Nigel Sadler - zmarnowany talent z Antypodów czy bohater jednego finału?

Nigel Sadler urodził się 17 września 1978 roku w Blackwood. Na arenie międzynarodowej pojawił się stosunkowo późno, bo dopiero w wieku 20 lat. Przez kilkanaście miesięcy był jedyną nadzieją australijskich kibiców, bowiem od czasów Ryana Sullivana czy Jasona Crumpa próżno szukać było młodych Australijczyków w zawodach najwyższej rangi.

Australijskie początki

Zanim jednak Sadler przybył na Wyspy Brytyjskie i błysnął w międzynarodowych imprezach, dał się poznać w Australii jako utalentowany jeździec. W Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Australii 1996 na torze w Adelajdzie zdobył brązowy krążek. Rok później był już wicemistrzem ulegając jedynie Adamowi Shieldsowi na torze w Shepparton. Warto wspomnieć, iż w tych samych zawodach na trzecim stopniu podium ulokował się Craig Watson.

Naturalnym awansem dla każdego australijskiego żużlowca, jest angaż na Wyspach Brytyjskich. Ten sam zaszczyt spotkał także Sadlera, dla którego kontrakt na Wyspach stał się szansą na rozwój i obcowanie z wielkim światem "czarnego sportu".

Największe sukcesy święcił w barwach Peterborough Panthers. To właśnie z tym zespołem w 1999 roku wywalczył pierwszy w historii klubu drużynowy tytuł mistrza Wielkiej Brytanii. Zresztą sezon 1999 był najlepszym w karierze Sadlera...

Częstochowski epizod

W 1999 roku przed Włókniarzem Częstochowa jawił się tylko jeden cel - awans do najwyższej klasy rozgrywkowej. Drużyna będąca prawdziwym "dream teamem", jeśli chodzi o drugoligowe rozgrywki, pewnie kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa, jedynie od czasu do czasu notując nieznaczne porażki (11.07 w Ostrowie 46:44, 05.09 w Łodzi 47:42 i na zakończenie sezonu, 3.10 w Tarnowie 46:41).

W klubie roiło się od gwiazd. Ku uciesze częstochowskich fanów "oczka" dla ekipy kierowanej przez menadżera Marka Kraskiewicza zdobywali między innymi Sławomir Drabik, Rune Holta czy objawienie sezonu Grand Prix 1999 Mark Loram!

Solidną "drugą linię" stanowili Rafał Osumek, Mariusz Staszewski, Paul Hurry i Artur Pietrzyk debiutujący w gronie seniorów. Mimo wszystko, prezes Marian Maślanka zdecydował się na zakontraktowanie jeszcze jednego jeźdźca pełniącego rolę stranieri. Wybór padł właśnie na Sadlera.

Co sprawiło, że sternik Włókniarza zdecydował się na zakontraktowanie Australijczyka? Przyczyn jest zapewne wiele. Poza ekonomicznymi, na pewno wzrostowy charakter wyników żużlowca, który, podczas gdy zawodnicy w Polsce odpoczywali pomiędzy sezonami, rywalizował w silnie obsadzonym International Speedway Masters Series. Cykl ukończył na początku drugiej dziesiątki. Warto wspomnieć, iż uczestniczył zaledwie w połowie z zaplanowanych turniejów, a na zakończenie rywalizacji znalazł się nawet w finale A turnieju, ulegając w nim takim tuzom światowego speedwaya jak Leigh Adams, Todd Wiltshire, Jason Crump czy wspomniany wcześniej Loram, co bez wątpienia ujmy nie przynosi.

Międzysezonowe sukcesy

Reprezentujący stan South Australia oraz barwy brytyjskiego klubu z Peterborough jeździec, w styczniu 1999 roku został indywidualnym mistrzem Australii juniorów. Na obiekcie w Gold Coast pozostawił w pokonanym polu Kevina Doolana oraz Russela Harrissona.

Ponadto 13 lutego Sadler osiągnął swój wówczas największy sukces. W zawodach o indywidualne mistrzostwo Australii w Mildurze, wykorzystując nieobecność najlepszych zawodników z krainy kangurów, zdobył brązowy krążek i mógł tytułować się drugim wicemistrzem Australii na żużlu. Turniej ten był dla niego bardzo nerwowy, gdyż pierwszy bieg, zakończony upadkiem, mógł pokrzyżować ambitne plany Sadlera. Żużlowiec rozpoczynający dopiero swoją karierę popisał się jednak stalowymi nerwami i z 10 punktami (u,2,3,3,2) znalazł się w wielkim finale, którego linię mety minął na trzeciej lokacie.

Starty w Polsce

Dla Sadlera start w polskiej lidze był bez wątpienia olbrzymią okazją zasmakowania zupełnie innego "chleba" niż na Wyspach. Zanim zadebiutował w zawodach ligowych otrzymał zaproszenie na XXXII Memoriał im. B. Idzikowskiego i M. Czernego.

W silnie obsadzonych zawodach, na nieznanym sobie torze, Australijczyk wypadł blado. W pierwszych dwóch gonitwach, w których brał udział nie zanotował żadnego punktu. Coś drgnęło dopiero w wyścigu XI, który Sadler ukończył przed zawodnikiem z Torunia - Waldemarem Walczakiem. Ostatnie dwie serie były bardziej udane. Na zakończenie czwartej kolejki startów do mety dowiózł dwa punkty, a w XVIII biegu dnia plecy młodego żużlowca oglądali Andy Smith i Maciej Kuciapa.

Po trzech tygodniach 21-latek przywdział biało - zielony plastron z lwem. Został rzucony od razu na głęboką wodę, bowiem Włókniarz gościć miał w Zielonej Górze. Tamtejszy Polmos, podobnie jak częstochowianie, miał olbrzymią ochotę na bezpośredni awans do I ligi (Ekstraligi). Zielonogórzanie byli podwójnie zmotywowani, gdyż do 27 czerwca stracili punkty w Opolu (remis 45:45), Ostrowie (47:43), Rybniku (47:43) i Łodzi (kolejny remis 45:45)!

Zdając sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności Sadler nie zawiódł. 9 punktów i dwa biegowe zwycięstwa w decydujących momentach sprawiły, iż to właśnie jego nazwano "ojcem" wiktorii. Tydzień później pojawił się w składzie klubu spod Jasnej Góry na rewanż z ZKŻ-em. Ponownie zaskoczył wszystkich pozytywnym rezultatem notując 9 punktów i dwa bonusy!

Jak łatwo się domyślić nie zawiódł na torach ligowych outsiderów, a nieznajomość torów w Świętochłowicach i Krakowie nadrabiał jakością sprzętu. Najsłabiej wypadł w Łodzi, gdzie na swoim koncie zapisał jedynie 2 "oczka".

Sześć spotkań w II lidze, 27 wyścigów, 6 biegowych zwycięstw, 43 punkty i 9 bonusów to statystyki polskich występów Sadlera. Osiągnął średnią biegową na poziomie 1,926 punktu. Ale nie z tego względu sezon 1999 był wyjątkowy dla Australijczyka.

Trzeci junior świata

Nigel Sadler w 1998 roku pełnił rolę rezerwowego w finale indywidualnych mistrzostw świata juniorów. Na torze w Pile pojawił się trzykrotnie i zgromadził 5 "oczek". Miał przed sobą jeszcze jeden rok w gronie młodzieżowców i pragnął wykorzystać go jak najlepiej.

Miejscem finału IMŚJ 1999 było duńskie Vojens. Finałowa batalia zdominowana przez polskich zawodników, należała do najciekawszych zawodów w historii tej rywalizacji. Po pięciu seriach startów okazało się, że najlepszym juniorem globu został Lee Richardson. Srebro przypadło w udziale Alesowi Drymlowi. Nierozwiązana pozostała kwestia brązowego medalu.

Otóż po 10 punktów mieli na swoim koncie Brytyjczyk Scott Nicholls, Duńczycy: Hans Andersen, Bjarne Pedersen i Charlie Gjedde, Polak Rafał Okoniewski oraz nasz bohater. Konieczny okazał się dodatkowy miniturniej. Pedersen i Nicholls najszybciej pożegnali się z nadziejami na trzeci stopień podium. Okoniewskiemu w wywalczeniu medalu, na który czekała cała żużlowa Polska, przeszkodziły problemy sprzętowe. Na placu boju pozostało trzech zawodników, z których najlepszy okazał się właśnie Nigel Sadler nie mylący się w decydujących momentach.

Niespodziewane zakończenie

Sukces z prywatnego toru Ole Olsena prorokował wielką karierę Australijczyka. Okazało się jednak, iż pokładający w nim swoją wiarę kibice z Antypodów srodze się zawiedli.

Sadler poza częstochowskim epizodem nie pojawił się więcej na polskich torach. Wyniki na obiektach brytyjskich w najwyższej klasie rozgrywkowej nie należały do wybitnych, a nawet oscylowały w granicach przesadnego rzemieślnictwa.

Próby podboju międzynarodowych torów i awansu do Grand Prix kończyły się najczęściej na poziomie Finału Zamorskiego, jak na przykład 17 czerwca 2001 roku, kiedy to po trzech drugich pozycjach Sadler dwukrotnie przyjechał ostatni i zakończył swój udział w eliminacjach do cyklu wyłaniającego indywidualnego mistrza świata. Coraz rzadziej pojawiał się na brytyjskich stadionach - najczęściej w Premier League. Wreszcie powrócił do Australii, gdzie również nie osiągnął wielkich sukcesów.

Czy do Nigela Sadlera bardziej pasuje określenie zmarnowanego talentu czy bohatera jednego finału? Odpowiedź jest trudna. Sam zawodnik pojawia się do dzisiaj w średnio obsadzonych towarzyskich turniejach organizowanych w swojej ojczyźnie, które kończy zazwyczaj w czołówce. Jednak zapewne nie o tym myślał schodząc z trzeciego stopnia podium IMŚJ w Vojens...

Bartłomiej Jejda

Komentarze (0)