Greg za Grega
Kiedy 26 października 2009 roku kapitan Falubazu Grzegorz Walasek wznosił w górę puchar wywalczony za zdobycie Drużynowego Mistrzostwa Polski, nikt nie spodziewał się, że już za dokładnie miesiąc i jeden dzień rzecznik prasowy klubu spod znaku Myszki Miki ogłosi, że "Walas" odchodzi z Zielonej Góry. Do dziś nie można jednoznacznie stwierdzić, co skłoniło zawodnika do zmiany otoczenia. Dość powiedzieć, że Walasek przeszedł do Bydgoszczy, a zamieszanie z tym związane wywołało żywą i ciekawą dyskusję wśród zielonogórskich kibiców.
Działacze Falubazu szybko znaleźli godne zastępstwo. Do składu dołączył jeden z najlepszych żużlowców świata, Greg Hancock. Pozyskanie Amerykanina oznaczać miało, że zielonogórska ekipa wreszcie będzie miała lidera z prawdziwego zdarzenia, który pociągnie zespół w trudnych momentach. A jako że pozostali zawodnicy mistrzowskiego składu pozostali w Winnym Grodzie, klub spod znaku Myszki Miki jawił się jako jeden z głównych pretendentów do złotego medalu, a wręcz pewniak do zajęcia miejsca na podium. - Dysponujemy lepszym składem, niż w mistrzowskim dla Falubazu sezonie 2009 - twierdzili na początku tego roku zielonogórscy działacze.
Nie tak różowo
Skład może i rzeczywiście był lepszy, ale szara rzeczywistość miała brutalnie obejść się z zielonogórskim zespołem. Przedłużająca się w nieskończoność przebudowa trybun na pierwszym łuku nie pozwalała zawodnikom Falubazu odpowiednio przygotować się do obrony mistrzowskiego tytułu. Brak możliwości treningów na własnym torze wpłynął na bardzo słabe wyniki podopiecznych Piotra Żyto w pierwszej części sezonu. Pierwsze zwycięstwo przyszło dopiero w szóstej kolejce, kiedy do Zielonej Góry zawitała niepokonana dotąd Caelum Stal Gorzów. Zielonogórzanie niejako "odblokowali się" po dziesięciopunktowym zwycięstwie nad odwiecznym rywalem, ale stwierdzenie, że od tego momentu poszło już "z górki" byłoby sporym nadużyciem.
Falubaz nieco się "męczył", ale wygrywał kolejne mecze i mimo widma strefy spadkowej, które w pewnym momencie dość mocno zajrzało w oczy zielonogórzanom, udało im się awansować do fazy play-off. Słaba postawa w rundzie zasadniczej przestała się liczyć. Od teraz wystarczyło pokonać dwóch rywali, by znaleźć się w wielkim finale…
Podstawowa część sezonu przyniosła kilka bardzo ciekawych epizodów. Najbardziej barwnym była słynna wypowiedź Piotra Żyto na temat pewnego SMS-a. "Nie róbcie zmian taktycznych, bo szkoda kasy" miał mu napisać podczas meczu we Wrocławiu prezes Robert Dowhan, przebywający akurat na wakacjach w Turcji. Rozpętała się niezła afera, ale Żyto na zwołanej wkrótce konferencji prasowej wszystko odkręcił i przyznał się do kłamstwa. Jak się okazało, trener Falubazu miał jeszcze raz w tym roku trafić na usta wszystkich…
Rafał Dobrucki
Szczęście sprzyja lepszym (?)
Na temat tego, komu sprzyja szczęście istnieją co najmniej dwie teorie. W Zielonej Górze są raczej zwolennikami tej, która twierdzi, że to ci lepsi mają farta. Nie da się bowiem ukryć, że fortuna czuwała nad podopiecznymi Piotra Żyto, którzy w fazie play-off rozpoczęli swój marsz po trzeci z rzędu medal DMP. Ale po kolei.
Piąte miejsce zajęte po rundzie zasadniczej oznaczało, że Falubaz w pierwszej rundzie fazy play-off spotka się z wiceliderem, Caelum Stalą Gorzów. Wielkie Derby Ziemi Lubuskiej, czyli bodaj najbardziej emocjonujące wydarzenie w polskim ligowym speedway'u przybrały niespodziewany obrót. Gorzowianie do swojego odwiecznego rywala przyjechali bez kontuzjowanych Nickiego Pedersena oraz Pawła Zmarzlika, z mocno poobijanymi Tomaszem Gollobem i Przemysławem Pawlickim. Istny szpital wśród podopiecznych Czesława Czernickiego w roli zdecydowanego faworyta stawiał zielonogórzan. Tymczasem Stal postawiła bardzo zażarty opór i przegrała zaledwie 43:47. Ten wynik, w kontekście rewanżu u siebie, dawał im niemal pewny awans do półfinału. Radość, jaka zapanowała w gorzowskim sektorze, była wprost nie do opisania. - Nie wiem czemu się cieszą, przecież przegrali. Fakt faktem, przewaga jest nikła, ale wszystko jest możliwe i wszystko może się jeszcze zdarzyć. Jestem dobrej myśli - mówił po meczu Patryk Dudek.
O ileż inne były nastroje gorzowian po spotkaniu rewanżowym. Falubaz po niesamowitym spektaklu wygrał 46:43 i po raz drugi z rzędu wysłał klub Władysława Komarnickiego na przyspieszone wakacje. Zwycięzców się nie sądzi, ale z kronikarskiego obowiązku warto odnotować, że w wygranym przez zielonogórzan 7 punktami dwumeczu ani razu na torze nie pojawił się Nicki Pedersen.
W półfinale Falubaz trafił na Betard WTS Wrocław. Jakaż to byłą radość i jakież oburzenie niektórych kibiców, gdy nieliczni przypominali, że mocni i naprawdę solidni podopieczni Marka Cieślaka mogą sprawić więcej trudu niż niekompletna Cealum Stal, o sile której decydowali David Ruud i Tomasz Gapiński. I rzeczywiście. Falubaz niemiłosiernie męczył się przy (nomen omen) Wrocławskiej z Betardem i wygrał tylko 46:44. Los znowu uśmiechnął się do zielonogórzan, bo mechanik Piotra Świderskiego zbyt szybko wyprowadził motocykl z parku maszyn. Falubaz złożył protest, sędzia uznał jego zasadność i od dorobku wrocławian odjęto 6 punktów.
Piotr Protasiewicz
Zielonogórzanom trzeba jednak oddać, że mimo 8-punktowej zaliczki, do Wrocławia pojechali po zwycięstwo. Piotr Protasiewicz i spółka nie kalkulowali i na Stadionie Olimpijskim wywalczyli remis. Awans do finału udało się zatem osiągnąć bez udziału odebranych Świderskiemu punktów. Żyto żartował, że teraz mogą je już oddać, a Cieślak przekonywał, że z innym nastawieniem do meczu podchodzi się mając do odrobienia 2 punkty, a innym, kiedy 8.
Jakkolwiek by nie było, Falubaz awansował do finału. Z Unią Leszno, tak, jak od połowy sezonu zapowiadała legenda zielonogórskiego żużla, Andrzej Huszcza. I tak, jak wyrokował trener młodzieży w klubie spod znaku Myszki Miki, Unia okazała się lepsza. I to zdecydowanie, bo Janusz Kołodziej, Jarosław Hampel i spółka wygrali oba mecze, czyniąc finałową rywalizację dość jednostronną. Falubaz zdobył jednak srebrny medal, co w obliczu nienajlepszej dyspozycji w połowie sezonu, uznać należy za wielki sukces. Inna sprawa, że puchar za wicemistrzostwo do Zielonej Góry dotarł ze sporym opóźnieniem, a na dyplomie od PZM-otu znalazła się literówka…
Zupełnie nowa koncepcja
Dlaczego sezon 2010 był dla zielonogórskiego zespołu trudny? Pomijając brak treningów w początkowej jego fazie, na przeciętne wyniki przekładała się raczej słaba postawa niektórych zawodników. Grzegorz Zengota i Fredrik Lindgren miewali przebłyski, ale generalnie spisywali się raczej poniżej oczekiwań. Do tego stopnia, że w pewnym momencie w składzie musiał się znaleźć Niels Kristian Iversen, który, jak to ma w zwyczaju, uratował drużynę w trudnej sytuacji. Mizerna jazda drugiej linii Falubazu skłoniła prezesa Roberta Dowhana do znalezienia nowych jeźdźców.
Wszystko wskazuje na to, że do trójki Greg Hancock - Piotr Protasiewicz - Rafał Dobrucki dołączy szwedzki duet Andreas Jonsson i Jonas Davidsson. Falubaz stanowić będzie może nie dream team, ale z pewnością zespół mocniejszy niż ten, który przez trzy ostatnie lata kolekcjonował medale DMP. A larum, jakie się podniosło w odpowiedzi na plotki o pozbyciu się Lindgrena i Zengoty, nie ustaje.
Dlaczego? Ano dlatego, że Falubaz był dotąd ekipą złożoną ze "swojaków", jak mawia Andrzej Huszcza, z którymi fani byli mocno zżyci. A skład, mimo że czasami zawodził i dostarczał powodów do narzekań, był wypracowany w zgodzie z koncepcją, która nakazuje stawiać na wychowanków. Ostatnio z klubu odszedł Walasek, a teraz podobno ma dołączyć do niego Zengota i "prawie" wychowanek Lindgren. W ich miejsce trafiają lepsi, być może nawet sympatyczniejsi, ale co by o nich nie mówić - obcy. Znak czasów? Z pewnością, ale trudno się dziwić zachowaniu części kibiców, którzy jako jedni z nielicznych mogli pochwalić się zespołem złożonym głównie z miejscowych.
Piotr Żyto i Robert Dowhan
W dodatku pozostaje niełatwa kwestia Piotra Żyto i jego pracy w SB, do której sam się przyznał składając oświadczenie lustracyjne. Trener Falubazu, dodajmy opolanin, postanowił bowiem kandydować do Rady Miasta Zielonej Góry. Takie jest jego konstytucyjne prawo i nikt nie może mu tego zabronić, ale odważne i godne podziwu rozprawienie się ze swoją przeszłością może niezbyt pozytywnie wpłynąć na dalszą przygodę z Falubazem.
Zielonogórski klub mocno się zmienia. Uskuteczniana przez laty koncepcja oparcia składu na wychowankach (która przyniosła trzy z rzędu medale DMP - najlepszy okres w historii klubu spod znaku Myszki Miki) powoli odchodzi w niepamięć. W Falubazie jeździć ma dwóch zawodników ze ścisłej światowej czołówki, dwóch czołowych Polaków, jeden skuteczny ligowy "rzemieślnik" i jeden z trójki najlepszych juniorów w naszym kraju. Klub spod znaku Myszki Miki ma szansę stać się hegemonem na polskim podwórku i rozdawać karty w Speedway Ekstralidze. Dzieje się to jednak kosztem odejścia od uwielbianego przez kibiców schematu. Coś za coś?
Falubaz Zielona Góra w statystyce:
Liczba meczów: 20
Zwycięstw: 10 (u siebie 7)
Remisów: 1
Porażek: 9 (u siebie 3)
Zdobyte punkty: 883 (średnio 44,15)
Stracone punkty: 871 (średnio 43,55)
Najwyższa średnia biegowa w zespole: Greg Hancock - 2,081
Najwyższa średnia biegowa u siebie: Greg Hancock - 2,143
Najwyższa średnia biegowa na wyjeździe: Greg Hancock- 2,020
Najwięcej punktów: Greg Hancock - 190
Najwięcej bonusów: Rafał Dobrucki - 17
Najwięcej biegów: Greg Hancock, Piotr Protasiewicz - 99
Najwięcej zwycięstw biegowych: Greg Hancock - 36
Najwięcej 2. miejsc: Piotr Protasiewicz - 37
Najwięcej 3. miejsc: Patryk Dudek - 27
Najwięcej 4. miejsc: Patryk Dudek - 25
Najwięcej defektów: Patryk Dudek - 4
Najwięcej upadków: Piotr Protasiewicz, Niels Kristian Iversen - 1
Najwięcej wykluczeń: Greg Hancock - 4
Najwięcej taśm: Fredrik Lindgren - 2
Falubaz Zielona Góra