Ekstraliga? Odpowiedziałbym sobie wtedy na wiele pytań - rozmowa z Krzysztofem Jabłońskim, zawodnikiem Startu Gniezno

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Krzysztof Jabłoński utrzymał miano lidera Startu Gniezno, ponadto z powodzeniem ścigał się w turniejach indywidualnych różnej rangi. Oglądaliśmy go m.in. w finałach IMP i MPPK. Właśnie przewidywalność wyników, równa dyspozycja od lat są silną kartą przetargową zawodnika w rozmowach z ewentualnymi nowymi pracodawcami, których jak co roku zapewne nie brakuje. Jednak nim dowiemy się, jaki klub wybierze starszy z braci Jabłońskich, najpierw warto przekonać się, jak ocenia miniony sezon.

Mateusz Klejborowski: Celem Startu Gniezno na ten sezon było zajęcie miejsca w pierwszej czwórce, co udało się zrealizować z nawiązką. Ostatecznie rozgrywki zakończyliście na trzeciej pozycji, długo mając realne szanse na baraż. Jak ty będziesz wspominał miniony sezon?

Krzysztof Jabłoński: Zawsze kiedy nie wygrywa się pełnej puli, pozostaje niedosyt. Zapomina się wtedy, o co zaczynało się grę. Pewne rzeczy są ciągle poza naszym zasięgiem, dlatego wielką sztuką jest nauczyć się realnie oceniać sukcesy i porażki.

Indywidualnie utrzymałeś miano lidera zespołu. Ponadto wystąpiłeś w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski. Wspólnie z Michałem Szczepaniakiem wywalczyliście awans do finału Mistrzostw Polski Par Klubowych. Jak oceniasz swoje dokonania? Jesteś z nich zadowolony?

- Żartujesz? Tu m.in. mamy problem: w lidze jeżdżę dla zespołu, nie dla indywidualnych zwycięstw. A że przy okazji jestem najlepszy w drużynie (pomimo słabszej dyspozycji), to już inna sprawa. Życzę, by Start znalazł dwóch rasowych zawodników, którzy wezmą na siebie ciężar odpowiedzialności za wynik całej drużyny i będą ciągnąć ją do zwycięstw, a ja sobie będę punktował na tym poziomie co teraz i skromnie stał z tyłu, ciesząc się zwycięstwem. Nie oszukujmy się: sam Startu do awansu nie poprowadzę. Nie jestem gwiazdą Grand Prix, chociaż bardzo bym chciał.

Krzysztof Jabłoński spogląda na rywali

Porównując twoje średnie biegopunktowe w sezonach 2009 i 2010, dojdzie się do wniosku, że niewiele się one różnią. Jednak mam takie wrażenie, że w tym roku zabrakło błysku, który pozwoliłby tobie na taki występ jak w Daugavpils, kiedy zdobyłeś 20 punktów i bonus! Podzielasz moją opinię?

- Tak. Patrząc na moje występy w przekroju kilku lat, punktuję mniej więcej na tym samym, wysokim poziomie. To nie daje mi jednak satysfakcji, bo co sezon zaliczam dwa lub cztery słabsze mecze na poziomie 5 - 8 punktów. Wcale nie usprawiedliwiam się też tym, że takie wpadki notują obecnie wszyscy łącznie z mistrzem świata. Dlatego mam zamiar poprawić się, aby zaspokoić swoje oczekiwania.

Być może wpływ na taki stan rzeczy miały problemy sprzętowe, o których wspominałeś w trakcie sezonu?

- Jestem profesjonalistą, sportowcem dążącym konsekwentnie do obranego celu i nie mam zamiaru się usprawiedliwiać. Tak można robić do końca życia, zawsze znajdzie się coś, czym wytłumaczymy swoje słabości. Przyzwyczaiłem się do tego, że nie wszystko przychodzi od razu. Ale nauczyłem się też cierpliwości, pokory i determinacji, co powoduje, że prawie zawsze osiągam zamierzony cel. Dlatego czy powodem słabszej postawy był urwany tłok, wadliwy układ zapłonowy czy przebiegłość rywali, moja w tym głowa, żeby temu zapobiec.

Podczas mszy đw. w Orchowie (tradycyjne zakończenie sezonu) wygrany przez was mecz w Daugavpils wskazałeś jako najprzyjemniejszy moment tegorocznych rozgrywek. Dlaczego akurat to spotkanie?

- Bo to zwycięstwo smakowało mi najbardziej.

Słyszałem, że podczas tamtego spotkania w parku maszyn gnieźnieńskich zawodników panowała wyśmienita atmosfera. Czy wpływ na taki stan rzeczy mógł mieć fakt, że w Daugavpils wystąpili rodowici gnieźnianie, wzmocnieni Michałem Szczepaniakiem?

- Niekoniecznie. Obydwa zespoły były osłabione, dostaliśmy szansę i wykorzystaliśmy ją.

Jabłoński w czasie meczu z Lotosem Wybrzeże Gdańsk, w którym zdobył 12 pkt.

Kontynuując ten wątek, to Start Gniezno był jednym z niewielu klubów w naszym kraju, który konsekwentnie stawiał na miejscowych zawodników. To dobra droga w kierunku ewentualnych sukcesów?

- To zależy jak ilość przekształci się w jakość. W dzisiejszych czasach nikt nam za to orderu nie przyzna. Poza tym limit KSM będzie to szybko korygował. Niemniej jednak jestem za polskimi juniorami w ligach, ale nie po to, żeby kluby oszczędzały, tylko po to, aby podnosić poziom młodych sportowców.

W tym sezonie byłeś kapitanem zespołu. Jak sobie poradziłeś z tą rolą?

- Wcale nie było mi do śmiechu, kiedy się o tym dowiedziałem. Nie jestem za tworzeniem czegoś na potrzeby mediów. Można tworzyć ducha w zespole i wcale nie trzeba być kapitanem. Powiem tylko tyle, że z przyjemnością oddam opaskę komuś innemu, a sam będę nadal robił to, co robię.

Podsumowując sezon, nie mogę nie zapytać o cztery mecze Startu z Marmą Hadykówką Rzeszów. Pamiętam, że po ostatniej konfrontacji w Gnieźnie powiedziałeś, że cieszysz się, iż już więcej z nimi się nie spotkacie. Przypomnę, że dopiero z ostatniego meczu możesz być z siebie zadowolony, gdyż to twoja szarża z piętnastego biegu pozwoliła Startowi przypieczętować zwycięstwo...

- Mała to jednak pociecha. Ciężko trawi się fakt, że przeciwnik jest ciągle o pół koła szybszy. Takie są realia rywalizacji. Pomimo złości trzeba uznać wyższość rywali i wziąć się do roboty.

Przed ostatnim meczem w Gdańsku, kiedy Start miał jeszcze szanse na baraż, ty sprawę stawiałeś jasno. Mówiłeś, że za gospodarzami będzie przemawiała znajomość swojego toru. Nie pomyliłeś się, ale chyba nikt nie przypuszczał, że porażka będzie tak bolesna, a sam zaliczysz przeciętne spotkanie. Po dwóch pierwszych, niezłych biegach, później miałeś spore problemy z motocyklami. Co konkretnie się stało?

- Jak już wcześniej powiedziałem, to nieistotne co się tam wydarzyło. Zawaliłem i tyle. Zdobyliśmy bonus i to samo powinniśmy zrobić w pierwszym meczu. Kiedy dodamy do tego nieplanowaną porażkę z Rzeszowem u siebie, to mamy przyczynę przegranej rywalizacji o drugie miejsce. Nikt nawet nie podejrzewał, że odrobimy tyle punktów w rundzie finałowej. Jednak z dalekiego czwartego miejsca otarliśmy się o drugie.

Częsty obrazek, szczególnie na torze w Gnieźnie, gdzie Jabłoński wywalczył łącznie 104 pkt.

Przed nami zima, a więc okres przygotowań ogólnorozwojowych do nowego sezonu. Kiedy zaczynasz zajęcia i jak będą one wyglądały?

- Najpierw trzeba sobie porządnie odpocząć i odstresować tak trudny sezon. Potem trzeba zrobić rachunek sumienia, ułożyć plan działania i działać. Zima to nie tylko treningi kondycyjne. To budowanie silników, montowanie podwozi. Pracy mnóstwo.

To także czas transferów. Kierownictwo klubu przyznało otwarcie, że priorytetem jest zatrzymanie w Starcie ciebie i Michała Szczepaniaka. Chciałbyś zostać, czy może spróbować swoich sił w innym klubie?

- Bardzo, ale to bardzo chciałbym ścigać się w ekstralidze. Odpowiedziałbym sobie wtedy na wiele pytań.

Chciałbyś coś dodać na koniec?

- Korzystając z okazji, chciałbym serdecznie podziękować kibicom za doping, panu Jerzemu Szałkowi za olej Castrol, Wieśkowi Kaczorowi, firmom: HAWA, Bartz, Gabo, Iner-Lers, Auto Marsel oraz moim mechanikom: Robertowi i Szymonowi.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)