Fajny chłopak, ale na tym sporcie się nie zna - rozmowa ze Sławomirem Drabikiem, zawodnikiem Włókniarza Częstochowa

Duma Włókniarza Częstochowa, Sławomir Drabik, podobnie jak jego klubowi koledzy z biało-zielonej ekipy przygotowuje się do dwumeczu z Polonią Bydgoszcz o utrzymanie w Speedway Ekstralidze. W przerwie od przygotowań, Slammer znalazł dla nas chwilę, którą przeznaczyliśmy na rozmowę. W wywiadzie udzielonym dla naszego portalu Drabik odnosi się m.in. do sytuacji częstochowskiego klubu, czy też trenera Jana Krzystyniaka.

Mateusz Makuch: Panie Sławku na początek pytanko odnośnie klubu. Wiadomo, że za różowo nie jest, delikatnie mówiąc. Jak sytuacja klubu wygląda pana zdaniem?

Sławomir Drabik: Jaka jest sytuacja? Jedno jest pewne, że nie ma "szału". Myślę, że tutaj Marian (Maślanka - dop.red.) na tyle podpisywał z chłopakami i to na jego głowie jest, aby wyprowadzić to wszystko na zero. I wtedy może jakieś dziwne ruchy, bo słyszałem, że się tworzą różne obozy czy coś tam innego. Ja jestem jednak zdania takiego, że skoro podpisywał i wiadomo, że jakieś zaległości są, bo są, ale on to powinien wziąć na głowę i wszystko uregulować. To jest podstawa w całej zabawie. Wiadomo, że jest jak jest. Trener jest taki, że kurczę, dziwna osobowość. Fajny chłopak, ale na tym sporcie się nie zna i to jest problem tego klubu.

To dość ostre słowa o trenerze…

- Nie no mówię, fajny chłopak, ale odnośnie speedway’a no to jeszcze chyba długo nic z tego. Miał przygodę w Lesznie, potem w Gnieźnie. Było to samo z tego, co słyszę.

Nie boi się pan, że po tych słowach mogą zostać wyciągnięte jakieś konsekwencje względem pana?

- Ja już powiedziałem dla pewnej gazety co ja o tym wszystkim myślę. Ja z niczego tajemnicy nie robię. Szkoda trochę, bo trener ma dziwne pomysły i w speedway’u to się nie sprawdziło. Kiedyś już był, ale był tak naprawdę statystą i nic nie miał do powiedzenia i taka jest prawda, a dzisiaj ma coś tam do powiedzenia i za dużo błędów robi żeby było dobrze. Wyglądamy jak wyglądamy, ale to jest jeden z takich większych powodów. Kasa kasą, ale…

Uważa pan zatem, przepraszam, że wejdę w słowo, ale że gdyby to nie Jan Krzystyniak był trenerem Włókniarza, a ktoś inny, częstochowska drużyna osiągnęłaby lepszy wynik? Może nawet wywalczyła awans do upragnionej szóstki?

- Ja myślę, że tak. Gdyby był gościu, który wie o co chodzi w speedway’u to spokojnie możnaby było być dzisiaj wyżej zdecydowanie i nie martwić się dwumeczem o utrzymanie.

Na wstępie zapytałem o sytuację klubu. Czy wobec pana są jakieś zaległości finansowe?

- Są i to duże. Ja mówię, jest jak jest, ale z tego nie ma na razie co strzelać, bo to nie ma sensu. Przygotowałem się na tyle na ile mogłem. I to jest wiadome, że jak nie ma kasy to nie przygotuję się odpowiednio, bo nie ma takiej możliwości. To jest normalne.

W związku z tym rozumiem, że może się to odbić na postawie zawodników w tym decydującym dwumeczu.

- To już na całym sezonie się odbiło. A tym bardziej teraz, jeśli prezes nie porobi przelewów to leżymy, to jest druga sprawa.

Istnieje więc możliwość, że do meczu z Polonią Włókniarz przystąpi w osłabionym składzie?

- Powiem ci, że na dzisiaj to nie wiem. Z tego co się orientuję to wszyscy swój występ potwierdzili i mają być. W sobotę ma być trening, więc jak na razie wszystko jest chyba "okej". Ale tak jak mówiłem, to on (Marian Maślanka - dop.red.) musi wziąć na siebie spłatę tego, bo z nikim innym chłopaki nie podpisywali umów jak z Marianem. Także tutaj cały czas podkreślam, niech on to wszystko poukłada w jedną całość i każdy podejdzie serio do zabawy.

Wiadomo, że to prezes Maślanka podpisywał kontrakty i wydaje się jego obowiązkiem wywiązanie się z nich. Uważa pan, że prezes udźwignie ten ciężar i uda mu się wyciągnąć klub na prostą i pospłacać wszystkie długi?

- Myślę, że tak. Ja tak uważam, może się mylę. Wiadomo, że prezes musi mieć jakieś wspomaganie, bo sam raczej nie jest w stanie tego zrobić. To się musi trochę ludzi w to włączyć i wtedy mi się wydaje, że da radę.

Odbiegając od kwestii finansowych. Startował pan w tym roku mało, a i forma była w kratkę. Ostatni występ w Bydgoszczy może pan jednak zapisać na plus (Drabik zdobył 6 punktów i bonus). Jak w związku z tym czuje się pan przed tym dwumeczem?

- Słuchaj, jedno jest pewne. Początek był kiepski, bo nie było za bardzo na czym jeździć, a mimo to jeździłem i tak naprawdę to sprzęt nawet na drugą ligę nie był. Później, gdy coś ruszyło do przodu to nie startowałem. A wiadomo, jak nie jeździsz to wypadasz z gry i to jest normalne. Chyba w każdym sporcie tak się dzieje. Trzeba być cały czas na fali żeby się skutecznie ścigać. Dodatkowo trzeba być sprzętowo wypasionym. Na dzisiaj są dwa silniki w miarę posprawdzane i po remoncie, więc chyba porażki jakiejś tam nie ma. Mnie się wydaje, że jest "okej". Na tyle co mnie było stać to zainwestowałem.

Polonia Bydgoszcz to wymagający rywal, choć na pewno łatwiejszy bez Emila Sajfutdinowa. Czuje się pan na siłach by ewentualnie wziąć na swoje barki ciężar zdobywania kluczowych punktów? Kibice na pewno na to liczą, bo wiadomo co w Częstochowie oznacza Sławomir Drabik.

- Na pewno tak. Jedziemy i każdy wie o co. To jest normalne. Fajnie byłoby zostać w Ekstralidze, a nie spadać. Dla Częstochowy byłby to na pewno duży kłopot. To samo zresztą na pewno Bydgoszcz myśli. Wszystko zrobi, aby się utrzymać. Każdy ma jeden cel. Podejrzewam, że Bydgoszcz lepiej stoi finansowo i sportowo w tym momencie, na dzień dzisiejszy. Częstochowa się jednak nie poddaje. Jak wszyscy potwierdzili przyjazd no to bawimy się dalej.

Komentarze (0)