Mitko od początku sezonu znajduje się w dobrej dyspozycji. Udane występy notował w sparingach, a dwóch meczach ligowych był najskuteczniejszych zawodnikiem swojej drużyny. W poniedziałek miał podwójne powody do radości, ponieważ on spisał się świetnie, a jego zespół wygrał. - W meczu z Polonią nie mieliśmy słabych ogniw, co okazało się kluczem do zwycięstwa - twierdzi "Siwy". - W Krośnie kilku zawodników pojechało słabiej, natomiast w poniedziałek każdy punktował na swoim poziomie. Co ważne, omijały nas problemy sprzętowe i defekty. Przegrana na inaugurację była dla nas zimnym prysznicem, ale zmobilizowała do lepszej postawy. Z kolei wygrana z Piłą pozwoli nam uwierzyć w siebie i podbuduje morale.
Wychowanek RKM-u Rybnik w ostatnim pojedynku uzbierał jedenaście punktów. Uważa, że jego dorobek mógł być okazalszy, gdyby nie problemy na początku zawodów. - W pierwszych biegach startowałem z niekorzystnych zewnętrznych pól, a wygrywał ten, kto szybciej dojechał do krawężnika. Mimo to w swoim pierwszym wyścigu poradziłem sobie nieźle. Natomiast w drugim dałem się niepotrzebnie wyprzedzić Korolewowi. Jestem jednak zadowolony. Dobrze, że pogoda wytrzymała tak długo i udało mi się pojechać pięć razy. Szkoda tylko, że nie odbył się ostatni bieg, w którym mogliśmy powiększyć prowadzenie.
W barwach Polonii zadebiutowali bracia Pawliccy, lecz zaprezentowali się przeciętnie. Mitko twierdzi, że przyczyną słabszej postawy mogła być presja. - Poniedziałkowy mecz udowodnił, że nazwiska nie jeżdżą. Wygrałem zarówno z Piotrkiem, jak i Przemkiem, dlatego nie czuję się od nich gorszy. Na braciach działacze, kibice, cały świat wywierał ciśnienie i oni sobie z tym nie poradzili. Na nas ta presja nie ciążyła. Jechaliśmy na luzie i pokonaliśmy przeciwników. Mnie nazwiska nie przerażają. Gdy staję pod startem, to nie myślę o tym, z kim rywalizuję.
Mitko w niedzielę wielkanocną uczestniczył w finale Złotego Kasku. Zajął przedostatnie miejsce, ale zdobył cztery punkty i pokonał bardziej utytułowanych rywali jak Sebastian Ułamek czy Grzegorz Walasek. - Już sam awans do finału był sukcesem - mówi zawodnik Kolejarza. - Piętnasta lokata nie robi wrażenia, ale cztery "oczka" w starciu z jeźdźcami z wysokiej półki to dobry wynik. Tym bardziej że nie można mówić o przypadku. W każdym z biegów walczyłem i jechałem blisko rywali. Mogłem pokusić się o lepsze miejsce, lecz w 12. wyścigu zostałem wyprzedzony przez Mateusza Szczepaniaka. Zostawiłem mu zbyt dużo przestrzeni przy wewnętrznej. Występ dał mi sporo, gdyż mogłem sprawdzić się na tle krajowej czołówki. Notuję coraz lepsze wyniki, które mobilizują do jeszcze cięższej pracy. Mimo to uważam, że stać mnie na więcej. Dopiero się rozpędzam.
Michał Mitko miał w poniedziałek powody do radości