"Fredka" nie krył swego niezadowolenia z braku możliwości walki na torze. - Oczywiście jestem troszeczkę rozczarowany, ale tak to już jest. Każdy chce jeździć, ja także. Czasem jednak tak bywa, że zabraknie dla kogoś miejsca w składzie. Teraz padło na mnie - powiedział dla SportoweFakty.pl.
Swoje możliwości na torze pokazać mógł każdy, kto zjawił się w ubiegły piątek na treningu punktowanym z Orłem Łódź. Niestety Szwed nie dotarł na stadion w Mościcach. Jego pomyłka i podróż w kierunku Łodzi zamiast do Tarnowa jest porównywana do pomyłki Briana Andersena sprzed lat. Czy był to jednak główny powód jego absencji w niedzielnym spotkaniu przeciwko byłemu pracodawcy? - Nie jest to jedyny powód. Owszem mieliśmy mecz sparingowy w piątek, ale niestety na niego nie dotarłem. Kierownictwo drużyny chciało sprawdzić, kto w jakiej jest formie i ustalić skład. Niestety przez pomyłkę pojechałem do Łodzi, a nie do Tarnowa. Tym samym nie mogłem pokazać jak sobie radzę. Jedną z przyczyn nieobecności w meczu przeciwko Zielonej Górze jest na pewno moja słabsza postawa podczas pierwszego meczu we Wrocławiu. Jedyne co mogę zrobić, to pogodzić się z decyzją władz klubu - dodał zasmucony Lindgren.
Wielu tarnowskich kibiców wierzyło do samego końca, że w siódemce na mecz z "Myszkami Miki" znajdzie się jednak zawodnik z kraju Trzech Koron. Jak się okazało decyzja o braku Lindgrena w niedzielę zapadła już wcześniej. - O tym, że nie pojadę wiedziałem już od kilku dni. Chciałem jednak spróbować pokazać się na przedmeczowym treningu, aby wpłynąć na zmianę decyzji. Niestety nie udało się - wyjaśniał dalej jeździec Tauronu Azotów.
Kolejne spotkanie ligowe "Jaskółki" pojadą w Częstochowie, gdzie znów o punkty będzie bardzo trudno. - Mamy ciężki początek sezonu i dwie porażki na koncie. Na szczęście jest jeszcze sporo czasu do meczu w Częstochowie. Będziemy chcieli się przełamać i wygrać tam na wyjeździe, zwłaszcza, że lubię tamtejszy obiekt - mówił z optymizmem.
Wielkimi krokami zbliża się inauguracja zmagań o tytuł najlepszego zawodnika świata. Szwed po zajęciu trzeciego miejsca w ostatnim Grand Prix Challenge wywalczył sobie prawo startów w tegorocznej edycji Grand Prix. - Mam wielkie plany, ale nie mogę powiedzieć czy zostanę mistrzem świata. Nikt tego nie wie przed startem cyklu Grand Prix. Cała piętnastka tak samo pragnie zdobycia najcenniejszego trofeum - zaznaczał 25-latek z Orebro.
Fredrik Lindgren zdradza nam jednak swoją receptę na sukces. W teorii jest ona dosyć prosta, ale czy w praktyce okaże się skuteczna? - Nie patrzę na nazwiska, bo będę musiał zmierzyć się z każdym i ze wszystkimi będę chciał wygrywać. Nie obawiam się nikogo! - zakończył reprezentant swojego kraju.