Mateusz Makuch: Na konferencji prasowej prezes Maślanka wspomniał nieco o stanie zdrowia Petera Karlssona. Czy mógłby pan powiedzieć coś więcej na ten temat?
Jarosław Dymek: Tak, całe szczęście upadek nie poniósł za sobą poważniejszych konsekwencji. Jak sam zawodnik przyznał, jest w jednym kawałku i to jest najważniejsze. Badania, jakie przeszedł wykluczyły złamania, a Peter jest tylko poobijany.
Jest więc szansa, że Karlsson pojedzie w meczach z Polonią? Bo krążyły plotki, że to już jest koniec sezonu dla niego.
- No tak, bo jeśli potwierdziłyby się prognozy o pęknięciu łopatki to jest to kilka tygodni przerwy, a w tym przypadku kilka tygodni koniec sezonu mogłyby oznaczać. Myślę, że możemy jeszcze poczekać, wstrzymać się z decyzjami, ale liczę na to, że Peter nam pomoże. On bardzo ambitnie podchodzi do tego dwumeczu. Zależy mu na tym klubie, zależy mu na dobrym wyniku. Dlatego ja podchodzę z optymizmem do jego stanu zdrowia i liczę na to, że wszystko będzie w porządku.
Peter na pewno będzie chciał zrehabilitować się za nieco nieudane ostatnio występy na częstochowskim torze. Zdobywał raptem po sześć, siedem punktów…
- No niestety tak to bywa w tym sezonie, że Peter lepsze spotkania zanotował na wyjeździe. Chociażby w Tarnowie czy ostatnio w Bydgoszczy, gdzie przejechał cztery biegi, ale zapunktował konkretnie (Karlsson zdobył 7+1 – dop. red.). Liczę, że w Częstochowie w końcu dobrze pojedzie i tak na ile go stać.
Peter spóźnił się na mecz w Bydgoszczy. Od razu pojawiły się głosy, że zrobił to, bo nie dostał pieniążków. Mógłby pan rozwiać te wszelkie pomówienia i plotki?
- Tak, słyszałem już nawet głosy pod tytułem "co Dymek wymyśli tym razem"? Dlaczego tak jak w Tarnowie nie było Taia. A co do Taia to jasno powiedziałem, że chciałem po prostu chłopaka obronić po tych atakach, że był pijany i w niedzielę się spóźnił na samolot. Podkreślam, że chodziło mi o to, żeby wszystkim uświadomić, że to nie było tak, że Tai nagle nas poinformował o swoim spóźnieniu na samolot, bo to byłoby totalnym wystawieniem klubu do wiatru. Odnośnie Karlssona i pytania "co Dymek wymyśli tym razem". Dymek wymyślił to, że Karlsson miał jedno połączenie do Poznania, przez który musiał się przedostać, a przejazd przez centrum Poznania w środku tygodnia zajmuje co najmniej godzinę. I tak dojechał tak szybko, tracąc jedynie jeden wyścig to jest sukces kierowcy wynajętego z Poznania, który go przywiózł. Robiliśmy wszystko, aby się nie spóźnił. Mechanik mu wcześniej zagrzał sprzęt, kewlar wisiał przygotowany w szatni, Peter tylko wpadł, przebrał się i nas wspomógł. Także tutaj nie było jakiegoś złośliwego spóźniania się. Po prostu jak są mecze w środku tygodnia to tak bywa. Nie zawsze jest dobre logistyczne połączenie ze Szwecji czy też Anglii. Ostatecznie udało nam się to tak ułożyć, że Peter nie zdążył jednego biegu zaliczyć.
W związku ze zmianą terminów meczów z Polonią, w pierwszym spotkaniu Włókniarz pojedzie osłabiony brakiem Lewisa Bridgera i Taia Woffindena. Czy wobec tego nastąpiła jakaś zmiana taktyki przed tym pojedynkiem?
- Powiem tak: z Jankiem Krzystyniakiem rozumiem się bardzo dobrze. Wszystkie decyzje staramy się dogrywać i dopracowywać. Kiedy dowiedzieliśmy się, że jest taka brzydko mówiąc szansa, że pojedziemy bez "Angoli", to pewne rzeczy rozpisaliśmy sobie. Na razie nie chcę o nich mówić, bo jeszcze musimy usiąść na spokojnie i przedyskutować pewne aspekty, ale jesteśmy przygotowani na wariant bez naszych zagranicznych młodzieżowców. A myślę, że reszta ekipy zmobilizuje się i będzie starała się godnie nadrobić te punkty, które mogliby oni przywieźć.
W tej sytuacji podstawowym juniorem powinien być Borys Miturski. Drugi, Marcin Bubel, który miał już epizod w tym sezonie?
- Na razie jest za wcześnie, aby o tym mówić. W czwartek mamy trening punktowany par we Wrocławiu. Pojadą tam także młodzi. Wtedy się okaże, który się lepiej czuje, który się lepiej prezentuje. Jest wielka szansa przed którymś z tych młodych chłopaków, ale oczywiście nie wywierajmy na nich presji i na tym, który pojedzie. Ale tak jak mówiłem, jest to fajna szansa i fajna okazja do zaprezentowania się w meczu ekstraligowym.
Niektórzy zawodnicy narzekają, że tor często różni się od tego na treningach do tego co zastają przyjeżdżając na mecze. Jak się pan do tego odniesie?
- Jak się mogę do tego odnieść? Ja mogę powiedzieć tyko tyle, że jak jest przed meczem nasz obchód nawierzchni mówimy trzymajcie tu, jest fajny start, fajny tor do ścigania. Większości zawodnikom pasuje. Kapitan Holta mówi super, Karlsson super, Davidsson ekstra, fajny tor. Także wiesz jak to jest… Zawsze się szuka w czymś dziury, jak coś nie pasuje. Jak wyniku nie ma to szuka się usprawiedliwienia w torze. Wiadomo, może być oczywiście tak, że tor będzie się różnił, bo może na to wpłynąć chociażby pogoda, ale wiem, że faceci, którzy przygotowują tor wkładają w to mnóstwo serca. A po prostu drużyny, które wygrywały u nas w Częstochowie były ekipami lepszymi. Warte podkreślenie jest też to, że nie robimy toru takiego, który powoduje upadki. Trzeba przyznać, że jest on do ścigania i mecze są ciekawe. Najlepszy przykład to ostatni pojedynek z Zieloną Górą, kiedy wyścigi były naprawdę ciekawe.
Mecz sam w sobie był interesujący, ale zakończył się niekorzystnym wynikiem dla Włókniarza, a to jest dla częstochowskich kibiców najistotniejsze.
- Wynik niekorzystny, ale jest to kwestia tego, że drużyna jest taka, jaka jest. Straciliśmy Jonasa, wrócił on dopiero na ten mecz. Jego pierwszy start u nas po kontuzji, nie był w dobrej dyspozycji. Nie zdobył punktów, starał się, miał dobre starty, ale ta przerwa jednak wpłynęła na niego. Teraz trzeba o tym zapomnieć, to już się stało i skupić się na dwumeczu z Bydgoszczą.
Czy zgodzi się pan z opinią, że Włókniarz mógł wywalczyć szóstą pozycję w tym sezonie?
- Mógł wywalczyć szóstą, ale równie dobrze mógł też wywalczyć pierwszą. Ja nie lubię gdybać. To tak samo mogę powiedzieć, co by było gdybym skreślił w sobotę liczby i trafił zamiast tego gościa 11 czy 12 "baniek" w "totku". Nie ma sensu gdybać. Trzeba się skupić na przyszłości, a oczywiście wnioski wyciągać.
Bydgoszczanie to trudny przeciwnik, choć co prawda osłabiony brakiem Emila Sajfutdinowa. Jakie szanse Włókniarza widzi pan w tym dwumeczu i jak ewentualnie zachęciłby pan częstochowskich kibiców do przyjścia na stadion 5 września?
- Myślę, że zachęcać to specjalnie nie trzeba, bo prawdziwi kibice częstochowscy, a mamy ich wielu, oddanych całym sercem, wiedzą, że to jest bardzo ważny mecz dla nas i wiedzą, że nasi zawodnicy dadzą z siebie wszystko. Dużo się ostatnio mówi o odpuszczaniu, w przypadku braku wypłat, ale to jest nieprawda. To jest ambitny zespół, jesteśmy cały czas w kontakcie. Specjalnie szykują sprzęt. Wspominałem o Peterze Karlssonie. Gdy było pewne, że w minioną niedzielę nie pojedziemy, bo odwołano zawody w Gorican, on został w Częstochowie i chciał potrenować do południa, jednak to się nie udało, bo nawierzchnia była zbyt grząska. Także uważam, że spotkanie będzie zacięte, ale nie byłbym sobą, gdybym nie powiedział, że nasza drużyna wygra. Po to jedziemy. Taka jest dewiza sportu, aby zwyciężać. Myślę, że pokażemy sto procent naszych możliwości albo i lepiej.
Jakby na potwierdzenie tego, że zawodnicy nie stawiają ultimatum w przypadku braku pieniędzy, sam mogę podać przykład Jonasa Davidssona, z którym się kontaktowałem i który sam przyznał, że zaległości wobec niego są, ale w gruncie rzeczy to nic specjalnego…
- Tak. Bo tak jak powiedział prezes Maślanka, zaległości czy były jakieś rok czy dwa lata temu to one zawsze będą spłacone. Nie chcę żeby to było odbierane jako wazeliniarstwo i wchodzenie wiadomo gdzie, ale znam prezesa Maślankę nie od dzisiaj i wiem, że jak prezes da słowo, to je dotrzyma. Słowo czasem bywa cenniejsze od pieniądza i tak jest w przypadku prezesa Maślanki.