Wojciech Ogonowski: Z minionego sezonu krośnieńska drużyna z pewnością nie może być zadowolona. Czego zabrakło, żeby osiągnąć planowany wynik?
Ireneusz Kwieciński: Tak naprawdę, to wszystkiego zabrakło. Zabrakło dobrej jazdy, szczęścia i w końcu pieniędzy. Na pewno też część kontraktów nie do końca było trafionych. Z drugiej strony czasami ciężko przewidzieć, że zawodnik, który jeden sezon miał dobry, kolejny będzie miał kompletnie nieudany. Gdyby to jeszcze było tak, że jednemu zawodnikowi nie idzie, to byłoby to, że tak powiem do przełknięcia. Okazało się jednak, że praktycznie wszyscy zawodnicy, którzy mieli ciągnąć wynik w mniejszym lub większym stopniu zawodzili. Swoje zrobiło również to, że po pierwszym przegranym meczu u siebie pojechaliśmy aż cztery wyjazdy z rzędu, tam również ponieśliśmy porażki, a to odbiło się na frekwencji i co za tym idzie na finansach klubu. W tamtym roku też przegrywaliśmy wyjazdy, ale u siebie byliśmy za to mocni, jechaliśmy cały czas systemem dom - wyjazd - dom - wyjazd, nie tak jak teraz i dlatego wyglądało to lepiej. A tak te w sumie pięć porażek z rzędu trochę nas przybiło. Co prawda później zaczęliśmy odrabiać straty, wygrywaliśmy u siebie, ale jak się pojawiła szansa, żeby zdobyć punkt bonusowy jak np. w pojedynku z Ostrovią, to znowu przeszkodziła pogoda. Z nią w ogóle było w tym roku nieciekawie, ale też nie możemy zbytnio narzekać, bo to nie tylko my mieliśmy z nią problem.
W przekroju całego sezonu są zawodnicy, o których może pan powiedzieć, że spełnili swoje zadanie i nie zawiedli?
- To by różnie oceniać. Jeżeli chodzi o spotkania u siebie, to na pewno nie można mieć pretensji do Pawła Staszka. Tacy zawodnicy jak Kenneth Hansen czy Mads Korneliussen też po jednym słabszym występie szybko umieli wyciągnąć wnioski i się poprawili. Gorzej było z pozostałymi. Zwłaszcza na początku sezonu były problemy z Grześkiem Knappem i Krzyśkiem Stojanowskim. Na pewno sytuację trochę komplikowało to, że przygotowywaliśmy się do meczu u siebie, a przez deszcz i tak pojechaliśmy wyjazd. Inna sprawa, że moim zdaniem u zawodnika powinna być jak najmniejsza różnica między średnią u siebie, a na wyjeździe. A tak Paweł Staszek jak już wspomniałem u siebie jechał bardzo dobrze i wykręcił średnią ponad 2,4 na bieg, ale na wyjeździe miał już tylko nieco ponad 1,4. W sumie chyba tylko Hansen jechał w miarę równo niezależnie od tego na którym torze przyszło mu rywalizować. Podsumowując każdy zawodnik może nie zawiódł, ale też nie pojechał do końca tego, czego od niego oczekiwaliśmy przed sezonem. Każdy bez wyjątku. W wygranych meczach takich jak z Ostrowem, nie można wyróżnić jednego zawodnika, a trzeba całą drużynę. Z kolei w przegranych nie można szukać winy tylko u jednej osoby, a u wszystkich.
Jest pan zadowolony ze współpracy z klubem? Jak wygląda kwestia pana pozostania na stanowisku trenera?
- Po tak słabym sezonie wypadałoby odwrócić pytanie i spytać, czy to klub jest zadowolony ze współpracy ze mną? Jeżeli o mnie chodzi, to ja przyszedłem tutaj dla szkółki. To był mój priorytet, bo chciałem to wszystko odbudować, żeby miejscowi chłopcy uczyli się jeździć, zdawali licencję, później byli dosprzętowieni, jeździli w zawodach, a z czasem wchodzili do składu na ligę. O ile z początku, czyli od połowy sezonu 2008, wszystko zaczęło się dobrze układać, tak w tym roku była kompletna klapa. Szkółka upadła, nie było sprzętu, a w przeciwieństwie do poprzednich sezonów początkowo było nawet więcej chętnych do nauki. Doszło już do tego, że kiedy te treningi jeszcze były, to Mateusz Wieczorek jeździł na jednym motocyklu, a na drugim trenowało trzech innych adeptów. Poza tym w momencie kiedy Mateusz zdał licencję wyobrażałem sobie, że będzie już dysponował motocyklem, który będzie odpowiedni do jazdy w zawodach, a on został z tym ze szkółki. Trzeba sobie w związku z tym odpowiedzieć na pytanie, czy stać nas na szkolenie młodzieży? Bo szkolenie na sztukę nie ma sensu. Nie o to chodzi, żeby młody chłopak zdał licencję, a później nie miał sprzętu i woził się zawsze gdzieś na końcu stawki. Dlatego powiem uczciwie, że chciałbym, żeby to się w przyszłym roku zmieniło. Inaczej nie wiem czy będę chciał zostać, bo trener jest potrzebny przede wszystkim młodzieży.
Przyszły sezon będzie rewolucyjny, ponieważ wchodzi nowy regulamin finansowy. Pan oprócz jazdy, przez kilka lat pracował także jako mechanik i na pewno ma dobre rozeznanie w kosztach, jakie ponoszą żużlowcy. Jak w związku z tym odnosi się pan do tego regulaminu?
- Dla mnie to wszystko jest chore. Ludzie, którzy cały czas walczą o to, żeby obcinać stawki zawodnikom, ustalają je na jeszcze niższym poziomie niż obowiązywało to teraz. Mało tego, pierwsza propozycja w ogóle nie pokrywała kosztów dojazdu. Jeżeli idziemy tym tropem, to dobrze, więc jak przyjedzie sędzia na mecz, to płaćmy mu ten jego ryczałt, ale nie zwracajmy mu kosztów za przejazd, tak samo wszystkim delegatom, czy obserwatorom. Jak to ma się tyczyć zawodników, to niech tak samo będzie z wszystkimi. Poza tym teraz Krosno, jako klub z samego południa Polski będzie miał trudniej, bo nikomu np. z Danii czy Szwecji nie będzie opłacało się tu przyjeżdżać. Dużo łatwiej będą miały kluby np. z Wielkopolski, bo zawodnikom będzie się to bardziej opłacać i będą mieli bliżej do domu. Uważam, że takie stawki nie powinny być wyrównane, bo są zawodnicy, którzy są liderami i powinni zarabiać dużo lepiej oraz są tacy, którzy jeżdżą słabiej i powinni zarabiać dużo mniej. Powinno to być o wiele bardziej zróżnicowane, niż zostało to przyjęte. Poza tym wchodzą nowe tłumiki, z którymi jak pokazał ten sezon było dużo problemów, a to są kolejne nie małe wydatki. Musimy sobie w związku z tym odpowiedzieć na takie pytanie, czy jeżeli coś jest tanie, to jest dobre? Jeżeli zrobimy tanią ligę, to czy ona będzie lepsza?
Ireneusz Kwieciński (z lewej) w rozmowie ze Zdzisławem Ruteckim, szkoleniowcem Orła Łódź
Ma pan jakąś wizję składu na przyszły sezon? Oczywiście pod warunkiem, że zostanie pan na stanowisku trenera.
- Na pewno chciałbym, żeby w klubie został Kenneth Hansen, ale teraz wydaje mi się to w ogóle nierealne. Uważam, że mając na uwadze ten nowy regulamin najrozsądniej i najlepiej będzie kompletować zespół z zawodników polskich. Z nimi, jeśli nie będą mieli daleko do Krosna myślę, że jesteśmy w stanie dojść do porozumienia. Inna sprawa, że obserwując poprzednie sezony na pewno byłoby lepiej ściągnąć całą drużynę na trening. Z obcokrajowcami nie jest tak łatwo, bo nie zawsze nas na nich stać, a poza tym oni mają różne terminy pozajmowane. Dlatego wstępna wizja, to szukać jak najwięcej krajowych zawodników, ewentualnie obrócić się gdzieś w kierunku południowych sąsiadów. A jak to wyjdzie, czas pokaże.
Coraz częściej mówi się w Krośnie o wymianie nawierzchni. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
- Na pewno dla kibiców byłoby ciekawiej, gdyby to była nowa nawierzchnia i nie byłoby tak czarno i brudno. Dla zawodników przyjezdnych byłoby też to korzystne, ale czy to o to chodzi, żeby ułatwiać im zadanie? Patrząc na sezon 2009, gdzie praktycznie wszystko w miarę grało, to mieliśmy atut własnego toru i myślę, że to dlatego, iż był on właśnie czarny. Wygrywaliśmy u siebie praktycznie wszystkie mecze poza jednym z Łodzią. Uważam, że mając czarną nawierzchnię, przy odpowiedniej liczbie treningów przed meczami, moglibyśmy zachować atut własnego toru. Poza tym taka wymiana wymaga dużego nakładu finansowego, a nie wiem czy klub bądź miasto na to stać. Problem z torem jest inny, gdyż kotłownie przechodzą na inny materiał opałowy i powoli zaczyna brakować dostawcy tego żużla. Moim zdaniem powinniśmy tylko uzupełnić ubytki, bo ten żużel, który jest teraz, jest już jest mocno wybrakowany, trudno z nim cokolwiek zrobić i ułożyć go tak jakby się chciało. Dlatego w tym roku zdecydowaliśmy się na tor bardzo twardy, gdzie był to już jedyny ratunek, żeby go jakoś utrzymać. Jeśli teraz byśmy chcieli przygotowywać tę nawierzchnię na różne sposoby, to trzeba byłoby zacząć właśnie od uzupełnienia tych braków. Jeśli jednak znalazłyby się środki na wymianę nawierzchni, to oczywiście przeciwny na pewno nie będę.
Czy nie należałoby też zrobić czegoś z samym torem, aby było na nim więcej walki? Wyprofilować inaczej łuki albo czy skrócić go?
- Żeby było więcej walki, to tak jak powiedziałem wcześniej trzeba przede wszystkim uzupełnić nawierzchnię, bo ta która jest i to co było dosypane przed sezonem na ten tor, nie pozwalało go odpowiednio przygotować. Wystarczy dosypać żużla, odpowiednich komponentów i można go wtedy zrobić tak, że będzie do walki.
Szkółka w Krośnie nie działała w tym roku praktycznie w ogóle, ale jednemu adeptowi - Mateuszowi Wieczorkowi udało się zdobyć licencję. Uważa pan, że w przyszłym roku będzie on gotowy do startów w lidze?
- Założenia były takie, że jeżeli będzie dosprzętowiony, a regulamin tak jak w tym roku będzie wymagał, aby polski junior jechał trzy wyścigi, to nie będzie na co czekać. Osobiście uważam, że można by go już wystawiać do składu, a na pozycję rezerwowego szukać zawodnika naprawdę mocnego, który śmiało mógłby też pojechać w miejsce seniora. Moim zdaniem druga liga powinna być właśnie od tego, żeby młodzi dużo jeździli oraz ścigali się ewentualnie ci, którzy powoli kończą swoją karierę. Wiadomo, że w ekstralidze wygląda to inaczej, ale tam jest inny poziom i nie ma miejsca na naukę. Jeżeli wyposażymy Mateusza w odpowiedni sprzęt, to na pewno będzie można go już wystawiać do składu.
Ostatnio okazało się, że będzie pan startował w wyborach samorządowych do rady miejskiej. Skąd taki pomysł?
- Inne ośrodki żużlowe mają swoich przedstawicieli w wyborach samorządowych, przykładem może być Maciej Kuciapa w Rzeszowie czy Robert Wardzała, który kandydował poprzednio i był w tej radzie w Tarnowie. Po rozmowach w zarządzie doszliśmy do wniosku, że dobrze by było, aby w radzie miasta byli przedstawiciele wszystkich dyscyplin sportowych funkcjonujących na terenie Krosna. Po naradzie ustaliśmy, że to ja wystartuję w wyborach i stąd moje nazwisko na liście wyborczej.