Przed sezonem mówiło się, że częstochowianie ze składem jaki posiadają nie wygrają meczu. Później twierdzono, że kilka zwycięstw na własnym obiekcie było dziełem szczęścia i przypadku. Nie inaczej uważano, gdy "Lwy" rozprawiły się w batalii o siódme miejsce w Speedway Ekstralidze z Polonią Bydgoszcz, która przystąpiła do owego dwumeczu bez Emila Sajfutdinowa. Należy jednak pamiętać, że biało-zieloni w kluczowych dla nich momentach sezonu również startowali osłabieni brakiem najważniejszych zawodników.
W trakcie trwania sezonu Włókniarz zaczął sięgać dna. Sromotnie przegrywał mecz za meczem, psuła się atmosfera wokół tej drużyny, a kibice żądali dymisji trenera Jana Krzystyniaka. Choć utrzymanie w elicie jest największą zasługą zawodników, to co by nie napisać, szkoleniowiec rodem z Zielonej Góry podjął się trudnego wyzwania jakim było obronienie ekstraligowego bytu w Częstochowie i to zadanie wykonał. - Cieszę się z tego powodu, bo prawdę mówiąc, powoli nam się to utrzymanie wymykało z rąk. Różne były przyczyny tego, że tak ciężko nam szło. Ten niedzielny mecz pokazał jednak, że to jest drużyna ekstraligowa i przykro by było żeby Włókniarz jeździł w przyszłym roku w I lidze. Nawet Staszek Chomski (trener Wybrzeża Gdańsk - dop.red.) przyznał, że widać było tę różnicę, między pierwszą ligą, a ekstraklasą - powiedział trener Włókniarza, Jan Krzystyniak.
W Częstochowie chyba nie ma osoby sympatyzującej Włókniarzowi, która nie marzyłaby, aby funkcję trenera w nadchodzącym sezonie przejął Marek Cieślak. Szanse na to ponoć istnieją, ale do realizacji jeszcze bardzo daleka droga. Zapytany o swoją przyszłość w częstochowskim klubie Jan Krzystyniak, nie był w stanie udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Na wszystko przyjdzie bowiem odpowiednia pora. - Nie wiem. Za wcześnie, aby o tym mówić - oświadczył Krzystyniak. Jednocześnie przyznał on, że jeśli byłaby taka możliwość, to z chęcią pozostałby we Włókniarzu. - Jak już kiedyś mówiłem, są jakieś plany nie tylko z pierwszą drużyną, ale także z młodzieżą, a to się nie da w ciągu czterech czy pięciu miesięcy cokolwiek stworzyć. Żużel jest taką dyscypliną, że potrzeba czasu. Dzisiaj w Polsce już nie ma talentów. Wszystko trzeba ciężką pracą wychować. W tym roku do końca te plany nie wyszły, bo cała południowa czy wschodnia część Polski wycofała się z młodzieżowych rozgrywek. W związku z tym moi chłopcy jeździli tylko na treningach. Uważam, że to jest bardzo niebezpieczne. Jeżeli będę dalej pracował w Częstochowie, to zrobię wszystko, aby tych młodych chłopców Włókniarza podpiąć pod północno-zachodnią część Polski a wycofać się z bieżącego regionu kraju - stwierdził.
Jak sam przyznał, Jan Krzystyniak chciałby pozostać na stanowisku szkoleniowca pod Jasną Górą głównie ze względu na interesujących wychowanków. W Częstochowie najgłośniej jest o Marcinie Bublu i Arturze Czai. W obliczu ciężkiej kontuzji Kamila Cieślara, który jest na dobrej drodze, aby powrócić do pełni sił, to wymienionej wyżej dwójce daje się największe szanse na starty w sezonie 2011. Krzystyniak nie chciał jednak ujawniać nazwisk zawodników, którzy według niego posiadają największy potencjał. - W Częstochowie są fajni chłopcy, naprawdę. Jeden szybciej osiąga pewien poziom, drugi troszeczkę wolniej, ale charakter ma odpowiedni i z tym charakterem dojdzie do czegoś. Jest tutaj paru chłopców, których można wychować na porządnych zawodników Włókniarza - zakończył.