Tauron Azoty Tarnów przegrał szósty ligowy mecz z rzędu i z zerowym dorobkiem zamyka ekstraligową tabelę. Trenera "Jaskółek" zapytaliśmy, co by powiedział, gdyby przed sezonem ktoś stwierdził, że tak będzie wyglądać jazda tarnowian w sześciu kolejnych spotkaniach na początku Speedway Ekstraligi. - Uznałbym to za gruby żart, ale niestety jest to faktem i nie wiem jak to tłumaczyć. Po pięknej walce przegrywamy któryś mecz z kolei. Nie są to duże różnice, jednak końcowy rezultat zawodów nie jest dla nas korzystny. Dzisiaj zarówno ja, jak i drużyna wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie wygrać w Rzeszowie. Specjalnie nie wierzyłem w rzeszowski szpital, bowiem sam kiedyś byłem sportowcem i nawet jak mnie coś bardzo bolało to wsiadałem na motocykl i jechałem. Zapominałem o bólu i zdobywałem punkty. Najbardziej prawdziwy był tutaj przypadek Rafała Okoniewskiego, gdyż po nim rzeczywiście widać kontuzję i życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia. Natomiast jeśli chodzi o resztę, widać, że byli w doskonałej formie, czuli tor, wiedzieli którędy jeździć - wyjaśnia szkoleniowiec tarnowian w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl.
Czego zatem zabrakło zespołowi Tauronu Azoty, aby wygrać w stolicy Podkarpacia? - Nasi zawodnicy jeżdżą w kratkę i to jest nasza słabość. Raz jedzie jedna dwójka, ale inni zawodzą, w kolejnym meczu jest odwrotnie. Nie wiem jak się tego wyzbyć. Notujemy przebłyski indywidualnie, natomiast drużynowo już nie. Do toru dzisiaj nie można mieć żadnych, ale to naprawdę żadnych pretensji. Był przygotowany wzorowo - wyjaśnia Wardzała.
W niedzielnym meczu po raz pierwszy zawodnicy wystartowali na nowych tłumikach. Wiele osób podkreślało, że walka na nich jest taka sama jak na starych. - Jest to prawdą, jednak trzeba pamiętać, że jest to tor twardy. Będą problemy jeśli trafimy na tory bardzo przyczepne - mówi coach "Jaskółek". Tarnowska drużyna ma spory orzech do zgryzienia, gdyż na półmetku sezonu mogą nie mieć żadnego punktu na swoim koncie. - Myślę, że w rewanżach poradzimy sobie i będzie to wyglądać dużo lepiej niż dotychczas. Kiedyś ta zła passa musi zostać przerwana - krótko stwierdza trener tarnowian.
Wielu twierdzi, że ratunkiem dla tarnowian byłby polski paszport dla Martina Vaculika. - Czekamy już pół roku i doczekać się nie możemy. Martin też zawodził, jednak zakupił nowe silniki, przetestował je i dzisiaj było widać tego efekty. Na pewno przydałby się do naszej drużyny jako młodzieżowiec, bowiem dałoby to nam większe pole manewru. Natomiast jeśli chodzi o Bjarne Pedersena, ma on taką samą szansę jak każdy, aby jeździć w podstawowym składzie. Musi to jednak pokazać, a zarazem udowodnić na torze - kończy Marian Wardzała.