Każdy przeżywał, że odkręcił manetkę do połowy - rozmowa z Damianem Grabskim, wychowankiem klubu z Zielonej Góry

Kibice klubów z Zielonej Góry i Rawicza pamiętają z pewnością jeszcze dobrze Damiana Grabskiego, który ścigał się w barwach ekip z Grodu Bachusa oraz z południowej Wielkopolski. Przed kilkoma laty zakończył żużlową karierę. Czym trudzi się aktualnie? Co miało wpływ na decyzję o zawieszeniu haka i kevlaru na kołku? Między innymi o tym mówi w rozmowie z naszym portalem Damian Grabski.

Jarosław Handke: Czym się obecnie zajmuje Damian Grabski?

Damian Grabski: Od dwóch lat prowadzę własną działalność, a konkretnie studio reklamy oraz od kilku miesięcy Autoryzowany Salon Sprzedaży Play. Pracy jest dużo, ale żużel od młodych lat uczył mnie sumiennej i ciężkiej pracy. Tak jak w żużlu, tylko ciężką pracą można coś osiągnąć, tak jest i teraz. Być może w przyszłości i ja będę mógł wspomóc finansowo jakiegoś utalentowanego młodego żużlowca.

Cofnijmy się do przeszłości o kilka lat - dlaczego zdecydowałeś się na zakończenie kariery? Jak dziś oceniasz tę decyzję?

- W zasadzie, to nie zdecydowałem o zakończeniu kariery. Wiele osób wspierało mnie i stało za mną murem. Zakończenie kariery wymusiły na mnie jakby pewne osoby, które w klubie raczej nie powinny pracować. Postawiono mnie w tak zwanej sytuacji "podbramkowej", z której było tylko jedno wyjście. Niemniej jednak, klub z Zielonej Góry jest bardzo dobrym klubem. Wiele się pozmieniało przez te kilka lat w klubie i tak jak widać, są tego efekty w postaci bardzo dobrych wyników czy to młodych zawodników, czy też ich starszych kolegów. Jak oceniam tę decyzję? Decyzja była taka, a nie inna. W moim przypadku wydaje mi się, że wyszło na duży plus. Chociaż nie ukrywam, że w każdej chwili chętnie zdałbym licencję jeszcze raz i usiadł na motocyklu, gdyby były ku temu odpowiednie warunki.

Gdybyś mógł cofnąć czas, to co zmieniłbyś w swej karierze?

- Ciężko jest coś zmieniać, jeśli nie ma się odpowiedniego zaplecza finansowego. Co prawda były firmy, które wspierały mnie i tak naprawdę dzięki nim startowałem, chociażby w Rawiczu. Były to takie firmy jak: Magik Komputery czy Contrako z Zielonej Góry. Niemniej jednak, aby w żużlu osiągnąć w miarę przyzwoity poziom, potrzeba bardzo dużego wsparcia, którego mi brakowało. Większość kibiców wie jak drogi jest to sport. Często pomimo wielkich zakupów zawodników nowe silniki "nie jadą"... taki to już sport. Chyba za dużo nie zmieniłbym w swojej karierze, bo wszystko szło w dobrym kierunku. Co najwyżej, unikałbym pewnych osób, które stanęły mi na drodze.

Jesteś wychowankiem klubu z Zielonej Góry. Jak wspominasz początki kariery w Grodzie Bachusa?

- Początki są najciekawsze i najtrudniejsze. Ciężko było, gdy w wieku 15 czy 16 lat inni rówieśnicy wyjeżdżali na wakacje, a ja trenowałem i pracowałem całymi dniami w warsztacie. Ale to wszystko uczy samodyscypliny i wytrwałości. Falubaz Zielona Góra to dobry klub. Do szkółki przyjął mnie trener Janas, za co mu bardzo dziękuję. Były to ciężkie lata, ale bardzo ciekawe. Najlepsze były pierwsze jazdy na torze, gdy po treningu każdy przeżywał, że dziś odkręcił manetkę AŻ do połowy. Nie jest to łatwy sport, ale daje dużo radości. Każda "trójka" na torze daje ogromną satysfakcję po wielu godzinach spędzonych w warsztacie przy motocyklach. Miło wspominam również mecz z Tarnowem, gdy w 15 biegu (był to mój debiut ligowy w Ekstralidze) w parze z Piotrem Świstem oraz z Tomaszem Gollobem i Tony Rickardssonem, mogłem wystartować w biegu. Zachęcam wszystkich młodych kibiców, aby próbowali swoich sił w żużlu i tym bardziej w Zielonej Górze!

Czy pamiętasz egzamin na licencję żużlową? Stresował cię? Jak cieszyłeś się po jego zdaniu?

- Egzamin pamiętam bardzo dobrze. Zdawałem go w Rawiczu. Dzień przed egzaminem byliśmy w Rawiczu na treningu i mocno padało. Trening miał się nie odbyć, jednak pojeździliśmy kilka kółek gęsiego ze względu na ciężki tor. Trener Jąder uspokajał i przekonywał, że jutro będzie dużo lepszy tor i mam się nie stresować. W dzień licencji od samego rana bardzo mocno padało i byliśmy przekonani, że egzamin zostanie przełożony. Przyjechał sędzia i ku zdziwieniu wszystkich powiedział: "Jedziemy". Tor był tak przyczepny, że nawet na haku nie można było postawić motocykla, ponieważ zapadał się w ziemię. Udało się jednak wszystko bez problemu. Cieszyłem się bardzo ze zdanego egzaminu, gdyż był to tak naprawdę początek kariery.

Następnie jeździłeś w barwach Kolejarza Rawicz. Jak oceniasz ten czas w twej karierze?

- Klub z Rawicza to bardzo dobry klub. Bardzo miło wspominam wszystkich, którzy tam pracowali. A w szczególności Pana Darka Cieślaka, którego niedawno spotkałem w Zielonej Górze i serdecznie go przy okazji pozdrawiam. Nie jest tajemnicą, że klub z Rawicza nie jest finansową oazą spokoju. Ale pozwala rozwijać się wielu młodym chłopakom. Atmosfera jest bardzo dobra i cały czas kibicuję Rawiczowi oraz życzę, aby w klubie było tylko i wyłącznie coraz lepiej!

Na naszym portalu ostatnio sporo mówi się o perspektywie przebudowy toru w Rawiczu, by sprawiał on więcej możliwości do walki. Czy byłoby to dobre rozwiązanie?

- Na pewno można przebudować tor. Dobrze, że tor teraz w Rawiczu jest na pierwszym łuku dużo szerszy niż ten, na którym ja startowałem, ponieważ jak to zawsze mówiliśmy, w Rawiczu był prawie co każde zawody "Festiwal upadków". Jeśli są finanse na to, aby zrobić przebudowę, to na pewno warto. Bo jak na tę chwilę to wiem, że ciężko jest z wyprzedzaniem na rawickim owalu.

Falubaz znalazł się w tym roku w półfinale Speedway Ekstraligi. Czy dane mu będzie wejść do finału i powtórzyć sukces sprzed roku?

- Myślę, że są bardzo duże szanse na to, abyśmy znaleźli się finale. Cieszę się nawet, że ten mecz został przełożony, gdyż jak wiadomo, padało co chwilę w Zielonej górze i chociaż nie było mnie przez ten czas na stadionie, to z pewnością przez opady tor ciągle się zmieniał i pewnie byłby on niespodzianką w pewnym stopniu dla naszych zawodników. Jeśli pogoda dopisze na klika dni przed meczem, to zapewne dużo lepiej będzie można się dopasować do toru i będzie łatwiej wygrywać z rywalami. Myślę, że obsada finału przedstawi się następująco: Zielona Góra - Leszno. Ale to jest sport i wszystko jest możliwe. Mamy najlepszych kibiców w Polsce i w środowe popołudnie ta "Magia Falubazu" pomoże nam wejść do finału.

Gdybyś swą karierę zaczynał dziś, to miałbyś łatwiejszy start do speedwaya niż przed kilkoma laty?

- Ciężko powiedzieć czy byłoby łatwiej. Przed laty były pieniądze na szkolenie młodzieży oraz odpowiednia pomoc, tak samo jest i teraz. Dużo tutaj zależy przede wszystkim od zaangażowania młodych szkółkowiczów czy zawodników. Ponadto w sporcie potrzeba dużo szczęścia. Bo w żużlu nie zawsze ogromne pieniądze i talent dają wyniki na torze. Na koniec naszej rozmowy chciałbym pozdrowić kibiców z Zielonej Góry i Rawicza!

Komentarze (0)