"Jaskółki" w dalszym ciągu nie potrafią wydobyć się z kryzysu. Po porażkach we Wrocławiu i na własnym torze z kroczącym od zwycięstwa do zwycięstwa Falubazem Zielona Góra, tym razem podopieczni Mariana Wardzały nie sprostali Włókniarzowi Częstochowa. Goście tylko do połowy zawodów stawiali opór częstochowianom. W ostatnich pięciu wyścigach przewaga "Lwów" nie podlegała już żadnej dyskusji. - Jest mi bardzo przykro z tego, że jest tak, a nie inaczej. Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Chciałbym tylko przeprosić kibiców, działaczy i sponsorów za naszą postawę. Musimy się zmobilizować i starać, aby było lepiej, bo na prawdę nie wygląda to za ciekawie. Brakuje mi słów na to, co się dzieje - przyznawał wyraźnie podłamany Martin Vaculik.
Paradoksalnie szeroka ławka rezerwowych i co się z tym wiąże duża rotacja w składzie, nie wychodzi tarnowianom na dobre. W kadrze "Jaskółek" znajduje się bowiem aż ośmiu seniorów i w każdym ze spotkań w składzie pojawiają się nowe twarze. Na całą sytuację narzekał Fredrik Lindgren. Podobnego zdania jest i Słowak. - Na pewno nie wychodzi to z korzyścią dla nas. Lekarstwem na to będzie moje obywatelstwo, które mam nadzieję niedługo będzie przyznane. Dzięki temu wszystko będzie wyjaśnione. Każdy będzie pewny miejsca w składzie, ja zajmę pozycję juniora i wygrywamy! - mówi 21-latek z lekkim uśmiechem na twarzy. Zawodnik rodem z Zarnovicy podkreślił jednocześnie, że sprawa przyznania mu polskiego paszportu jest wciąż w toku i kibice muszą uzbroić się w cierpliwość. - Zobaczymy, jak to się wszystko rozwinie. Mam nadzieję, że jak najszybciej się to wyjaśni. Musimy poczekać - dodaje zawodnik tarnowskiego klubu.
Słowacki rodzynek w Ekstralidze był jedną z wyróżniających się postaci w zespole z Tarnowa w poniedziałkowym pojedynku. Vaculik imponował zwłaszcza na początku pojedynku, gdy nie było na niego mocnych i biegi wygrywał ze zdecydowaną przewagą. W drugiej fazie zawodów dostroił się jednak do swoich partnerów z drużyny i także spuścił z tonu. - Przyznam, że nic szczególnego w sprzęcie nie zrobiłem. Dobrałem takie, a nie inne przełożenia i akurat się one sprawdziły. Dwa biegi były bardzo dobre w moim wykonaniu. Później już jednak wszystko się zmieniło i nie było już tak dobrze. Tor pozmieniał się i nie potrafiłem się do niego dopasować - ubolewał.
Na pomeczowej konferencji prasowej opiekun Tauronu, Marian Wardzała przyznał, że gospodarze potrafili lepiej się odnaleźć i zaadoptować do zmieniających się warunków torowych. Tarnowianie natomiast w końcówce z dobraniem odpowiednich przełożeń byli wyraźnie na bakier. - Być może zmieniający się tor miał na to wszystko wpływ, ale tak na prawdę ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Na prawdę nic nam się nie układa. Jestem bezsilny. Obyśmy zaczęli wreszcie wygrywać... - kończy Martin Vaculik.
Tarnowianie na prowadzeniu - to na razie rzadki widok w Ekstralidze