Fredrik Lindgren: Moim idolem był "Henka" Gustafsson

Fredrik Lindgren, choć nie ukończył jeszcze dwudziestego szóstego roku życia, to przez wielu określany jest jako niespełniony talent. Wszystko przez to, że od najmłodszych lat typowany był na następcę swojego wielkiego rodaka - Tony'ego Rickardssona.

- Mnie wcale nie chodzi o to, żeby iść jego drogą. Wydaje mi się, że jestem jeszcze na to za młody. Mieliśmy przerwę, podczas której w ścisłej czołówce nie było żadnego Szweda, ale uważam, że mój czas wkrótce nadejdzie. Patrząc na osiągnięcia Tony'ego nietrudno dostrzec, że to idealny ambasador żużla, który wywalczył sześć tytułów mistrza świata. Nikt nie jest w stanie go zastąpić. Ja po prostu chcę być sobą i dawać z siebie wszystko - powiedział Lindgren.

"Fredka" to zawodnik przywiązujący się do barw klubowych. W ojczyźnie od sezonu 2006 zdobywa punkty dla Dackarny Malilla, w Wielkiej Brytanii od 2003 roku przywdziewa kevlar Wolverhampton Wolves, a w Polsce w latach 2006-2010 ścigał się dla Falubazu Zielona Góra, by przed trwającymi rozgrywkami przenieść się do Taurona Azotów Tarnów. - Moja baza na Wyspach znajduje się w Rugeley, czyli jakieś 40 minut drogi od Wolverhampton. Podczas trwania rozgrywek zazwyczaj śpię jednak w hotelach. Moim prawdziwym domem jest Oerebro w Szwecji. Tam mam swoje łóżko i zawsze z radością powracam do tego miejsca. Jeśli chodzi o Dackarnę, to w tym sezonie mamy troszkę słabszą drużynę niż ostatnio. O wiele bardziej potrzebujemy wsparcia młodszych jeźdźców, a najlepsi nie mogą już pozwalać sobie na wpadki - dodał 25-latek.

Jak się okazuje, speedway nie jest jedynym sportem w życiu reprezentanta Trzech Koron. - Grałem w hokeja na lodzie, ale skończyłem z tym w wieku 16 lat, ponieważ musiałem wybrać pomiędzy karierą żużlowca a hokeisty. Postawiłem na żużel, bo w tym byłem lepszy. Kocham jednak hokej i w przerwie zimowej zawsze wspieram moją lokalną drużynę - kontynuował jeździec ekipy z Małopolski.

Fredrik nigdy nie osiągnąłby takiego poziomu, gdyby nie pomoc ojca, który w przeszłości odnosił sukcesy w wyścigach motocyklowych na lodzie. - Mój tata Tommy to wielki człowiek. Gdy uczyłem się żużla, zawsze udzielał mi cennych wskazówek. Obecnie dba w moim teamie o różne rzeczy i ma spory wpływ na moją karierę. Teraz nasze relacje są nieco inne niż przed laty, ponieważ wspólnie dyskutujemy o ustawieniach sprzętu i najlepszych ścieżkach. Tato pomaga mi również w poprawieniu wyników osiąganych na dłuższych torach, co obecnie jest moim priorytetem - ciągnął "Fredka".

To jednak nie ojciec był sportowym idolem Szweda w latach jego wczesnej młodości. - Zawsze podziwiałem hokeistę Petera Forsberga. Jeśli chodzi natomiast o żużlowców, to moim idolem był "Henka" Gustafsson - poinformował Lindgren.

Pomimo, że Fredrik Lindgren nie został jeszcze mistrzem świata, wielu młodych chłopców chciałoby pójść w jego ślady. Czy Szwed ma jakieś rady dla świeżo upieczonych żużlowców? - Radziłbym nie wydawać od razu wielkich pieniędzy na sprzęt. W pierwszej kolejności trzeba się nauczyć jeździć na standardowych maszynach, a gdy z nich wyciśnie się maksimum, wtedy powinno zacząć się myśleć o ulepszeniach. Widziałem wielu młodych chłopaków, którzy zaczynali na wypasionych motocyklach, z którymi nie mogli sobie poradzić. Często zabawa kończyła się upadkiem i późniejszym strachem. Technika to podstawa. Dopiero potem szybkość - zakończył Szwed.


Fredrik Lindgren (ż) wierzy, że czas jego sukcesów wkrótce nadejdzie

Komentarze (0)