Obawialiśmy się tego spotkania - wypowiedzi po meczu Lotos Wybrzeże Gdańsk - Marma Hadykówka Rzeszów

Niedzielne spotkanie pomiędzy Lotosem Wybrzeże a Marmą Hadykówką zapowiadało się niezwykle emocjonująco. Żużlowych emocji na najwyższym poziomie jednak zabrakło - rzeszowianie gładko pokonali gdańszczan na ich własnym torze i powrócili na fotel lidera 1 ligi. Oto co do powiedzenia po niedzielnym spotkaniu mieli jego główni aktorzy.

Rafał Okoniewski (Marma Hadykówka Rzeszów): Jesteśmy dużo bardziej szczęśliwi, niż po rundzie zasadniczej. Mecz był wygrany i to z delikatnym zapasem. Cieszy nas zwycięstwo, bo obawialiśmy się tego spotkania. Wiedzieliśmy, że Gdańsk jest groźny na swoim torze. Udało się i jesteśmy z tego zadowoleni.

Lee Richardson (Marma Hadykówka Rzeszów): Czułem się dziś świetnie, mimo iż ten tor nie należy do najłatwiejszych. Wzięliśmy udany rewanż na gdańszczanach, którzy bez wątpienia są dobrą ekipą. Powinniśmy z nimi wygrać również u siebie i myślę, że możemy witać się z Ekstraligą. Szkoda, że ja i Chris Harris nie mogliśmy wystąpić w meczu rundy zasadniczej w Rzeszowie, zatrzymał nas Drużynowy Puchar Świata. Fizycznie było to do zrobienia, mogliśmy przylecieć do Rzeszowa, a potem wrócić do Vojens, ale idiotyczne przepisy sprawiły, że Rzeszów musiał sobie radzić bez nas. Na szczęście dzisiaj udało nam się zrewanżować. To olbrzymi krok w stronę awansu. Pani Marta Półtorak włożyła w ten zespół bardzo dużo pieniędzy, ale wszystko wskazuje na to, że spełni on swoje zadanie i wywalczy Ekstraligę.

Chris Harris (Marma Hadykówka Rzeszów): Dobry mecz w naszym wykonaniu. Gdańsk ma silny zespół, ale wiedzieliśmy, że dobry wynik w tym meczu skieruje nas bardzo blisko awansu do Ekstraligi. Udało się, ale pamiętamy, że przed nami jeszcze kilka spotkań. W Rzeszowie czuję się świetnie i chętnie tu zostanę, ale na ten temat będziemy rozmawiać po sezonie. Zobaczymy jak to się ułoży.

Dawid Lampart (Marma Hadykówka Rzeszów): Dwa lata zajęło mi rozgryzienie toru w Gdańsku. Jeździłem, przewracałem się… Po tym feralnym meczu w rundzie zasadniczej, kiedy zanotowałem trzy upadki i "zero", znalazłem w końcu receptę na ten tor. Po kontuzji nie mam jeszcze siły na pięć startów w spotkaniu, ale myślę, że w tych trzech spisałem się przyzwoicie.

Dawid Stachyra (Lotos Wybrzeże Gdańsk): Wkradł nam się chyba jakiś mały kryzys do drużyny, przestaliśmy jechać równo. Kompletnie zawaliliśmy to spotkanie, ale uczciwie trzeba przyznać, że przyjechał dziś do Gdańska zespół mocniejszy od nas. Jesteśmy młodą drużyną i brakuje nam trochę doświadczenia, jakiejś dłuższej stabilizacji formy. Wiadomo, że w klubie są zaległości finansowe, ale to nie jest tak, że dostaniemy te pieniądze i nagle będziemy wszyscy robić dwucyfrowe wyniki. Jest wiele innych czynników. W Gdańsku złożono zespół z młodych zawodników, którzy nabierają dopiero doświadczenia. Ja cały czas powtarzam, że tegoroczny wynik należy rozpatrywać w kategoriach sukcesu. Rozumiem oczekiwania kibiców, ale być może kolejny rok w pierwszej lidze wcale nie byłby tragedią i pozwoliłby nam lepiej przygotować się do Ekstraligi, której poziom jest o wiele wyższy niż na zapleczu.

Magnus Zetterstroem (Lotos Wybrzeże Gdańsk): Tor jest dla wszystkich taki sam. Nie lubię narzekać, ale nie czułem się na nim dzisiaj zbyt dobrze, a na pewno nie jak u siebie. Może tak mówię, bo jest dziesięć minut po meczu, a ja ze złości aż się gotuję w środku, nie wiem. Tor na pewno był dla nas zbyt twardy, śliski. Prosiliśmy o bardziej przyczepny, ale po prostu było ślisko. Po starcie nie potrafiliśmy praktycznie nic zrobić. Ta porażka to totalna klapa. Wiadomo, że mamy w klubie problemy z finansami, ale to nie jest przyczyna. Kiedy zakładasz kask, naprawdę myślisz tylko o tym, co dzieje się na torze. Przegraliśmy, bo zwyczajnie byliśmy gorsi.

Renat Gafurov (Lotos Wybrzeże Gdańsk): Rzeszów był silniejszy. Warunki pogodowe w ostatnich dniach pokrzyżowały nam szyki, w dodatku ja nie miałem okazji tutaj potrenować, bo jak wiadomo, przyjechałem prosto z Tarnowa. Nie załamujemy się, trzeba jechać dalej. Najbliższe dni poświęcę na grzebanie w silnikach.

Stanisław Chomski (trener Lotosu Wybrzeże Gdańsk): Można przegrać na własnym torze, ale nie tak wysoko. Jeździliśmy trochę jak we mgle. Fakt, ze tor jest po kilkudniowych opadach i był trochę inny, a w dodatku sędzia kazał jeszcze go polewać mimo, iż po raz pierwszy od wielu spotkań ten tor się nawet nie kurzył. Przygotowany był tak jak zawsze, choć z mniejszą ilością wody, bo tą dostarczyły nam opady w ostatnich dniach. Nie mam wytłumaczenia dla moich zawodników. Pogodą czy zmęczeniem to mogą się tłumaczyć dyletanci. Mamy młody zespół bez wyraźnych liderów, którzy ciągną wynik. Wielokrotnie dziś rozmawialiśmy, czyniliśmy zmiany w dobrym kierunku, ale to wszystko okazało się zbyt mało na dobrze dysponowanego rywala.

Wypowiedzi zebrali Rafał Sumowski i Michał Gałęzewski.

Komentarze (0)