Mateusz Klejborowski: Po meczu z Wybrzeżem Gdańsk powiedział pan, że nie przedłuży kontraktu z klubem, który wygaśnie z ostatnim dniem listopada. Zatem pana przygoda ze Startem Gniezno dobiega końca. Jak może pan podsumować te blisko dwa lata pracy na stanowisku szkoleniowca gnieźnieńskiego zespołu?
Leon Kujawski: Uważam, że wynik, który osiągnąłem z zespołem nie jest zły. Przed rokiem zajęliśmy czwarte miejsce, natomiast ten sezon kończymy na trzeciej pozycji. Otarliśmy się o baraż, który przedłużałby nasze szanse na awans do ekstraligi. Nie będę ukrywał, że marzyłem, aby zakończyć pracę w klubie spektakularnym sukcesem, jakim byłby awans do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce! Mojemu następcy życzę takich, a najlepiej lepszych wyników, ale zastrzegam, że nie jest to takie proste.
Gdyby nie porażka w meczu z Wybrzeżem - dziś Start Gniezno - przygotowywałby się do rewanżowego spotkania z Włókniarzem Częstochowa, który decydowałby o miejscu w ekstralidze!
- Od miejsca w barażach dzieliło nas tylko jedno zwycięstwo, więc można powiedzieć, że otarliśmy się o ten baraż. Niestety, w Gdańsku nie sprostaliśmy gospodarzom i musieliśmy obejść się smakiem. Mam jednak satysfakcję, że walczyliśmy do samego końca. Być może z tym zespołem można było osiągnąć jeszcze lepszy wynik, ale mi się nie udało. Nie uważam jednak, żeby to była moja wina.
Warto zwrócić uwagę, że w tym sezonie skład Startu opierał się głównie na Polakach, a w szczególności zawodnikach z Gniezna.
- Chciałem, żeby miejscowych zawodników było jak najwięcej. Dlatego tak upierałem się przy niektórych nazwiskach. Ponadto chciałbym zwrócić uwagę na postęp wykonany przez naszych młodzieżowców. Ilość zawodów w jakich brali udział, przełożyła się na wyniki. Myślę, że obecnie Start Gniezno jest dobrze postrzegany w Polsce.
Właśnie, nie pamiętam takiego roku, żeby juniorzy Startu byli obecni praktycznie na większości zawodów organizowanych dla ich kategorii wiekowej. Zawsze był jeden bądź dwóch młodzieżowców z piastowskim orłem na plastronie.
- Wykorzystywałem moje kontakty, często uzupełniałem naszymi zawodnikami składy innych zespołów. Robiłem wszystko, żeby mieli możliwość podnoszenia swoich umiejętności na torach w całej Polsce. Każdy kto chociaż trochę zna się na żużlu wie, że jeden taki turniej jest lepszy, aniżeli kilka treningów u siebie. To jest jednak normalna rywalizacja, startuje czterech zawodników w każdym biegu, do tego dochodzi stres związany z zawodami. Wszystkie te działania przyniosły efekty. Dziś Kacper Gomólski jest jednym z najlepszych juniorów w kraju i nie ma zawodnika, którego nie mógłby pokonać. W ogóle ten zawodnik to duma dla tego klubu i miasta. Tylko w tym roku zdobył brązowy medal mistrzostw Polski, do tego dołożył złoto mistrzostw Europy. Odchodzę z podniesioną głową.
Szkoleniowiec Startu Gniezno (z prawej) podczas wygranego meczu w Grudziądzu
Kacper Gomólski jest najlepszym dowodem pańskiego uporu. Mimo, że na początku sezonu spisywał się poniżej oczekiwań i pojawiały się głosy, że powinien usiąść na ławce rezerwowych, to pan konsekwentnie dawał mu kolejne szanse!
- Wierzyłem w niego. Wiedziałem, że drzemie w nim wielki potencjał, dlatego uznałem, że warto czekać. Dziś widać, że miałem rację.
Zauważalne postępy dotyczą też pozostałych młodzieżowców Startu. Szczególnie mam tutaj na myśli Oskara Fajfera, który w końcówce sezonu przebił się do podstawowego składu gnieźnieńskiego zespołu.
- Przypomnę, że przed sezonem nie było nawet pewne, że Oskar Fajfer będzie naszym zawodnikiem. Rozmowy trwały wyjątkowo długo, było sporo przeszkód. Cieszę się, że obie strony w końcu doszły do porozumienia i Oskar mógł zacząć startować najpierw w zawodach młodzieżowych, a później w lidze. W tej chwili jego osobie przygląda się już nawet Marek Cieślak, a więc trener kadry. Jeśli Oskar będzie dobrze prowadzony, to wkrótce może być silnym punktem nie tylko Startu, ale nawet reprezentacji!
Chciałby pan wyróżnić któregoś z seniorów?
- Nie, nie chciałbym nikogo wyróżniać. Niech każdy z nich oceni się sam. Każdy z zawodników powinien zadać sobie pytanie czy zrobił wszystko, żeby wynik był jak najlepszy. Taka samoocena na koniec sezonu jest jak najbardziej wskazana.
Czy gnieźnieńscy kibice doczekają się wkrótce ekstraligi?
- Nie jest tajemnicą, że wszystkim w klubie zależy na ekstralidze. Dlatego już w tym roku robiliśmy wszystko, żeby znaleźć się chociaż w barażach. W przyszłym sezonie należałoby spróbować ponownie. Żałuję tylko, że to nie ja wprowadzę Start Gniezno do ekstraligi, bo to było moje wielkie marzenie. Faktem jest, że klub cały czas się rozwija. Być może za rok urealnią się marzenia kibiców i Start dołączy do najlepszych drużyn w Polsce. Życzę mojemu następcy, żeby właśnie tak się stało!
Koniec sezonu sprzyja różnym podsumowaniom. W pana przypadku kończy się także prawie dwuletni okres pracy na stanowisku trenera Startu. Zatem jak może pan ocenić współpracę z kierownictwem klubu?
- Jestem tylko pracownikiem klubu, dlatego byłoby nie na miejscu, gdybym oceniał moich pracodawców. Chciałbym za to, żebyś ty porozmawiał o tym z nimi. Podkreślam, to nie ja jestem od wydawania opinii na ich temat. Miałem zadania do wykonania i to z nich starałem się jak najlepiej wywiązywać.
Zamierza pan podjąć pracę w jakimś innym klubie?
- Nie wiem. Przed nami przerwa zimowa, podczas której będę chciał odpocząć od żużla. Muszę też "podreperować" swoje zdrowie.
Czyli nie jest tak, że koniec współpracy ze Startem oznacza też definitywne pożegnanie się z pracą trenera?
- Niczego nie mogę wykluczyć. Przede wszystkim nigdy nie mówi się nigdy. Kiedyś powiedziałem, że już więcej nie będę trenerem Startu Gniezno, a prezes klubu - Arkadiusz Rusiecki - namawiał mnie do tego tak skutecznie, że wróciłem do pracy. Dlatego wolę wstrzymać się z różnymi deklaracjami.
Podczas dobiegającej właśnie końca współpracy ze Startem, zawsze mógł pan liczyć na wsparcie gnieźnieńskich kibiców.
- Chciałbym im za to podziękować. Nigdy się na nich nie zawiodłem. Okazywali mi szacunek, darzyli wielką sympatią. Jako żużlowiec zawsze jeździłem dla nich. Tak samo było teraz, kiedy dobre wyniki dedykowałem właśnie im. Nie ukrywam, że towarzyszyła mi wielka radość, kiedy kibice cieszyli się z naszych zwycięstw. Dlatego jeszcze raz chciałbym im za to wszystko podziękować! Warto było być dla nich trenerem!