Jacek Ziółkowski: Nie byliśmy chłopcami do bicia

28 lutego będzie ostatnim dniem pracy Jacka Ziółkowskiego w Rzeszowie. Po sześciu latach pobytu w stolicy Podkarpacia przenosi się on do Lublina, gdzie pracował będzie z tamtejszym KMŻ. Jak ocenia minione lata pracy z Żurawiami?

- Rzeszów to miasto dobrych ludzi. Początkowo planowałem spędzić tutaj dwa lata. Skończyło się na sześciu. Żal jest się żegnać z klubem, zawodnikami, kibicami, miastem w momencie, gdy awansowaliśmy do ekstraligi. To mój drugi awans z rzeszowskim zespołem do ekstraligi. W tejże ekstralidze już jeździliśmy i przecież nie byliśmy chłopcami do bicia. Potrafiliśmy wygrywać mecze i stwarzać świetne widowiska. Jednak żużel był w Rzeszowie zanim tutaj przyszedłem i będzie nadal w momencie, gdy skończę pracę w tym klubie - mówi Jacek Ziółkowski na łamach podkarpackich Super Nowości.

Przez kilka lat pracy w Rzeszowie, przez klub przewinęło się mnóstwo zawodników. Kogo były kierownik rzeszowskiej drużyny wspomina najlepiej? - Jeśli chodzi o obcokrajowców, to bez wątpienia Nicki Pedersen. To fantastyczny facet. Może tego nie widać na torze, ale po za nim to super człowiek, z którym współpracuje się doskonale. Z grona krajowych zawodników wzorem jest Maciek Kuciapa. Profesjonalista w każdym calu. Zawsze znajdzie czas dla młodszych kolegów, mediów. Bardzo dobrze wspominam także współpracę z Rafałem Dobruckim i rzecz jasna z Darkiem Śledziem. Darek był świetnym żużlowcem, teraz jest bardzo dobrym trenerem, a będzie jeszcze lepszy - stwierdza Ziółkowski.

Więcej w Super Nowościach.

Komentarze (0)