aldena też odbija się na wynikach drużyny. Sebastian trochę po tych ostatnich kontuzjach się pogubił, a jest przecież bardzo dobrym zawodnikiem. Znam go i myślę, że bardzo szybko powróci w przyszłym roku do swej optymalnej formy. Kolejarz awansował do fazy finałowej po ciężkich przeprawach. W Pile był skazany na przegraną, a jednak wygrał. Chłopacy pokazali charakter. Gratulacje tutaj dla prezesa Dariusza Cieślaka, jak i całej drużyny.

W niedzielnym meczu w Rawiczu z dobrej strony pokazał się Karol Sroka, który jednak także dał się zapamiętać jako niebezpiecznie jeżdżący zawodnik. Czego twoim zdaniem brakuje temu juniorowi, by nie stwarzać groźnych sytuacji na torze?

- Karol ma predyspozycje do jazdy. Kiedy jeździmy razem, potrafimy się porozumieć. Dużo wyścigów pojechaliśmy na 5:1. Jeśli chodzi o pytanie, to moim zdaniem powodem jest mała ilość jazdy. Często w lidze jechał on tylko jeden bieg. Liga rządzi się swoimi prawami. Karol w Rawiczu jechał naprawdę ładnie. W pierwszym biegu bez problemów wygrał, w kolejnych jechał na punktowanych pozycjach, ale robił błędy na trasie trudnego rawickiego toru. To jest ciężki tor, naprawdę trzeba tutaj umieć jeździć.

Gdybyś mógł cofnąć czas, co zmieniłbyś w swej karierze? W 2008 roku objeżdżałeś Emila Sajfutdinowa, a dziś twa kariera nie poszła względem tamtych czasów do przodu.

- Myślę, że troszkę za bardzo nastawiłem się na pierwszą ligę po tym, gdy Kolejarz niestety spadł z niej w 2008 roku. Gdyby drużyna się utrzymała w pierwszej lidze, to myślę, że do dzisiaj bym w niej jeździł. Wtedy na pewno byliby w Rawiczu sponsorzy i nie byłoby takich problemów, jakie się pojawiły. Myślę, że głównym powodem jest stracony rok w Gnieźnie, gdy nie łapałem się do składu. To odbiło się na całym dalszym etapie mojej kariery.

Komentarze (0)