Dlaczego na zielonogórskim torze pojawiły się kamienie?

Przebudowa zielonogórskiego toru, mająca na cele poprawę jakości widowisk rozgrywanych na stadionie przy ulicy Wrocławskiej, nie należała do zadań łatwych. Prace trwały o wiele dłużej niż na początku zakładano, a gdy wreszcie udało się je doprowadzić do szczęśliwego końca, na torze pojawiły się uniemożliwiające jazdę kamienie.

Ostatecznie, dzięki zaangażowaniu kibiców i specjalistycznej maszyny do przesiewania nawierzchni, zniknęły one z zielonogórskiego owalu. Skąd się wzięły te kamienie? - Nie ma książki zatytułowanej "Kompendium wiedzy na temat speedway'a", w której moglibyśmy znaleźć rozdział "Przebudowa torów". Wszystko tak naprawdę było robione metodą prób i błędów oraz efektem doświadczeń. Różnica w różnych miejscach toru w zakresie grubości nawierzchni sjenitowej jest niejednakowa. W sytuacji, w której w jednym miejscu jest 15 cm nawierzchni, a w drugim pół metra, nie da się tego przeskoczyć. Taka była struktura tego toru, który nie był wcześniej przebudowywany. Kiedy wjeżdża sprzęt, to w jednym miejscu wybiera sjenit, a w drugim miejscu wchodzi w podłoże. Nie da się tego przewidzieć, tym bardziej w okresie zimowym, kiedy wszystko jest mokre i gliniaste jak błoto. W związku z tym ułożenie tego materiału na pryzmie na murawie nie dawało żadnego przeglądu sytuacji. Gdy tę nawierzchnię znowu nasypywaliśmy, nie było tego widać. A najśmieszniejsze jest to, że po wyrównaniu materiału tych kamieni nadal nie było widać. Wystarczyło to jednak przebronować i ukazywały się gigantyczne ilości kamieni. Teraz mamy taką sytuację, że wiemy, w którym miejscu jest jaka grubość toru. Wiemy, że nie można sięgnąć głębiej niż 20 cm, bo można się wbić w kamień czy też podłoże bitumiczne. Teraz pod tym względem jest porządek - powiedział na zwołanej w piątek w siedzibie Zielonogórskiego Klubu Żużlowego wiceprezes Stowarzyszenia ZKŻ, Jacek Frątczak.

Dlaczego pozostawienie starej nawierzchni (wymieszanej z kamieniami z podbudowy toru) było tak ważne? - Została zrobiona rzecz, o którą walczyłem we Wrocławiu. Gdyby stara nawierzchnia została wywieziona i później nałożona zostałaby wyłącznie nowa, to cały rok byśmy się z tym męczyli, tak jak we Wrocławiu. Nawierzchnia na torze w Zielonej Górze jest już przepracowana i ma w sobie "klej", który sprawia, że tor reaguje na ubijanie, polewanie i wszystko inne. Kiedyś było tak, że hałdy materiału leżały po kilka lat, przywożono je na tor i wszystko było w porządku. Teraz wszystko idzie na świeżo, z młyna. To, co mamy na torze to mielona skała, która gazuje. Potem, jak się cały tor ułoży z nowej nawierzchni i spadnie deszcz, to od spodu idą bąbelki - po prostu gaz. Powoduje to, że taki tor cały czas się rozsypuje. Bardzo dobrym posunięciem było to, że nie zniszczono starej nawierzchni. Owszem, trochę więcej pracy, ale mniej problemów później - wyjaśnił szkoleniowiec Stelmet Falubazu, Marek Cieślaka.

Mieszanka starego i nowego materiału bardzo pozytywnie wpływa na jakość nawierzchni. - Trener Jan Grabowski po czwartkowym sparingu z Ostrovią Ostrów Wielkopolski był zaskoczony, że nowo ułożony tor się nie rozrywał. Nie jest to jednak nowo ułożony, jakby jednodniowy tor, dlatego że mamy do czynienia ze starą nawierzchnią. Cały ambaras polegał więc na tym, aby uratować ten stary materiał, żeby nie doszło do takiej sytuacji, o której powiedział trener Cieślak. Wyszły przez to kamienie, ale myślę, że zrekompensuje nam to ułożenie tego toru i bezpieczeństwo zawodników. Tor się nie rozrywa, nie powinny robić się na nim koleiny - dodał Frątczak.

Komentarze (0)