Wysportowana sylwetka, zawsze zadbany, czysty i elegancki - ozdoba stadionów. Prywatnie cichy, małomówny, z ujmującym uśmiechem na twarzy. Ostatnio zawsze w towarzystwie swojej dziewczyny, w nierozerwalnym uścisku. Potrafił, siedząc na trybunie jako widz, przez dwie bite godziny nudnych zawodów obejmować swoją wybrankę, jak gdyby chciał nadgonić czas, który niebawem miał się dla niego zatrzymać. Kamil - młody Bóg.
Niespełna dziewięć miesięcy temu, w fatalnym czerwcu 2010 roku na częstochowskim torze dochodzi do karambolu, po którym Kamila z najgorszymi podejrzeniami odwieziono do szpitala. Uszkodzony rdzeń kręgowy. Lekarze ratują życie młodzieńca, ale powrotu do pełnej sprawności zagwarantować mu niestety nie mogą. Nie odbierają jednakże resztek nadziei, w intensywnej, skomplikowanej i kosztownej rehabilitacji upatrując pomyślność przyszłych rokowań. Co by nie powiedzieć, medycyna poszła do przodu, a w dziedzinie fizjoterapii i rehabilitacji wcale nie mniej. Żyjemy już w innej, lepszej epoce, gdy chodzi o postęp nauki. Niestety, gorzej gdy chodzi o finansowanie trudnych procedur.
Nadzieja umiera ostatnia. Jestem pewien, że w przypadku Kamila nie umrze nigdy. Mamy bowiem pierwszy, nieodzowny a najważniejszy, warunek powodzenia. To jest wiara Kamila i jego pełna determinacja, chęć walki aż do samego pomyślnego finału. Cel jest jasny: stanąć na nogi, siąść na motocykl, wygrywać wyścigi. Kamil ma ogromne wsparcie najbliższych. Wierzą jak i on sam, a wiara czyni cuda. Ojciec od dziecka obecny na rybnickim stadionie zawsze marzył o synu żużlowcu, o jego zwycięstwach. Marzenia, zaczynające się częściowo spełniać, zostały przerwane w ułamku sekundy. Dodajmy z przekonaniem: przerwane czasowo!
Rodziców stać na największą miłość i poświęcenie, na oddawanie siebie dla syna - dniami i nocami. Ale środki finansowe potrzebne do trudnego, specjalistycznego leczenia to jest bariera, przed którą zaczynają stać bezsilni w swojej rozpaczy. Powoli sprzedają dorobek życia, dorobek pokoleń śląskiego rodu, byleby tylko dać jeszcze miesiąc, jeszcze dwa, ukochanemu Kamilowi na drogą rehabilitację. Do tego modlitwa i łzy wylewane nocami do poduszek. Tak wygląda szara codzienność w domu Cieślarów.
Pokażmy wszyscy, całe środowisko żużlowej Polski, że jesteśmy z nimi w tej heroicznej, przepięknej walce, że oni nie są sami, zdani wyłącznie na siebie. Kamil już teraz za każdy dar serca dziękuje i dziękować nigdy nie przestanie. Jeden procent naszego podatku, to tylko pozornie niewiele. Dla ludzi w potrzebie to jest bardzo dużo. Część z nas ma już kogo wskazać na zeznaniu podatkowym jako odbiorcę tego skromnego procenta, bo ogromna jest liczba osób oczekujących wsparcia. Ale jeśli tylko możemy, to proszę, pomóżmy Kamilowi!
To wbrew pozorom bardzo proste. Tuż nad miejscem do podpisu naszego PIT-u jest rubryka pt. ”Wniosek o przekazanie 1% podatku…". Wystarczy tam wpisać "Fundacja Votum OPP - dla Kamila Cieślara”, a w rubryce nr KRS prosty ciąg cyfr: 0000272272 (cztery zera i dwa razy po 272). W ten sposób Kamil otrzyma ten grosz do grosza, co z pewnością podniesie go do pozycji stojącej. Gdy my gremialnie, masowo pomożemy, ten młody organizm zwalczy niemoc.
Twój 1% to 99 % nadziei dla Kamila! Na powrót do zdrowia i pełnej sprawności. Pamiętajmy o tym, zanim nasze zeznanie utonie w stercie fiskusowej makulatury. Bądźmy razem solidarni z całą rodziną Kamila w wychodzeniu z bólu - to sprawa po stokroć ważniejsza niż wszystkie tłumiki razem wzięte.
Stefan Smołka