Mirosław Lewandowski: Zanim porozmawiamy o planach, jakie chce pan zrealizować w najbliższej przyszłości, proszę jeszcze raz wyjaśnić informację, o rzekomym długu Polonii wobec zawodników.
Marian Dering: Na posiedzeniu Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Urzędu Miasta Bydgoszczy podałem kwotę, która pozwoli nam zamknąć budżet i spokojne funkcjonować do końca sezonu. Innymi słowy chciałem zasygnalizować prezydentowi Bydgoszczy, ile potrzebujemy pieniędzy od miasta, żeby wywiązać się z kontraktów.
W takim razie dlaczego media podały informacje o zadłużeniu klubu?
- Moja wypowiedź została po prostu źle zinterpretowana przez niektóre media. Tymczasem ja mówiłem o kwocie, która stanowi tzw. "sztywne" zobowiązania wobec zawodników, wynikające z podpisanych przed sezonem kontraktów. Chcę również dodać, że przedstawiając tę prezentację przyjąłem wariant pesymistyczny. Ta kwota, czyli 967 000 zł może być sporo mniejsza. Ale wolałem podać wyższą sumę, żeby później nie musieć się tłumaczyć, że nie udało mi się zrealizować pewnych zamierzeń.
Czyli ta kwota nie obejmuje wypłat za punkty zdobyte w poszczególnych meczach?
- Dokładnie. Wszystkie zobowiązania meczowe są płacone zawodnikom na bieżąco. Oczywiście zdarzają się również małe poślizgi czasowe, ale one nie stanowią dla zawodników żadnych problemów. Chcę również powiedzieć, że tego dnia, kiedy informacja o rzekomym zadłużeniu obiegła media, my rano robiliśmy bieżące przelewy dla naszych żużlowców.
Wszystkie te historie z kłopotami finansowymi ciągną się za Polonią od początku tego roku. Proszę powiedzieć, jaką sytuację zastał pan w klubie po objęciu funkcji prezesa?
- Poprzedni zarząd przyjął budżet, który opierał się na wirtualnych założeniach. Nie miał on pokrycia w rzeczywistości. To, że jego wysokość wynosi 6,5 mln zł. nie jest dla nikogo tajemnicą. Duże zyski klub miał czerpać z biletów. Niestety frekwencja jest mniejsza, więc i wpływy się obniżyły. Wskutek decyzji prezydenta Bydgoszczy spadły również przychody z reklam. Rafał Bruski przyjął taką politykę, że spółki miejskie nie będą się reklamować poprzez sport. Zamiast tego miasto może przeznaczyć pieniądze do klubu w innej formie. Ale najbardziej odczuwalna strata w budżecie jest spowodowana utratą praw do organizacji turnieju Grand Prix. O to mam mały żal do moich poprzedników. To właśnie tej kwoty, którą w zeszłym roku udało się zarobić organizując ostatnią rundę IMŚ, teraz brakuje.
Od momentu objęcia przez pana funkcji prezesa Polonia zyskała kilku ważnych sponsorów. Czy w najbliższym czasie szykują się kolejne umowy sponsorskie?
- Prowadzimy rozmowy z kilkoma podmiotami i sądzę, że one mogą się zakończyć sukcesem. Nie mogę teraz rzucać żadnych wirtualnych kwot i mówić, że nagle się znajdzie sponsor tytularny i wyłoży co najmniej 500 tys. zł. Każde przedsiębiorstwo ma już zaplanowany budżet i trudno zmieniać coś w trakcie trwania sezonu. Nasza rola polega na tym, żeby dotrzeć do takich ludzi, których stać na reklamę. Musimy ich przekonać, żeby chcieli się promować przez sport. Wielu takich potencjalnych reklamodawców widzę na trybunach podczas meczów Polonii, więc wnioskuję, że interesują się żużlem. Po prostu trzeba ich zmobilizować.
Jest pan prezesem od dwóch miesięcy. Proszę powiedzieć, czy w klubie panuje dobra atmosfera?
- Atmosfera jest coraz lepsza. Przede wszystkim staramy się spotykać i współpracować z jak największym gronem ludzi zainteresowanych przyszłością żużla w Bydgoszczy. Mogę tutaj wymienić np. Stowarzyszenie Pomagamy Polonii. Mimo że mamy pewne różnice zdań, to wdrażamy nasze pomysły i słuchamy się na wzajem. Niekiedy te pomysły mogą przynieść klubowi małe straty, ale ważniejsza jest promocja, bo walczymy o każdą setkę kibiców. Chcemy, żeby w przyszłości atmosfera na stadionie podczas meczów była zbliżona do tej, jaka panuje np. Zielonej Górze. Mam tam przyjaciół, którzy mówią mi, że dla nich żużel jest jak religia. Chcemy, żeby podobnie było w Bydgoszczy. Dlatego być może pod koniec roku będziemy szukali innej koncepcji przygotowywania karnetów. Chcemy, żeby docelowo na trybunach bydgoskiego stadionu podczas każdego meczu zasiadało około 8 tys. kibiców.
A czy zamierza pan wprowadzić w klubie jakieś zmiany?
- Po dwóch miesiącach mojego urzędowania mogę stwierdzić, że zmiany w klubie będą potrzebne. Nie mówię, że będą to rewolucyjne posunięcia. Z drugiej strony trudno dokonywać jakiś większych ruchów w trakcie sezonu, bo to może się odbić na sportowych wynikach, a tego chciałbym uniknąć. Nie mam również na myśli żadnych drastycznych ruchów kadrowych. Będą to zmiany organizacyjne. Być może zmienią się trochę zakresy obowiązków, czy kompetencje niektórych pracowników. Będę chciał jak najbardziej racjonalnie wykorzystać obecne zatrudnienie.
Czy są już jakieś konkretne pomysły dotyczące zwiększenia zysków ze sprzedaży biletów?
- W tym roku skończyliśmy z tzw. rozdawnictwem biletów. Pozostały jedynie zaproszenia, które wynikają z umów sponsorskich. Oprócz tego wprowadziliśmy kartę Super VIP. Koszt jednej wynosi 1 tys. zł. Mają one na celu przyciągnięcie na stadion przedsiębiorców, którzy mogą zainwestować w nasz klub poprzez reklamę. Kiedy przyszedłem do klubu, mieliśmy sprzedanych sześć takich kart. Teraz ta liczba wzrosła do 25. Mam nadzieję, że do końca sezonu sprzedamy ich w sumie ok. 50, co przyniesie dodatkowe 50 tys. do kasy klubu.
Na początku roku prezydent Bydgoszczy mówił o możliwości wybudowania nowego obiektu. Czy ta koncepcja nadal istnieje?
- Temat jest nadal aktualny. Szukamy lokalizacji w obrębie granic miasta. Podstawowy warunek, który musi być spełniony, to dobre ciągi komunikacyjne. Nowy stadion musi być również wielofunkcyjny. To nie może być obiekt typowo żużlowy, bo inaczej nie byłoby sensu przenosić stadionu z takimi bogatymi tradycjami w inne miejsce. Może to być np. centrum sportów motorowych lub coś w tym stylu. W każdym razie wokół stadionu musi być miejsce m.in. na gastronomie i duży parking. Nowy stadion musi "żyć" cały rok. Mamy różne pomysły i myślę, że jeśli dojdzie do konkretnych rozmów, z pewnością będą one wzięte pod uwagę. Poza tym jednym z motywów budowy nowego obiektu jest powrót do Bydgoszczy imprez międzynarodowych. Dlatego ja uważam, że nowy obiekt wcześniej, czy później powstanie.
Nie wszyscy patrzą na tę koncepcję przychylnym okiem...
- Niektórzy przeciwnicy budowy nowego stadionu po wysłuchaniu moich argumentów zmieniają zdanie. Ja nie chcę przekreślać dotychczasowych osiągnięć klubu. Należę do ludzi, którzy bardzo mocno żyją historią Polonii. Jednak nawet jeśli wyremontujemy obecny stadion, to możemy jedynie poprawić komfort oglądania zawodów. Natomiast nie zorganizujemy żadnego zaplecza wokół niego, ponieważ nie mamy takich możliwości. A stadion musi żyć, musi przynosić zysk. Nie może stać kilka miesięcy pusty.
Dotknął pan ważnego tematu. Bydgoszcz w zeszłym roku utraciła prawo do organizacji zawodów z cyklu Grand Prix. Jednak w mediach pojawiły się informacje, że klub już czyni starania o powrót światowego speedwaya do Bydgoszczy. Czy to prawda?
- Po Grand Prix Europy w Lesznie w imieniu prezydenta Bydgoszczy rozmawiałem z ludźmi z firmy BSI. Przedstawiłem im nasze oczekiwania i propozycje. W 2012 i 2013 r. jesteśmy zainteresowani organizacją Drużynowego Pucharu Świata. Oczywiście do tych zawodów musielibyśmy się odpowiednio przygotować, np. instalując dodatkową trybunę, jak podczas ostatnich zawodów Grand Prix. Wiemy już, że to byłyby półfinały, ponieważ w 2012 finał odbędzie się w Szwecji, a w 2013 prawdopodobnie w Anglii na otwarcie nowego obiektu w Machesterze. Ale półfinały z udziałem Polaków z pewnością przyciągnąłby na trybuny wielu kibiców. Poza tym nie ma co ukrywać, że takie zawody przyciągają również wielu potencjalnych sponsorów i są dodatkową promocją dla miasta.
A co z zawodami z cyklu Grand Prix? Czy jest szansa, że wrócą one do Bydgoszczy?
- Wstępnie rozmawialiśmy również o tym, żeby w latach 2014-2018 zorganizować zawody Grand Prix na nowym stadionie. To były jednak wstępne rozmowy bez przedstawiania oferty finansowej. Być może postaramy się również o organizację jednej eliminacji w 2013 r., jednak wszystko zależy od tego, jaką będziemy mieli konkurencję. Rozmawiałem niedawno z prezesem Polskiego Związku Motorowego, który stwierdził, że polskie miasta powinny unikać szaleńczego wyścigu o organizację tych zawodów.
A jak ocenia Pan tegoroczne osiągnięcia sportowe drużyny Polonii?
- Sportowo drużyna jest bardzo mocna. Jednak jak mówi stara prawda, nie zawsze nazwiska robią wynik. Pierwszy zimny prysznic otrzymaliśmy w Rybniku, gdzie skazywany na pożarcie RKM ROW nas pokonał. Później przyszło bardzo ważne zwycięstwo w Gnieźnie i kolejna porażka w Gdańsku. Po tych zawodach rozmawiałem z niektórymi zawodnikami, którzy byli przekonani że wygramy ten pojedynek. Ja sam przed biegami nominowanymi w najgorszym wypadku typowałem remis. Niestety nie udało się. Jednak ta porażka to nie jest wielka tragedia. W końcu Lotos Wybrzeże to również bardzo silna drużyna. Z marketingowego punktu wiedzenia taka "wpadka" czasami dobrze wpływa na atmosferę w klubie. Kibice widzą, że drużyna sama wszystkiego nie wygra i przychodzą ją dopingować. Podsumowując, ten mecz nie zmienia faktu, że Polonia powinna awansować do ekstraligi.