Ekstraliga składająca się z ośmiu miała być elitarna i bardzo wyrównana. W rzeczywistości drużyny z końca ligowej tabeli od lat zdecydowanie odstają poziomem od najmocniejszych. Widzowie w takich ośrodkach jak choćby Leszno czy Toruń często mają okazje oglądać pogromy przyjezdnych drużyn. Perspektywa wysokich zwycięstw gospodarzy nie jest magnesem dla kibiców. Niewykluczone, że w rozszerzonej Ekstralidze będzie jeszcze więcej spotkań "do jednej bramki". - Warto zapytać o sens powiększania Ekstraligi o dwa zespoły. Poziom na pewno nie wzrośnie a będzie jeszcze trudniej przyciągnąć kibiców na stadiony. Mała frekwencja może stać się wręcz regułą na meczach lidera z autsajderem. Już teraz, kiedy mamy osiem zespołów w najwyższej klasie rozgrywkowej zdarzają się pogromy. Jak dojdą dwa kolejne kluby to będzie z tym jeszcze gorzej. W tegorocznych rozgrywkach słabe pod względem personalnym są zespoły z Częstochowy i Wrocławia. Patrząc na te dwie drużyny można zadać pytanie o sens powiększania ligi - mówi Zenon Plech.
Nasz ekspert obawia się, że drastyczne różnice potencjału ekstraligowych drużyn przełożą się na jakość widowisk. - Będzie więcej spotkań, ale kluby często będą kalkulowały, żeby pojechać w rezerwowym składzie i jak najwięcej zaoszczędzić. Mecze powinny być wyrównane a zwycięstwo powinno się rozstrzygać dopiero w biegach nominowanych. Wtedy mamy do czynienia z widowiskami, które interesują kibiców. Powinniśmy sobie życzyć jak najwięcej wyrównanych spotkań w nadchodzącym sezonie - zakończył Zenon Plech.