Dla gnieźnieńskich działaczy priorytetem było zatrzymanie w Gnieźnie trzech najlepszych żużlowców z tego sezonu: Krzysztofa Jabłońskiego, Michała Szczepaniaka i Petera Ljunga. Zadanie to udało się spełnić w dwóch trzecich, gdyż nowe kontrakty podpisali tylko Polacy. Szwed zdecydował się zmienić otoczenie. Początkowo celował w ekstraligę, ale w tej chwili trudno wyrokować czy jego oczekiwania okażą się możliwe do zrealizowania. Niewykluczone, że koniec końców wyląduje w składzie któregoś z bezpośrednich rywali Startu. Nieoficjalnie mówi się o Polonii Bydgoszcz, ROW Rybnik lub PSŻ Poznań.
Razem z Ljungiem z klubem pożegnali się Matej Ferjan, który okazał się transferowym rozczarowaniem, Robin Aspegren i Linus Sundstroem, który dla odmiany długo spisywał się wręcz rewelacyjnie (do momentu z kontuzji). Kibice do dziś mają w pamięci świetne mecze w Poznaniu i Grudziądzu, gdzie był jedną z jaśniejszych postaci zespołu Leona Kujawskiego. O ile Słoweńca w ogóle nie brano pod uwagę przy kompletowaniu nowego zespołu, to szwedzki żużlowiec był pierwszym zagranicznym młodzieżowcem, z którym Start podjął rozmowy.
Radość Kacpra Gomólskiego po wygranej z Richardsonem
- Sprawa była banalnie prosta, Linus chciał zostać, a my nadal byliśmy zainteresowani jego usługami - tłumaczy prezes Startu, Arkadiusz Rusiecki. - Początkowo problemem był KSM, gdyż nie byliśmy pewni czy w składzie będzie miejsce dla zagranicznego juniora. Jednak kiedy okazało się, że jest to możliwe, to naszym priorytetem było zatrzymanie Linusa. Wyznaczyliśmy termin, w którym mieliśmy podpisać kontrakt, Szwed miał jeden czy dwa dni, żeby się zdecydować, czego nie uczynił. Niestety, nie mogliśmy dłużej czekać, tym bardziej, że w tym czasie pojawiła się szansa, aby pozyskać Simona Gustafssona, zawodnika o podobnym potencjale do Linusa. Przeprosiliśmy Linusa i podpisaliśmy kontrakt z Simonem. Tym samym Sundstroema zastąpił jego rodak, a przy tym rówieśnik - Simon Gustafsson, który w minionym sezonie zdobywał punkty dla Caelum Stali Gorzów.
Syn Henrika Gustafssona dołączył do grupy utalentowanych gnieźnieńskich młodzieżowców, którzy mieli z klubem ważne kontrakty: Oskara Fajfera, Wojciecha Lisieckiego, Marcina Wawrzyniaka i Adriana Gały. Nową umowę, obowiązującą przez dwa najbliższe sezony, podpisał ponadto Kacper Gomólski, który przez wiele minionych tygodni był wymieniany jako główny kandydat do jazdy w PGE Marmie Rzeszów, Falubazie Zielona Góra, a ostatnio we Włókniarzu Częstochowa (ten ostatni klub nadal nie zrezygnował ze starań o pozyskanie Gomólskiego). Sam zawodnik już po zakończeniu tego sezonu otwarcie przyznał, że albo zostanie w Gnieźnie, albo podpisze kontrakt z jednym z ekstraligowców. Jednocześnie nie miał specjalnego ciśnienia na odejście tylko spokojnie szlifował formę ogólnofizyczną przed nowym sezonem, pod okiem indywidualnego trenera.
Czym zatem przekonali go gnieźnianie? - Na pewno nie pieniędzmi, gdyż konkurencja oferowała mu dużo lepsze warunki. Obraliśmy taką taktykę, że nie narzucaliśmy się, pozostawiliśmy wolną rękę zarówno jemu samemu, jak i jego rodzicom. Oni mieli zdecydować, gdzie Kacper będzie kontynuował swoją karierę. Domyślam się, że pewną barierą dla potencjalnego pracodawcy naszego wychowanka był ekwiwalent, który taki klub musiałby uregulować. Jednocześnie chciałbym jednak podkreślić, że nigdy nikomu nie sprecyzowałem o jaką kwotę chodzi, gdyż zależało nam na tym, żeby Kacper został w Gnieźnie. Dlatego tak ostro zareagowałem kilkanaście dni temu na słowa prezesa Falubazu Zielona Góra, który twierdził, że Start blokuje możliwość porozumienia z Gomólskim - wyjaśnia Rusiecki.
Wydaje się, że para Gomólski - Fajfer czy Gomólski/Fajfer - Gustafsson już dziś może uchodzić za jedną z najsilniejszych, jak nie najsilniejszą w całej pierwszej lidze. To efekt mozolnej pracy gnieźnieńskiego klubu, a w szczególności szkółki żużlowej działającej przy Starcie, z której tylko w ostatnich sezonach wyszli też wspomniani: Lisiecki, Wawrzyniak, Gała i Maciej Fajfer. Niewykluczone, że przynajmniej jeden, a możliwe, że aż trzech żużlowców z tego grona w przyszłym sezonie będzie ścigało się na torach drugiej ligi.
Krzysztof Jabłoński spoglądający na rywali
Nowy kontrakt ze Startem podpisał Mirosław Jabłoński, który tak udanie prezentował się szczególnie w połowie minionego sezonu. Ważną umowę z gnieźnieńskim klubem ma ponadto Adrian Gomólski, który nadal nie zdecydował czy zostanie czy może trafi na zasadzie wypożyczenia do jednego z klubów drugiej ligi. Natomiast lukę powstałą po odejściu Ljunga i Ferjana będą mieli za zadanie wypełnić (najlepiej z nawiązką): Scott Nicholls i Lewis Bridger, którzy podpisali ze Startem jednoroczne umowy (przy czym Bridger został wypożyczony z Włókniarza Częstochowa). Ten pierwszy wraca do Gniezna po jedenastu latach przerwy, bowiem właśnie w tym klubie rozpoczynał przygodę z polską ligą. Od tamtego momentu z powodzeniem ścigał się na torach całego świata, odnosząc wiele spektakularnych sukcesów. Wystarczy tylko przypomnieć, że w latach 2002-2007 był stałym uczestnikiem cyklu Grand Prix, gdzie pięciokrotnie stawał na podium (ostatni raz w Krsko, w 2007 roku). Miniony sezon zakończył z czwartą średnią biegopunktową w Elite League (2,359), nieco słabiej spisywał się za to w Elitserien (1,410), natomiast w Polsce wystąpił tylko w trzech meczach w pierwszej lidze (2,176), które na dobrą sprawę nie są żadnym wyznacznikiem jego dyspozycji.
Nicholls to wciąż młody żużlowiec (ur. 1978), który w najbliższym sezonie zamierza odzyskać dawny blask i skutecznie włączyć się do walki o miejsce w Grand Prix. Długo szukał sobie miejsca w jednym z klubów ekstraligi, ale ostatecznie wylądował w Gnieźnie, gdzie o regularne występy powinno być mu stosunkowo łatwiej. - Nicholls to zawodnik o olbrzymim potencjale, czwarty najskuteczniejszy żużlowiec Elite League z tego sezonu, a w przeszłości stały uczestnik cyklu Grand Prix. Cała sztuka to wykrzesać z niego to, co ma najlepsze. Jestem przekonany, że nam się to uda, a Scott okaże się istotnym wzmocnieniem siły uderzeniowej naszego zespołu - przekonuje Rusiecki.
Dziś nie sposób ocenić czy mu się to uda, w każdym razie Nicholls w Starcie będzie miał towarzystwo w osobie swojego utalentowanego rodaka - Lewisa Bridgera, dla którego będzie to pierwszy sezon w gronie seniorów. Jednak pamiętajmy, że już w tym roku - jeszcze jako zawodnik Włókniarza - częściej niż w biegach dla młodzieżowców, oglądaliśmy go na pozycjach zarezerwowanych dla seniorów. Dzięki temu najbliższy sezon powinien być dla niego łatwiejszy, gdyż w Częstochowie od razu został puszczony na głęboką wodę. Bridger dobre mecze przeplatał kompletnie nieudanymi. W sumie jednak osiągnął wyższą średnią biegopunktową (1,069) niż zawodnicy przymierzani do Startu (rzeczywiście lub tylko w przekazach medialnych): Daniel Jeleniewski (0,893), Tomasz Jędrzejak (1,065) i Sławomir Drabik (0,861).
- Lewis to zawodnik megautalentowany - zachwala go Rusiecki. - Mam jednak świadomość, że aby jeździł na miarę naszych oczekiwań, to czeka nas sporo pracy, aby skupił się wyłącznie na tym co najważniejsze. Mam tutaj na myśli treningi czy zaplecze sprzętowe. Liczę, że w Gnieźnie będą przytrafiały mu się tylko te dobre mecze, jak np. w Lesznie, gdzie był jednym z najlepszych zawodników swojego zespołu. Na jego średnią biegopunktową należy też patrzeć przez pryzmat tego, że już w minionym sezonie - jeszcze jako junior - jeździł głównie z numerem przeznaczonym dla seniora.
Mirosław Jabłoński przed Maxem i Harrisem
Rusiecki ma świadomość, że skompletowany skład nie spełnia oczekiwań wszystkich kibiców Startu. - Być może moje słowa zostaną odebrane jako kontrowersyjne, ale przy całym szacunku do nich, chcę, żeby kibice pamiętali, że nie jesteśmy od spełniania ich zachcianek czy ich autorskich pomysłów - mówi wprost. - Klub działa według polityki obranej przez zarząd, która polega na stopniowym rozwoju. Naszym celem jest zbudowanie silnego ośrodka żużlowego, stabilnego, mocnego pod względem finansowym i sportowym. Do tego jest nam niezbędny dokładnie taki sezon, jaki nas czeka. Postawiliśmy na zawodników, którzy pasują do naszej koncepcji. Nie ukrywam, że w tym roku rozmowy były piekielnie trudne, głównie przez KSM, który ograniczał nasze niektóre poczynania czy też bałagan związany z wprowadzeniem regulaminu finansowego.
Ponadto do klubu zostali ściągnięci zawodnicy, którzy mogą, ale nie muszą zawojować pierwszej ligi. - Ten skład wymaga od nas olbrzymiej pracy w sezonie - przyznaje Rusiecki. - Mamy tego świadomość, wie o tym trener, opiekunowie czy menadżerowie samych zawodników. To nie jest skład na poziomie Polonii Bydgoszcz, który sam pojedzie, byleby mu nie przeszkadzać. Jednak jeśli wszyscy będziemy pracowali właściwie, na maksimum swoich możliwości, to wtedy będziemy wygrywać, a wyniki będą takie, jakich oczekują od nas kibice. Zawodnicy wiedzą o co pojadą, dlatego motywacji na pewno im nie zabraknie.