Rafał Trojanowski: Gospodarze przygotowali tor do walki, ale byłem za wolny

Przed meczem w Gnieźnie Rafał Trojanowski przewidywał, że jeśli w pierwszych biegach on i jego koledzy nie trafią z przełożeniami, to później będzie katastrofa. Tymczasem początek zawodów należał do zawodników Orła, natomiast dopiero finisz do gospodarzy.

Przed meczem w Gnieźnie Rafał Trojanowski przewidywał: - Musimy trafić z przełożeniami, bo jeśli na początku będzie katastrofa, to potem może być bardzo nerwowo. Wtedy nie ma czasu na testy. Stąd musimy dobrze zacząć, a potem wprowadzać tylko drobne korekty. Tymczasem początek zawodów należał do zawodników Orła, którzy dobrze czuli się na przygotowanym inaczej niż zwykle torze. - Powiem szczerze, że nie spodziewałem się takiej nawierzchni, która była bardziej odmoczona niż zwykle. Byłem bardo zadowolony, ale niestety w niczym mi w to nie pomogło. Ze startu niby było dobrze, ale na dystansie brakowało mi szybkości przez co rywale mijali mnie z obu stron.

Jaka była główna przyczyna 11-punktowej porażki Orła ze Startem? - Mieliśmy za dużo luk w składzie - nie ma wątpliwości Trojanowski. - Zabrakło moich punktów, ale także Jacka (Rempały) i "yankesa" (Łukasza Jankowskiego). Szkoda, bo kiedy zobaczyłem gnieźnieński tor, to byłem dobrej myśli.

Rywalizacja Trojanowskiego (biały) i Mi. Szczepaniaka

Trojanowski podkreśla, że gospodarze przygotowali doskonały tor do walki. - Jeździło się tutaj jak nigdy. Wcześniej w Gnieźnie była tylko jedna ścieżka przy krawężniku, która gwarantowała zdobycie punktów. Natomiast dzisiaj można było wyprzedzać na całej szerokości toru. Chodziła i zewnętrzna, i krawężnik. Ale na takim torze trzeba było być szybkim, a mi tego dziś brakowało. Dobrze, że przed nami dwa tygodnie przerwy, bo będziemy mogli sprawdzić swoje silniki i dokonać ewentualnych poprawek.

Początek meczu wskazywał na to, że Trojanowski zaliczy dużo lepsze zawody niż dwa lata temu, kiedy w Gnieźnie wywalczył tylko dwa punkty. Co prawda dojechał do mety za Scottem Nichollsem i Lewisem Bridgerem, ale długo nękał ich przeróżnymi atakami. - Wcześniej musiałem sobie poradzić jeszcze z Jackiem Rempała, dlatego zabrakło mi dystansu. Tylko pojawia się pytanie, czy to ja byłem szybki, czy może rywale wówczas nie byli jeszcze dopasowani do toru?

Koniec końców były zawodnik m.in. PSŻ Poznań uważa, że Orzeł Łódź pokazał się w Gnieźnie z dobrej strony. - Przede wszystkim pokazaliśmy, że umiemy walczyć. Byliśmy skazywani na wysoką porażkę, a długo toczyliśmy z gospodarzami wyrównany bój. Niestety, ostatecznie okazali się dla nas za szybcy.

Komentarze (0)