Panie Jurku, jest pan jednym z najwierniejszych, jeśli nie najwierniejszym kibicem Tomasza Golloba. Przyzna pan, że to co 11 lat temu właśnie tutaj w Vojens Tomasz stracił, w sobotni wieczór podczas Nordyckiej Grand Prix zostało chyba przypieczętowane?
- Myślę, że tak. Przewaga 19 punktów nad Jasonem Crumpem i 20 na Jarosławem Hampelem wydaje się być wystarczająca. Tak jak pan wspomniał, w 1999 roku właśnie tutaj w Vojens Tomasz stracił tytuł mistrza świata. Wszyscy pamiętamy w jakich dramatycznych okolicznościach się to odbyło. Teraz po 11 latach w "jaskini lwa" zwyciężył najlepszy żużlowiec ostatniej dekady. Mimo że nigdy nie był jeszcze mistrzem świata, ten tytuł się zbliża. Wierzę, że w tych dwóch ostatnich turniejach w Terenzano i Bydgoszczy Tomek tylko potwierdzi, że był bezsprzecznie najlepszy w tym sezonie.
Już kilka sezonów temu wydawało się, że najlepsze lata Tomasz Gollob ma za sobą i nigdy nie zdobędzie tego upragnionego tytułu. Tak szczerze - miał pan chwile zwątpienia, czy wierzył pan, że doczekamy się złota?
- Wierzyłem. Między innymi zdarzyło mi się założyć o to z panem posłem Eugeniuszem Kłopotkiem. Trzy lata temu postawiłem obiecanego koniaka. Mam jednak nadzieję, że poseł teraz zwróci mi koniaka i ufunduje następnego za przegrany zakład.
Niektórzy obawiali się, że po Gorican, kiedy Jason Crump zbliżył się do Tomasza Golloba, "poczuje krew" i w Vojens pójdzie za ciosem. Okazało się, że było zupełnie inaczej. Perfekcja Tomasza Golloba i maksymalna zdobycz punktowa. Lepszego wieczoru nie mogliśmy sobie wymarzyć.
- Zgadza się. Tor w Vojens jest wymagający i naprawdę potrzeba mistrzowskiej postawy, by zdobyć tam komplet punktów. O ile dobrze sobie przypominam, maksymalną zdobycz punktową Tomek, oprócz Vojens, wywalczył w Toruniu i wcześniej w Bydgoszczy. Tomek jest bodajże trzecim zawodnikiem, który wygrywa wszystko co jest do wygrania w danym turnieju.
Koronacja nastąpi już w Terenzano?
- Szczerze, chciałbym, żeby odbyło się to w Bydgoszczy, ale wielu kibiców wybiera się ze mną już do Terenzano. Myślę, że jeśli Tomek utrzyma taką formę, koronacja nastąpi właśnie w kolejnej rundzie we Włoszech.
Nie wiem, czy pan zauważył, ale w 1999 roku w Vojens Tomasz Gollob stracił mistrzostwo 25 września. Teraz po 11 latach również dokładnie 25 września odbędą się zawody w Terenzano. Zbieg okoliczności?
- Być może, aczkolwiek wtedy Tomek miał już mistrzostwo świata w kieszeni. Pamiętam jak fantastycznie jeździł. Nie dane mu było jednak zdobyć złotego medalu. Teraz jestem przekonany, że w końcu wywalczy upragniony tytuł.
Ile zawodów Grand Prix obejrzał pan na żywo?
- Wszystkie dotychczas rozegrane, czyli 131.
Jak to możliwe? Przez te 16 lat nic panu nie stanęło na przeszkodzie, by na żywo obejrzeć Grand Prix?
- Zdrowie, odpukać, dopisywało. Pamiętam, że kiedy byłem związany z Polonią Bydgoszcz, jeździłem także na wszystkie wyjazdy. W tym przypadku z jednego meczu w Gdańsku wyeliminowała mnie choroba. Na szczęście w przypadku Grand Prix nic nie stanęło na drodze i wszystkie zawody widziałem na żywo. Były oczywiście przypadki, że musieliśmy jechać w dane miejsce po raz drugi, jak na przykład w Goeteborgu, gdzie Grand Prix było powtarzane tydzień później. W Gelsenkirchen też się nie odbyło i zostało przeniesione do Bydgoszczy. W Landshut Grand Prix było przełożone na niedzielę, a ostatnio historia powtórzyła się w Gorican.
Całe życie podporządkowane zawodom Grand Prix?
- Nie tylko Grand Prix, ale żużlowi ogólnie. Wiążą mnie z Tomaszem przyjacielskie układy. Od początku kiedy Tomasz Gollob pojawił się w sporcie żużlowym, towarzyszyłem mu. To co Tomek osiągnął w sporcie przez te 16-18 lat jest dla mnie fenomenalne.
Po największy sukces w karierze Tomasz Gollob zmierza w niesamowitym okresie, gdy kilka tygodni temu wybuchła burza wokół jego życia prywatnego. Zna pan doskonale Tomasza. Jak on to całe zamieszenie znosi?
- Znam go i wiem, że jest bardzo mocny psychicznie. Tomasz jest niczym maszyna. Imponuje mi nie tylko jako sportowiec, ale także jako wspaniały człowiek.