Czwartkowe obrady "okrągłego stołu" przyniosły decyzję o wprowadzeniu w rozgrywkach polskich lig starych tłumików. Choć środowisko żużlowe w większości już cieszy się z sukcesu (o taką decyzję walczyli prezesi i żużlowcy), to warto uświadomić sobie, w jakich okolicznościach doszło do podjęcia takiej decyzji.
O godzinie 11.00 rozpoczęło się spotkanie przedstawicieli władz polskiego speedwaya z prezesami klubów wszystkich lig. Już sam fakt nieobecności na tym spotkaniu zawodników budził co najmniej wątpliwości. Wyglądało to tak, jakby polski rząd chciał rozmawiać o sytuacji pielęgniarek i położnych w obecności ordynatorów szpitali, pomijając same zainteresowane.
Poinformowano jednocześnie, a właściwie potwierdzono informacje z poprzednich dni, że spotkanie określone mianem "okrągłego stołu" rozpocznie się około 14.30 i będzie otwarte dla mediów. Na bazie tych informacji jedna z telewizji ogłosiła, że będzie na żywo relacjonowała wydarzenia z sali. O godzinie 14.50 rozpoczęło się posiedzenie, w którym udział wzięli reprezentanci Polski. Otworzył je prezes Władysław Komarnicki, który oznajmił wszystkim, że ustalono wspólne stanowisko, które ogłosi przewodniczący Piotr Szymański. Przewodniczący wstał i... poprosił media o opuszczenie sali. Zakulisowych rozmów pomiędzy mediami nie przytoczę, bo łatwo sobie wyobrazić, jakie określenia padały. Komizm całej sytuacji polegał na tym, że zarówno po pierwszym - zamkniętym dla mediów spotkaniu, jak również po drugim, z którego media wyproszono, nikt z nas nie miał problemów ze zdobyciem potrzebnych informacji. Co zatem chciano ukryć przed mediami? Nie wiadomo.
Ta sytuacja uświadomiła mi jednak pewną smutną rzecz. W ostatnim czasie z zaciekawieniem obserwuję batalię o kupno praw do transmisji z piłkarskiej ekstraklasy. Telewizje gotowe są wyłożyć na to ponad 300 milionów! W przypadku żużla zastanawiają się jednak, czy kwota 100 razy niższa nie będzie przypadkiem wyrzucona w błoto. To, w jaki sposób potraktowano media pokazuje, jaka jest świadomość polskiego środowiska żużlowego na temat zasad PR i właściwych kontaktów z mediami. Na palcach jednej ręki można policzyć osoby, które mają "parcie na szkło". Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Najbardziej smutny jest jednak fakt, że wyproszenie mediów nastąpiło w obecności władz polskiego żużla (na sali obecni byli przedstawiciele PZMot i GKSŻ) oraz prezesów polskich klubów. Nikt z obecnych nie uznał tej sytuacji za niestosowną. Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, dlaczego żużel postrzegany jest jako sport zaściankowy? Ja po czwartkowym posiedzeniu już nie.
Apropos mediów, na moment powrócę do V Gali Sportu Żużlowego. Podczas wręczenia nagród, najwięcej kontrowersji wzbudziła kategoria media roku. W tej oto kategorii wyróżniono największy ogólnosportowy dziennik. Zdziwienie pojawiło się dlatego, że całkowicie pominięto Tygodnik Żużlowy - gazetę, która już trzecią dekadę kształtuje świadomość kibiców sportu żużlowego. Kiedy z ciekawości zapytałem o uzasadnienie tej decyzji usłyszałem, że "W Warszawie wszyscy czytają tylko ten dziennik".
Całe wydarzenie uświadomiło mi dwie rzeczy. Po pierwsze, nie spodziewałem się, że ludzie w Warszawie mają tak ograniczone horyzonty (choć do końca nie wierzę w tę argumentację), po drugie wreszcie zrozumiałem, dlaczego firmy z siedzibą w Warszawie nie są zainteresowane sponsorowaniem sportu żużlowego. Nie są, bo oceniają tę dyscyplinę jedynie przez pryzmat afer i wyrzucanych w błoto pieniędzy na kontrakty rozkapryszonych gwiazd. Tak oto wygląda promocja sportu żużlowego.
Przez ostatnie dwa lata naiwnie wierzyłem, że uda się w tym zakresie zmienić przynajmniej sposób myślenia pewnych osób. Do wczoraj. Żeby nie było jednak, że tylko narzekam, powiem również o jednym pozytywie. W czwartek po raz pierwszy od dłuższego czasu, środowisko żużlowe potrafiło przemówić wspólnym głosem. To dobry prognostyk w perspektywie kolejnych sezonów.