Jak powszechnie wiadomo, Australijczyk po ubiegłorocznych rozgrywkach zdecydował się na zakończenie sportowej kariery. - Znalazłem się pod presją, ale to pozytywna presja. Leigh był jedyny w swoim rodzaju i nazywano go Mr Swindon. Wcale nie dążę do tego, żeby go zastąpić. Chcę po prostu wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię. Jestem przekonany, że zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że Leigh jest człowiekiem nie do zastąpienia, a ja po prostu chcę być liderem tego zespołu i poprowadzić go do wielu sukcesów - powiedział Nicholls.
Czy "Hot Scott" ma szansę stać się nowym ulubieńcem kibiców Rudzików? - Ja wiele czasu spędziłem w Ipswich. Leigh był wielbiony w Swindon, ponieważ był numerem jeden i szczególną osobą. Zawsze będzie miał tutaj fanów, którzy nigdy go nie opuszczą i ja to szanuję. Przez ostatnie dziesięć lub dwanaście lat byłem jednak w czołówce ligi pod względem średnich. Poprowadziłem Coventry do kilku tytułów, a także byłem silnym ogniwem Wiedźm. Mam nadzieję, że dzięki temu wniosę coś do tego zespołu - dodał Brytyjczyk.
Co wpłynęło na to, że 32-latek podpisał umowę z klubem z Abbey Stadium? - Szczerze mówiąc, mógłbym jeździć w dowolnym klubie na Wyspach, ale oczywistą sprawą było to, że wiele zespołów miało już swoich liderów i nie pasowałem do ich koncepcji składu. Wiedziałem, że Leigh opuści Swindon, ale miałem kilka opcji. Działacze Rudzików wykazali się jednak największym entuzjazmem, a ja lubię tamtejszy tor. Mecze w czwartki również mi odpowiadają. Jazda dla Swindon to również coś nowego dla mnie. Chcę podejmować nowe wyzwania i poznawać nowych ludzi - zakończył Nicholls.
Leigh Adams spędził w Swindon Robins łącznie aż dwanaście sezonów, a w październiku na stadionie ekipy z hrabstwa Wiltshire zorganizował jeden z trzech swoich turniejów pożegnalnych.
Scott Nicholls (z lewej) darzy Leigh Adamsa wielkim szacunkiem