Najboleśniej przekonał się o tym Grigorij Łaguta, który zanotował aż trzy defekty. Jego los podzielił Artur Czaja. Wychowanek częstochowskiego klubu w pierwszym wyścigu spisał się znakomicie i po fenomenalnym wyjściu spod taśmy zapisał na swoim koncie pierwszą wygraną w żużlowej Ekstralidze. W kolejnych dwóch biegach na pierwszy plan wybiły się już jednak łańcuszki. W ósmym biegu pęknięty łańcuszek przyczynił się do na szczęście niegroźnego upadku Czai. W biegu dwunastym łańcuszki kosztowały go natomiast stratę jednego punktu, bo przez cały wyścig 18-latek pewnie prowadził przed Patrykiem Dudkiem. - Mogę powiedzieć, że z jednej strony dopisało mi trochę szczęścia, a z drugiej dał o sobie znać także pech. Pierwszy bieg udało się wygrać, ale w kolejnych postrzelały mi dwa łańcuchy sprzęgłowe. Grigorijowi Łagucie strzeliły natomiast trzy łańcuszki. Na pewno był to pechowy pojedynek dla nas - podkreśla Czaja, którego zdaniem bez problemów sprzętowych niedzielny mecz mógł przybrać dla gospodarzy zdecydowanie inny obrót. - Mogliśmy na pewno nawiązać walkę, ale z takim pechem się nie wygra. Mnie także w jednym z biegów na ostatnim okrążeniu zerwał się łańcuszek - dodał wyraźnie niezadowolony.
Problemy z wadliwymi łańcuszkami sprzęgłowymi nie po raz pierwszy spotykają częstochowski zespół, a w szczególności starszego z braci Łagutów. Rosjanin już podczas inaugurującego sezon Kryterium Asów w Bydgoszczy zmagał się z podobnymi problemami. - Wydaje mi się, że jest to spowodowane przez to, iż została wydana jakaś wadliwa seria, która powoduje, że motocykle nie potrafią wytrzymać nawet kilku okrążeń - ocenia Czaja.
Po trzech kolejkach częstochowianie nadal nie mają na swoim koncie ani jednego punktu. Podobnie wygląda sytuacja w przypadku Tauronu Azotów Tarnów. Podopieczni Mariana Wardzały już w poniedziałek zawitają do Częstochowy. - Jestem dobrej myśli i wierzę, że na naszym torze wygramy mecz z Tarnowem - kończy Artur Czaja.
Artur Czaja nie miał w niedzielę zbyt wielu powodów do radości