Sezon 2011 będzie już trzecim w historii polskiego żużla, gdy sport ten legalnie mogą uprawiać kobiety. Do tej pory wstrzymywałam się z opiniami i wypowiedziami odnośnie moich koleżanek, które walczyły o równouprawnienie w tej dziedzinie. Może dlatego, że nigdy nie marzyła mi się kariera zawodniczki, a może dlatego, że jak pisze Agnieszka Chylińska: jestem przeciwniczką ruchu typu wyzwolenia kobiet. Nigdy nie byłam osobą zniewoloną, by poczuć się wyzwoloną. Rozumiem jednak i szanuję, jak ogromną pasją sport ten jest dla Kingi. Wspierałam ją zatem w walce nie tyle o zmianę regulaminu, co batalii o własne marzenia. Wachowska przeciwstawiła się bowiem ludzkiej głupocie i zwykłej ignorancji. W XXI wieku przyszło jej się zmagać z przepisami stojącymi w opozycji nawet do konstytucji RP. W przededniu kolejnego roku rozgrywek na żużlu, gdy to kobietom wolno już trenować i ubiegać się o licencję "Ż", warto przyjrzeć się, co przyniosła owa rewolucja.
A "Otylka" kręci w prawo
Kinga Wachowska bez wątpienia stała się ikoną walki o równouprawnienie w żużlu. Wspierana ciepłym słowem Nanny Jorgensen, zasypywała listami Piotra Szymańskiego. Całą sprawą zainteresowały się media, które w regulaminie polskiego speedway'a widzieli analogię filmowej "Seksmisji". Tyle że z odwróconymi rolami. GKSŻ zaś patrząc na zapisy mówiła tylko: Ciemność, widzę ciemność! Wachowska zapraszana była do rozmaitych programów, a jej pierwsze kroki na torze upamiętniła niemalże każda telewizja. TVN pokusił się nawet na dyskusję z zaproszonymi kobietami, które to nazwano wielkimi fankami żużla. W tym zacnym gronie znalazła się również Otylia Jędrzejczak, którą zdarzyło mi się widywać na meczach ligowych w Gorzowie Wielkopolskim. Podpierając się opiniami znanych sportsmenek stacja przekonywała całą Polskę, jak bardzo lekceważone są kobiety. Powaga sprawy prysła jednak w momencie, gdy to pływaczka nabrała się na primaaprilisowy żart Tomasza Golloba, obwieszczając wszem i wobec, że w żużlu zaszła rewolucja i zawodnicy ścigać się będą również... w prawo! Męski świat drwił z wpadki i kiwał głową z niedowierzaniem patrząc na zmagania Kingi. Ta jednak zdawała sobie sprawę z tego, że walczyć nie będzie łatwo i brnęła dalej, nawet gdy media trywializowały jej bój. Poważnie w spór postanowiły się więc zaangażować feministki. "Partia Kobiet" brała udział w pertraktacjach z przewodniczącym Szymańskim, przez co sprawa nabrała wręcz politycznego charakteru. Trzy lata po wygranej walce - media milczą, feministki też jakby ucichły.
Dzięki działalności w głównej mierze Kingi Wachowskiej, Joanny Wojtko i Beaty Juchniewicz, kobiety w końcu legalnie mogły pomyśleć o karierze żużlowej, wyposażyć się w sprzęt i wyruszyć na trening. Rzeczywistość pokazała jednak, że pomimo formalnych możliwości, wśród Polek nie wybuchł wcale "speedway boom". Owszem do szkółek w różnych miastach zapisało się parę dziewcząt, żadna do tej pory nie uzyskała jednak licencji. Z relacji kilku z nich wiem natomiast, że ich pasja rzadko kiedy traktowana jest z należytą powagą. Kinga nauki szukała w Ostrowie, lecz prawdziwą szansę dali jej Paweł Hlib i Janusz Kołodziej. To pod ich czujnym okiem odjeżdżała pierwsze kółka, a nawet zaliczała "dzwony". Jak mi wiadomo, żaden z nich nie ma jednak w planach rezygnować już z żużla i brać się za trenowanie kobiet. Inni też się raczej nie kwapią, aby tłumaczyć dziewczynie, gdzie sprzęgło, a gdzie dysza. Smutną teorię zdaje się potwierdzać także aktualny komunikat o naborze do ostrowskiej szkółki, który mówi jasno: na chłopców w wieku 12-14 at oczekiwał będzie trener Jan Grabowski. Kinga, widzisz i nie grzmisz?!
Królowa Nanna, a dalej nic
Medialna burza trwała jeszcze chwilę. W Ostrowie Wlkp., który za sprawą Kingi stał się niejako kolebką kobiecego żużla, zakontraktowano Nannę Jorgensen. Dunka stała się pierwszą przedstawicielką płci pięknej, która znalazła pracodawcę w Polsce. Jej kariera zakończyła się jednak na prezentacji drużyny, gdzie zawodniczkę wniesiono na scenę niczym królową. Nanny nigdy więcej nie noszono już jednak na rękach, gdyż punktów dla drużyny nie zdobywała. Nikt nie jęknął głośno: kobieta mnie bije... Plany Jorgensen pokrzyżowała bowiem kontuzja. Polska liga żużlowa wciąż zatem czeka na ligowy debiut i punkty zdobyte przez kobietę. Pytanie brzmi jednak, czy to w ogóle ma sens? Dotychczasowa historia równouprawnienia w speedway'u pokazuje bowiem jasno, że dyscyplina ta (przynajmniej na naszym rodzimym podwórku) nie jest gotowa na seksualną rewolucję. Zacząć należy od spraw podstawowych, a zatem braku jakiegokolwiek propagowania tego sportu wśród dziewcząt. Do szkółek zgłaszają się te najbardziej zagorzałe, te o których marzenia walczyła Kinga. Czy kluby są jednak w jakikolwiek sposób przygotowane na przyjęcie kobiet w swoje szeregi? Czy byłyby w stanie zapewnić osobną toaletę i niekoedukacyjne prysznice? Dziennikarze również niejednokrotnie ograniczali się do mało wybrednych żartów o kobiecych poduszkach powietrznych.
Środowisko żużlowców jest zaś w tej kwestii podzielone. Spora część Polaków uważa, że miejsce kobiet jest na trybunach. Tomasz Gollob twierdzi wręcz, że nie złamie swych dżentelmeńskich zasad i rywalowi o płci przeciwnej dałby najzwyczajniej wygrać. Obcokrajowcy, dla których dziewczyna na motorze to nie taki wcale ewenement, dopingują koleżanki. Jason Crump stwierdził wręcz, że jego córka Mia świetnie daje sobie radę na crossie i kto wie, czy nie pójdzie w ślady taty. Płeć piękna od wielu lat świetnie daje sobie radę w sportach motorowych. Żużel jest jednak nadal dziewiczą krainą, gdzie szalone sportsmenki to widok niezmiernie mało popularny. Co innego twarda kobieca ręka zarządzająca klubem, bądź też uwodzicielski uśmiech podprowadzających na starcie. Jedynym słusznym rozwiązaniem wydaje się więc stworzenie osobnej ligi, wzorem zawodów Enduro czy Motocross. Wtedy też skończyłyby się debaty na temat dysproporcji sił fizycznych i skutków bezpardonowej walki obu płci. Do utworzenia takich rozgrywek nie potrzeba jednak zaledwie dobrych chęci. W Europie jest bowiem za mało pełnoprawnych zawodniczek do obsadzenia całej stawki turnieju żeńskiego. Kilka lata po wielkiej rewolucji, sprawa kobiet na żużlu stanęła więc w martwym punkcie...
Sandra Rakiej
(fot. Jarosław Pabijan, autorka tekstu wraz z podprowadzającymi podczas półfinału Drużynowego Pucharu Świata w Gorzowie Wlkp.)
P.S. Niniejszy tekst jest częścią cyklu felietonów pt. "Babskim okiem". Pierwszą jego odsłonę dedykuję pamięci pięknej kobiety, z którą miałam okazję współpracować podczas półfinału DPŚ w 2010 roku. Bez niej pod linią startową zrobiło się pusto. Natalio - pamiętamy...