Gnieźnieńsko - łódzki pojedynek był spotkaniem emocjonującym, pełnym walki na torze. Z takiego obrotu sprawy zadowolony był szkoleniowiec gości. - Chcieliśmy stworzyć dobre widowisko dla kibiców, przede wszystkim dla tych, którzy przyjechali z Łodzi - komentował. - Szkoda, że nie powiodła się rezerwa taktyczna w jedenastym biegu, to pozwoliłoby nam jeszcze trzymać ten wynik. Nie był to na pewno zły wynik w wykonaniu mojego zespołu - dodał.
Niestety, niedzielne spotkanie nie obeszło się bez emocji pozasportowych. Za niesportowe zachowanie do końca zawodów wykluczony został Kacper Gomólski. Szerzej o całej sprawie piszemy tutaj. Łodzianie otrzymali dzięki temu "prezent" w postaci biegów, w których dwóch zawodników Orła rywalizowało z jednym gnieźnianinem. Szansy tej goście jednak nie wykorzystali. Jedna z gonitw zakończyła się remisem, a druga... wygraną Startu w stosunku 3:2. - Szkoda tych biegów - powiedział Ślączka przyznając, że to również miało wpływ na końcowy wynik. - To co Kacper pokazuje to nie jest zabawa. To są zawody sportowe. Sędzia i tak był pobłażliwy, bo powinien wykluczyć go zaraz po powtórzonym biegu. Po to jest telefon, żeby zadzwonić do sędziego i zapytać, nie można robić takich scen jak Gomólski - odniósł się do zachowania 18-latka opiekun Orła.
Łodzianom w osiągnięciu lepszego wyniku przeszkodziła nie tylko dobra forma gospodarzy, lecz również... brak jazdy parowej. Najlepszy przykład braku wzajemnego zrozumienia na torze dali Linus Sundstroem oraz Mateusz Szczepaniak. W wyniku braku współpracy swoją pozycję stracił "Szczepan". - Pary nie są jeszcze tak poukładane, aby oglądać się za sobą wzajemnie - przyznał Ślączka. - Myślę, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej - zadeklarował.
Szkoleniowiec Orła ma nad czym myśleć przed zaplanowanym na 25 kwietnia pojedynku z Lotosem Wybrzeżem Gdańsk. W niedzielnym meczu kilku zawodników nie spełniło jego oczekiwań. - Z pewnością na mecz w Gdańsku wprowadzę pewne zmiany w składzie - krótko zakończył Ślączka.