Całe serce oddaję Włókniarzowi - rozmowa z Jarosławem Dymkiem, menadżerem Włókniarza Częstochowa

Kibice w Częstochowie wyjątkowo długo czekali na informację, kto poprowadzi Włókniarza w rozgrywkach Speedway Ekstraligi. Tych, którzy oczekiwali nazwiska znanego trenera na pewno zaskoczyła wieść, że odpowiedzialny za drużynę będzie Jarosław Dymek, ówczesny menadżer tego zespołu. Dokładnie przepytaliśmy go na różne tematy.

Mateusz Makuch: Zdecydował się pan poprowadzić drużynę Włókniarza. Dosyć duże wyzwanie.

Jarosław Dymek: To prawda, ale trzeba ustawiać sobie poprzeczkę coraz wyżej i mieć jakieś cele. Od 2003 roku posiadam dokumenty, które pozwalają mi być kierownikiem drużyny. Od dwóch lat jestem menadżerem naszego kochanego zespołu. Przyszedł czas na to, jak stwierdził prezes Maślanka, że mogę sam poprowadzić drużynę. To nie była przecież moja decyzja, tylko tak postanowił prezes. Ja się na to zgodziłem. Czy się boję tego wyzwania? Na pewno nie. Strach może tylko i wyłącznie sparaliżować. Uważam, że Włókniarz stać na dużo i możemy pokazać fajny speedway.

Długo musiał pana przekonywać prezes, aby zdecydował się pan na objęcie drużyny?

- Tak jak za każdym razem, gdy zbliżał się sezon, czyli wystarczył jeden szybki telefon. Z prezesem mam bardzo dobry kontakt, tak że nie było żadnych wielkich negocjacji. Prezes chyba wiedział, że się zgodzę, bo chyba mu jeszcze nigdy w życiu nie odmówiłem (śmiech).

Mam tutaj na myśli bardziej nie negocjacje między stronami, ale czy zwyczajnie się pan nie wahał przed podjęciem tej decyzji? Włókniarz jest bowiem typowany w dolne rejony tabeli i przy ewentualnym niepowodzeniu winą może być obarczany m.in. pan, tak jak w zeszłym roku Jan Krzystyniak.

- Nie można do tego w taki sposób podchodzić. Tak samo można się zapytać dziennikarzy, czy nie obawiają się czy kupią sobie bułkę, jeśli naczelny nie pozwoli opublikować żadnego artykułu. Z natury jestem optymistą i wierzę, że naszą drużynę stać na wiele. Myślę, że nie będziemy na ostatnim miejscu z zerowym dorobkiem, bo co poniektórzy już nawet takie scenariusze zakładają. Wierzę w tych chłopaków i sądzę, że dadzą z siebie wszystko. Przecież to jest ich praca, a pieniądze są na torze. Ekipa jest bardzo ambitna.

Jaki ma pan kontakt z zawodnikami?

- Część zespołu jest nowa i przyznam szczerze, że z niektórymi kontaktowałem się jedynie drogą mailową. Ustalane były sprawy odnośnie sparingów, otrzymali informacje o nowych tłumikach. Nowych poznam osobiście, gdy przyjadą do Częstochowy. Jeśli chodzi o pozostałych, to najlepiej ich zapytać. Wydaje mi się, że stosunki z Taiem Woffindenem, Szombierskim czy Karlssonem...

Są na pewno dobre.

- Uważam, że tak. Żeby nie zabrzmiało nieskromnie, ale sądzę, że posiadam bardzo dobry kontakt z wymienionymi zawodnikami. Oni wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć. Rola menadżera w żużlu, to nie jest tylko wypełnianie programu. W jego obowiązki wchodzi cała otoczka przed i pomeczowa. Trzeba zadbać na przykład o dojazdy żużlowców.

Dobrze, że poruszył pan ten temat, ponieważ już pojawiły się głosy, że jedynym pana zadaniem będzie wypełnianie programu.

- Kibice chcieli Marka Cieślaka i na pewno czują zawód. Wypełniać program to może każdy, ale żeby ci faceci siedli na motocykle i pojechali tak jak trzeba, to należy zrobić wiele rzeczy. Tak jak wspomniałem wcześniej. Trzeba pamiętać o całej logistyce. Wiedzieć kto kogo, o której godzinie i z jakiego lotniska odbiera. Mieliśmy przecież już jedną sytuację związaną z logistyką w zeszłym sezonie, kiedy to na mecz w Bydgoszczy w rundzie zasadniczej spóźnił się Karlsson. Wtedy też w Internecie pojawiły się jakieś dziwne docinki, a prawda jest taka, że lepszego połączenia nie dało się znaleźć. Jeżeli Peter nie wylądowałby w Poznaniu, w efekcie czego spóźnił się na jeden wyścig, to wylądowałby w Gdańsku i przyjechałby na stadion w Bydgoszczy 40 minut po ostatnim biegu. Wracając do meritum. Należy zadbać o hotele i takiego typu sprawy. Pilnować zgłoszeń i dokumentacji zawodów...

Ustalić taktykę na mecz...

- Trzeba odpowiednio ustawić pary, sprawdzić chłopaków podczas sparingów, zobaczyć kto z kim się lepiej dogaduje na torze. Myślę, że można naprawdę stworzyć coś z niczego. Jest to brzydko powiedziane, ale tak jest postrzegany Włókniarz, czyli jako grupa niechcianych jeźdźców. Niektórzy nawet nazywają nas zbieraniną odpadów. Uważam, że nie można tych zawodników tak nazywać. Mam nadzieję, że ci, którzy skreślają częstochowski zespół i stawiają na nim krzyżyk po sezonie będą mieli skwaszoną minę. Chciałbym tego, bo całe serce oddaję Włókniarzowi. Zawsze bardzo emocjonalnie podchodzę do każdego spotkania, do tego, co się dzieje w klubie i wokół niego.

Jarosław Dymek dobrze dogaduje się z zawodnikami (na zdjęciu z Ryanem Sullivanem)

Zakłada pan sobie jakiś konkretny cel, czyli np. awans do pierwszej szóstki, czy po prostu chcecie pokazać widowiskowy speedway walcząc o każdy centymetr toru?

- Jedno wiąże się z drugim. Walka o każdy centymetr toru równa się walce o każdy punkt, a każdy punkt składa się na zwycięstwo w meczu. Naszym atutem może być właśnie to, że mamy wyrównany zespół, bez konkretnej wybijającej się gwiazdy. Aczkolwiek nie można powiedzieć , że nikogo takiego nie będzie, bo mamy wielu zawodników, których na to stać.

Słyszałem, że bardzo dobrze, m.in. pod względem sprzętowym, do sezonu przygotowany jest Daniel Nermark.

- Tak jest. W środę otrzymałem od niego maila, w którym potwierdził obecność na sparingach. On mimo to, że startował w Nowej Zelandii, to jest głodny żużla i pali się do jazdy. Chce przetestować sprzęt, bo bardzo mu zależy, aby w pierwszym sezonie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce w jego karierze pokazać się z jak najlepszej strony. Podobnie myślą inni. Uważam, że na wiele stać Patricka Hougaarda. Może to być drugi Jonas Davidsson, który przychodził do nas jako najsłabszy obcokrajowiec ligi. Ten chłopak ma ogromny potencjał.

Patrick miał już przecież przebłyski geniuszu jeżdżąc w Tarnowie.

- Dlatego uważam, że może zaskoczyć w bardzo pozytywnym tego słowa znaczeniu. Możemy mieć wszyscy z niego pociechę. Są w naszym składzie bracia Łagutowie. Typowe walczaki ze wschodu, którzy gaz zamykają dopiero trzy metry za metą. Ponadto jest Szombierski i Tai, kolejni wojownicy. Bardzo poważnie do sezonu podchodzi też Karlsson. Generalnie rywalizacja w składzie zapowiada się bardzo ciekawie i mecze również.

Jarosław Dymek wierzy w umiejętności Patricka Hougaarda (na prowadzeniu)

Jak do tematu nowych tłumików podchodzi klub i zawodnicy? Obecnie jest więcej przeciwników tego pomysłu. Duże problemy pojawiają się...

- Szczególnie przy wysokich temperaturach i na przyczepnym torze, kiedy silnik całkiem inaczej pracuje. Tego się obawiam, że to mogą być koszta. Wprowadzając te tłumiki ktoś chciał na tym zarobić. Kto nie wiem, bo nikogo za rękę nie złapano. Osobiście jestem temu przeciwny, bo to jest po części zabijanie tego sportu. Żużel to przecież zapach i hałas. Czytałem wypowiedź pewnej osoby na jednym z forów internetowych, że jej hałas koszenia trawy przez sąsiada nie zachęca. Tak samo może być z żużlem. Silniki wydają jakiś dziwny dźwięk, jak jakaś piła spalinowa czy kosiarka. Ponadto przy tym wydobywa się metaliczny pogłos.

Natomiast nikomu nie przeszkadza nieporównywalnie większy hałas podczas wyścigów Formuły 1.

- Dokładnie tak. Podobnie w Superbike’ach. Po co zabijać piękno tego sportu? Przecież ten hałas to jest właśnie między innymi to, co ludzie kochają w speedway’u. Niebawem może stwierdzą, że kierownice są za szerokie albo jest za dużo szprych w kołach. Może od razu dodajmy też ograniczniki prędkości?

Wróćmy do składu Włókniarza. Już co nieco pan o nim wspomniał. W porównaniu do zeszłego sezonu, nie ma w nim pewniaka, jakim był Rune Holta. Upatruje pan w kimś wiodącą postać?

- Na tę chwilę nie ma wybijającej się postaci. To może być nasz atut, bo każdy będzie walczyć o miano tego najlepszego. Im wszystkim może to pomóc, bo będą rywalizować o bycie numerem jeden. Wszyscy wychodzą z równego poziomu i każdy ma takie same szanse.

Niedawno został zakontraktowany Marcel Kazjer, aby umożliwić starty Taiowi Woffindenowi. Rozumiem jednak, że każdy ma równe szanse na występ w meczu.

- Tai za to, że jest Taiem i za to, że dwa lata temu jeździł świetnie nie ma pewnego miejsca w składzie. Jest kilku zawodników na to miejsce. Pamiętać też należy o KSMie. Zbliżają się sparingi i brzydko mówiąc, wszyscy będą przetestowani. Zobaczymy kto się będzie najlepiej prezentował.

Jeżeli jednak Tai będzie jechał dobrze, to o ile się nie mylę, konieczna w składzie będzie obecność Kajzera, właśnie ze względu na KSM, a bez względu na jego formę.

- Liczę na to, że ten chłopak też pojedzie fajnie, bo to jest dla niego ostatni dzwonek. W ostatnim roku juniora zawodnik musi myśleć o tym, że jeśli chce dalej w żużlu istnieć to musi coś zaprezentować, aby później było zainteresowanie jego osobą. Nie jest też powiedziane, że Marcel nie zakotwiczy we Włókniarzu na dłużej, jeśli się sprawdzi. Z optymizmem patrzę nie tylko na postawę Marcela Kajzera, ale również na grupę naszych młodych wychowanków, którą będą się opiekowali trenerzy Puczyński i Jastrzębski.

Jak będzie wyglądać współpraca w sztabie szkoleniowym?

- Nie jestem alfą i omegą. Andrzej Puczyński i Wiktor Jastrzębski to autorytety w dziedzinie żużla. Wiele lat przejeździli i zęby zjedli na torze. Osobiście bardzo ich lubię i cenię. Nie zamierzam sam stać i się mądrzyć z boku. Zawsze będziemy współpracować. Mówi się, że Dymek będzie prowadzić pierwszą drużynę, ale tak naprawdę będzie korzystać z pomocy asystentów, bardziej doświadczonych od niego.

Czyli na meczach będziemy mieli przyjemność widywać cały tercet?

- Oczywiście, że tak. Razem będziemy wygrywać i przegrywać. Do tej pory z ową dwójką mam bardzo dobre kontakty i uważam, że tak będzie nadal. Razem przejedziemy ten sezon.

Dymek będzie korzystał z porad swoich asystentów (na zdjęciu z Grzegorzem Dzikowskim)

Kto będzie odpowiedzialny za przygotowanie toru?

- Toromistrz (śmiech).

To wiadomo, ale kto będzie go instruował jak nawierzchnię przygotować?

- Przede wszystkim musimy wspólnie porozmawiać. Usiądziemy z zawodnikami, gdy ci zjawią się w Częstochowie i dobierzemy odpowiednie parametry, tak jak w poprzednim sezonie. Był tor taki, jaki zawodnicy chcieli.

Mimo to i tak były pretensje do sztabu szkoleniowego o przygotowanie toru.

- Właściwie to pretensje kierowali kibice.

Zawodnikom też się to zdarzało. Mam tutaj na myśli m.in. Rafała Szombierskiego. Wszystkim się chyba jednak nie dogodzi.

- Dokładnie. Myślę jednak, że nie będzie dużych problemów, bo gdy usiądziemy wspólnie z zawodnikami, to wybierzemy taki punkt środkowy, zadowalający większość. Przede wszystkim liczy się dobro drużyny.

Komentarze (0)