Sandra Rakiej - Babskim okiem: Chłopaki nie płaczą!

Jak zwykle przed meczem, wraz z mechanikiem odebraliśmy Joonasa z lotniska. Zawodnik usiadł wygodnie w aucie i dopilnował, aby każdy zapiął pasy. - Ci polscy rajdowcy! Powieszą zdjęcie św. Krzysztofa i grzeją 150km/h – mruczał pod nosem. Zaledwie chwilę po jego słowach, kierowca przed nami wymusił pierwszeństwo. Mechanik gwałtownie zahamował, zawodnik krzyknął wniebogłosy. W konsternacji spojrzeliśmy na siebie, a Joonas machnął tylko ręką: trzy żebra mam pęknięte! Nie mówiłem, bo byście się martwili, a to przecież nic takiego. Oboje nie skomentowaliśmy tego ani słowem. On wieczorem zdobył dwanaście punktów. Ból? Normalka...

Janusz Kołodziej swój tytuł mistrza polski zdobywał pomimo ciężkiej kraksy na torze. Zacisnął zęby i startował ze zmiażdżonymi palcami. Tomasz Gollob w ubiegłorocznym Grand Prix w Bydgoszczy ścigał się ze złamaną nogą. Byli tacy, co zawodów nie przerwali pomimo urazów ręki, obojczyka, poparzonej nogi. Nie ma żużlowca, który w trakcie swojej kariery nie zaliczyłby żadnej kontuzji. Na pamiątkę zostają zazwyczaj pokaźne blizny, a w środowisku chodzą legendy o bramkach na lotnisku, które piszczą ze względu na metalowe implanty w złamanych kościach. Sporty motorowe mają bowiem to do siebie, że ich reprezentanci przypominają żołnierzy wracających z wojny. Siniaki, rany, blizny i zdjęcia rentgenowskie stają się jedynie głównym tematem zabawnych anegdot opowiadanych w towarzystwie. Aby zapomnieć o fizycznym cierpieniu, wystarczy bowiem ponownie wygrać. Pewne przysłowie mówi przecież: ból jest tymczasowy, chwała trwa wiecznie...

List młodszego brata

- Wszyscy mówili, że on ma wielki talent. Ja miałem wrażenie, że to chodzi o wielki szacunek dla motoru, że Kamil poświęca mu mnóstwo czasu i uwagi, a potem na torze, to oni świetnie się dogadują, no i wygrywają – tak zaczyna swój list młodszy brat Kamila Cieślara. Historii reprezentanta klubu z Częstochowy nie trzeba przypominać. Było tak jak dzieje się zazwyczaj. Chłopak ma smykałkę do sportu, rodzice posyłają go na żużel, aby miał w życiu pasję. Z biegiem czasu okazuje się, że speedway staje się codziennością, bez której nie da się funkcjonować. Przynosi sukcesy, ale i porażki. Spełnia pierwsze marzenia, rozbudza apetyt na większe. W treningi i zawody wkłada się serce i sto procent zaangażowania. To wszystko aż do momentu, gdy nagle w ułamku sekundy, coś nie idzie zgodnie z planem. Na stadionie robi się cisza. Cisza, która jest głośniejsza od krzyku.

To, że jestem pod wrażeniem walki Kamila Cieślara, to za mało powiedziane. Zawsze twierdziłam jednak, iż człowiek nie wie na co go stać, dopóki sam nie znajdzie się w sytuacji granicznej. Taka właśnie przytrafiła się młodemu zawodnikowi, a także jego rodzinie. O sprawność Kamila walczy bowiem sztab najbliższych mu ludzi. Wspiera go mama, pomaga dziewczyna, troszczy się ojciec, a brat pisze list, który u wielu wywołuje łzy. Żużel pomimo wszelkich swych atrakcyjnych stron, jest również sportem, który marzenia odbiera w mgnieniu oka. Zawodnicy bez wątpienia są nie lada kąskiem dla wielu dziewcząt, które w swych idolach widzą uosobienie rycerza na białym rumaku. Kariera, sława i pieniądze są jednak ulotne, a prawdziwy związek wystawiany jest na próbę, gdy srebrny GM odstawiany jest do garażu.

Kontuzja dla sportowca nie wiąże się jedynie z przymusowym leczeniem i przerwą w treningach. Ci, którym uraz odebrał szansę na wielki sukces, lub w ogóle przekreślił możliwość kontynuowania kariery, zmagają się przecież nie tylko z bólem fizycznym. Niejednokrotnie tym uciążliwszym jest bowiem nieustająca myśl w głowie o życiowej porażce i przegranych marzeniach. Niejednemu żużlowcowi zdarza się wtedy popaść w depresję, tym samym stając się nieznośnym nawet dla osób najbliższych. Walka o powrót do zdrowia jest walką wszystkich przebywających w najbliższym otoczeniu takiego sportowca. Jest testem dla każdej żony, matki, przyjaciółki. Żużlowiec syn czy mąż to przecież transakcja wiązana. Jego sukces przynosi niebywałą radość i dumę. Porażka boli niemalże fizycznie...

- Rodzice nigdy by nie dali sami rady. Są wdzięczni wszystkim, którzy im pomagają. Ale wiem, że mama bardzo się boi, żeby Kamil nie został sam. Ja też się boję, dlatego napisałem ten list, bo wiem, że mój starszy brat jest bardzo silny, ale sam nie da sobie rady – kończy brat Kamila Cieślara. W imieniu wszystkich kibiców pragnę więc powiedzieć rodzinie zawodnika, że nie zostanie sam. Pamiętamy. Obyście Wy w głowie ciągle mieli te słowa:

"Wiem, że mogę wygrać partię z góry przegraną,

Bo gdy obudzę się rano

Będę miał siłę by walczyć,

By ruszyć z miejsca

Na pewno to mi wystarczy"

(Grammatik - Każdy ma chwile)

Kubica wróci, jeszcze w tym sezonie

Nie trzeba być wielkim kibicem sportu, aby wiedzieć, że mijający tydzień był czasem ciężkiej walki dla Robert Kubicy. Pierwszy Polak w historii Formuły 1 uległ poważnej kontuzji biorąc udział w rajdzie samochodowym. Wielu zastanawiało się, po co to w ogóle mu było potrzebne? Czy warto było narażać swoje życie, a właściwe otrzeć się o śmierć? Na to pytanie z pewnością zawodnik odpowiedział już sobie sam. Tymczasem najważniejsze jest, że lekarze wygrali walkę o dłoń kierowcy. Oznacza to bowiem nic innego jak to, że Robert najprawdopodobniej będzie mógł wrócić do bolidu. Oczywiście pozostaje jeszcze kwestia prawidłowego i szybkiego gojenia się barku, łokcia oraz stopy. Przy dzisiejszej medycynie, a także determinacji sportowców, bez wątpienia powiedzieć mogę: Kubica wróci i to jeszcze w tym sezonie.

Włoscy lekarze prognozują rok rehabilitacji. Oznacza to, że Roberta ominie udział w rozgrywkach zbliżającego się sezonu. Sam zawodnik stwierdził jednak, że jedyne co ma w głowie, to odliczanie do początku przygotowywań. Porównuje nawet swoją sytuację, do tej, która miała miejsce w 2007 roku. Wtedy Kubica uczestniczył w wypadku Kanadzie. Twierdzi, że po kraksie wrócił lepszy. Teraz ma być jeszcze mocniejszy i to nadal w sezonie 2011. Wierzę mu, bowiem jak mawiał francuski pisarz - Andre Malraux: kto nie ma odwagi do marzeń, nie będzie miał siły do walki.

O to co czuje Robert Kubica z pewnością zapytać by można Tomasza Golloba. Co siedzi w głowie Kamila Cieślara, domyśla się Krzysztof Cegielski. Ten pierwszy również niejednokrotnie otarł się o śmierć uczestnicząc w wypadkach, które nie miały miejsce na torze żużlowym. "Cegła" znalazł zaś receptę na życie przerwane kontuzją. Przewartościował dotychczasowe priorytety i znalazł swoje miejsce w nowej rzeczywistości. Miejsce wcale nie mniej atrakcyjne, gdyż nadal przynoszące satysfakcję. Ból jest przecież nieodłączną stroną speedway'a. Każdy, kto kiedykolwiek marzył o karierze zawodnika, musiał przyjąć do wiadomości, że cierpienie będzie częścią tego zawodu. Czy myślą o tym wsiadając na motocykl? Jasne, że nie... Chłopaki nie płaczą.

Sandra Rakiej

P.S. Rehabilitacja Kamila Cieślara jest długa i kosztowna. Każdy, kto ma życzenie pomóc zawodnikowi, może to zrobić w prosty sposób. O tym, jak przekazać 1% podatku, przeczytać można na stronie www.walkakamila.pl.

Komentarze (0)