Krzysztof Jabłoński błysnął już podczas meczu w Poznaniu, kiedy w polskich ligach pierwszy raz korzystano z motocykli wyposażonych w nowe tłumiki. Wówczas zdobył dla Startu 13 punktów, imponując przede wszystkim doskonałą jazdą na dystansie. Tydzień później jeszcze poprawił ten wynik, dorzucając oczko bonusowe (13+1). Sposób na niego znalazł jedynie Rory Schlein, ale miało to miejsce w inauguracyjnym wyścigu, a do tego po przegranym starcie kapitan gnieźnieńskiego zespołu skupił się na "pilnowaniu" partnera z pary - Oskara Fajfera.
Okazuje się, że starszy z braci Jabłońskich, który dzięki dwóm ostatnim występom awansował na ósme miejsce wśród najskuteczniejszych zawodników I ligi, nie jest zaskoczony swoją dobrą dyspozycją. Przy czym trzeba dodać, że raczej stroni od oceniania samego siebie. - Nie jestem od tego, żeby oceniać samego siebie. Cieszę się, że drużyna wygrała. Do tego wszystkim naszym zawodnikom chyba ścigało się dzisiaj bardziej przyjemnie. Cały czas mamy znak zapytania związany z nowymi tłumikami. Ciągle trzeba nad nimi pracować. Nie ma tak, że można sobie usiąść i ze spokojem twierdzić, że jest się dopasowanym do każdego rodzaju toru - przekonuje.
Styl w jakim kapitan Startu ostatnio wygrywa biegi jest imponujący, tym bardziej, że wielu zawodników ma spore problemy z rozgryzieniem jazdy przy użyciu nowych tłumików. - Cóż, po prostu odrobiłem zadanie domowe. Przygotowywałem się ponad rok. Zbierałem informacje. Wspólnie z moim teamem przeprowadzałem różne testy, dlatego nie jest dziełem przypadku, że wszystkie moje silniki przestawiłem na nowe tłumiki i wszystkie działają bez zarzutu. Oczywiście nie zamierzam spocząć na laurach, bowiem mam jeszcze wiele do zrobienia. Przede wszystkim chciałbym poprawić starty, żeby wrócić do poziomu, który prezentowałem wcześniej. Ale cieszę się, że nie brakuje mi mocy w polu, bo z tym są największe problemy. Kwestią czasu jest, żeby te silniki dograć jeszcze bardziej.
Na koniec Jabłoński odniósł się do gnieźnieńskich kibiców, którzy po dwóch porażkach na swoim torze nie stracili wiary w zawodników Startu. - Oczywiście, że dziękujemy im za doping i obecność. Mam nadzieję, że się nie zawiedli, bo to nie był mecz do jednej bramki. Poza tym przygotowana nawierzchnia pokazała, że w Gnieźnie można wyśmienicie się ścigać. Zapraszam ich na kolejne zawody, bo na pewno znowu będzie ciekawie! - zwrócił się do sympatyków Startu.
Krzysztof Jabłoński ma ostatnio wiele powodów do radości